Akademia maratonu: Zatrzymała mnie wczoraj policja, choć wcale nie biegłem za szybko!

Tryb życia, jaki prowadzę, nie pozostawia mi zbyt wiele wolnego czasu. Prowadzę firmę, większość zleceniodawców mam spoza Łodzi, co skutkuje często całodniowymi nieobecnościami w domu. Jestem ojcem dwóch wspaniałych dziewczyn (jedna z nich właśnie ukończyła pierwszy miesiąc życia). W moim życiu zawsze coś się dzieje i pewnie dlatego nigdy nie udało mi się wytrwać w postanowieniu przygotowania się do maratonu. Postanowienia są fajne i nie zobowiązujące, dopóki nie wypowie się ich na głos. Próbę zbudowania formy biegowej podejmowałem jak dotąd dwukrotnie. Jakiś rok temu próbowałem się rozbiegać, niby to w celach zrzucenia wagi, ale ciągle miałem na myśli chęć wystartowania na królewskim dystansie. Rzecz była poważna – założyliśmy z kolegą klubik „Bez Balastu”, a na blogu opisywaliśmy nasze biegowe zmagania z nadwagą. Później przyszła zima, a wraz z nią świąteczne lenistwo i kolejne kilogramy. Zrezygnowałem, bo przecież i tak nie było na nic czasu.

Później nadszedł bieg adidas 10k, w którym wystartowałem bez żadnego przygotowania, po kilkumiesięcznej przerwie. Pojawił się nowy zapał, którego starczyło… na około miesiąc. Pobiegłem w piętnastokilometrowym biegu przy pucharze Maratonu Warszawskiego i znów czegoś zabrakło. Zapału? Czasu? Sam już nie wiem czego. 

Tym razem zdaję sobie sprawę, że sytuacja jest inna. Los dał mi szansę dotrzeć zdobyć tę wiedzę, którą dawno powinienem był już posiadać. Rozgrzewka przed biegiem? Może ciężko w to uwierzyć, ale nigdy nie chciało mi się na nią tracić czasu. Rozciąganie po biegu? Po co, przecież zakwasy to rzecz naturalna a ból po biegu to tylko dowód poniesionego wysiłku fizycznego. Biegam trzy tygodnie i cieszę się, że takie myślenie mam już za sobą.

Udział w Akademii Maratonu to dla mnie spora szansa, ale i poważne zobowiązanie. Widząc olbrzymie zaangażowanie każdego, kto ją tworzy – Bartka (pomysłodawcy), Krzysztofa (trenera), Roberta (fizjoterapeuty) i Pauliny (dietetyczki), wstydem byłoby nie włączyć się w nią w podobny sposób. Dlatego stosując się do wszystkich rad, słucham ich i wcielam w życie w codziennym treningu. I z każdym biegiem czuję się coraz lepiej.

Robert nauczył mnie rozgrzewki przed i po treningu, a bardzo dobry stan mojego organizmu po każdym wysiłku dowodzi, jak istotna jest to nauka. Krzysztof na pierwszym z serii biegów Grand Prix Łodzi podkreślał wagę regularności treningów – stają się one już stałym elementem każdego mojego dnia. Paulina pomaga w drugiej, bardzo ważnej dla mnie walce. Dziewiątka z przodu, którą zobaczyłem na wadze miesiąc temu, przeraziła mnie, gdyż był to mój osobisty rekord. Dzięki Paulinie Kruk zmieniam swoje przyzwyczajenia żywieniowe i o dziwo wcale nie czuję się głodny czy słabszy.

Jeżeli ktokolwiek z czytelników tego tekstu zastanawia się jeszcze, czy wziąć udział w kwietniowym maratonie łódzkim, niech przestanie myśleć tylko zaraz bierze się do pracy. Nie przebiegłem jeszcze maratonu, ale wiara i zaangażowanie osób pomagających mi się do niego przygotować, dodaje mi skrzydeł.Zdobywam nową wiedzę i doświadczenie, którymi z chęcią podzielę się dalej. Dlatego jeśli czyta to ktoś, kto biega lub planuje biegać w okolicach Centrum Zdrowia Matki Polki, zachęcam do wspólnych treningów. Moje eskapady wypadają zazwyczaj w godzinach między 22 a 2 w nocy, co prowadzi czasem do zabawnych sytuacji. Najwyraźniej widok kogoś wybiegającego  około północy z małej chojeńskiej uliczki budzi tylko jeden rodzaj skojarzenia, bo po minucie wczorajszego biegu zobaczyłem bijącą zza pleców niebiesko-czerwoną łunę. Obróciłem głowę by usłyszeć od panów policjantów lakoniczne pytanie „Acha, biegamy?”. Kiedy potwierdziłem, panowie odjechali o nic więcej nie pytając.

Pozdrawiam

Marek Miller

 

Powiązane Posty