Kaszubskie bieganie relacja Rafał Andrzejczaka

Razem z moją rodziną oraz mojego brata postanowiliśmy wybrać się na majówkę na Kaszuby. Zanim zdążyłem pomyśleć przyszedł do mnie mail z potwierdzeniem rejestracji do Biegu Orłów. Okazuje się, że to Tomek znalazł bieg i od razu nas zapisał. Dystans to 10 km w odległości około 40 km od naszego miejsca noclegu w miejscowości Czarna Dąbrówka. Przed biegiem głównym dodatkowo biegi dla dzieci, tak więc i nasze pociechy będą się mogły sprawdzić. Trasa asfaltowa, z odcinkiem 200 m po drodze polnej i na koniec około 500 m dobiegu przez parking i las do stadionu. Do przebiegnięcia będziemy mieli 2 kółka po 5 km. 

Przy rejestracji dostaję numer 13, nie jestem przesądny więc nie stanowi to dla mnie problemu. Do biegu zapisało się ostatecznie 157 osób. Szybko więc kalkuluję, że jeżeli uda mi się zachować poziom podobny jak w ostatnią niedzielę w Konstantynowie Łódzkim, to mam szansę na pierwszą dwudziestkę. 

Po starcie próbuję zatem trzymać się w miarę blisko czołówki, Tomek miał biec za mną, ale jakoś zaraz znika mi z pola widzenia. Co dziwne mimo, że biegnę ile sił w nogach czołówka również szybko się oddala :(. Szybko mi przemyka, że to chyba nie mój dzień i ciężko będzie coś nabiegać. Dodatkowo jak to na Kaszubach płasko nie jest. 

Przy tabliczce z oznaczeniem pierwszego km mój zegarek pokazuje 3:53 – czyli jednak biegnę dosyć szybko, dlaczego zatem prowadzący tak szybko mi uciekli, trzeba zwolnić, bo w takim tempie nie dam rady do mety. Drugi km wolniej, ale i tak wychodzi w 3:54. Zaczyna się jednak długi podbieg i już wiem, że takiego tempa nie mam szans wytrzymać. Potwierdza to mój czas na 4 km 16:15, czyli średnia spada powyżej 4 min/km. Na nawrotce widzę Tomka, jest jakoś z tyłu stawki i też mocno zmęczony – a przed biegiem zapowiadał walkę o życiówkę. 

Pierwsze kółko kończę z czasem 19:41 – czyli jednak szybko. Okazuje się, że 4 km był źle ustawiony. To mi trochę dodaje skrzydeł, ale i tak jest ciężko – ciągle w górę i w dół, a dodatkowo zaczyna mocno świecić słońce. W połowie biegu jestem 32 i cały czas ktoś mnie wyprzedza. Tomek na kolejnych nawrotkach też wydaje się mocno zmęczony. Do mety dobiegam ma 44 miejscu z czasem 40:07, a więc życiówka poprawiona o ponad minutę pomimo, że miejsce zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tomek 5 minut po mnie z czasem 45:53 (życiówka poprawiona o około 4 minuty). Obaj jesteśmy bardzo zadowoleni z czasów, szczególnie na takiej trudnej trasie. Daje to podstawy do mocnej walki na Biegu Ulicą Piotrkowską pod koniec maja. 

Po analizie wyników jestem jedynie zaskoczony poziomem zawodników w tym lokalnym biegu w małej wsi na Kaszubach. Zwycięzca wygrywa z czasem 30:35, a my w dwójkę jesteśmy na odległych miejscach w stosunku do tego co byśmy nabiegali w naszych okolicach. Widać z tego, że na Kaszubach biega się zdecydowanie szybciej. 

Rafał Andrzejczak

Korona Pabianice 

 

Powiązane Posty