Co nas kręci co nas…

Najpierw było słuchanie muzyki;  potem wyglądałem przez okno. Rower spinningowy (kupiony na wyprzedaży jednej z siłowni) ustawiłem na wprost okna i było nieco lepiej, ponieważ coś się zawsze za oknem działo. Potem wpadłem na to, że fajne może być czytanie książek, jednak czas dłużył się niemiłosiernie i wykonanie treningu powyżej 40 min było prawdziwą mordęgą psychiczną. Ostatnio na wprost roweru ustawiam wysokie krzesło, na nim laptop i jazda. Dziwnie to wygląda, ale jest skuteczne. Trening 1,5 godziny stał się do zniesienia. Myślę, że zajęcie wzroku i słuchu jest tutaj decydujące. 

Co oglądam? Różnie. W zależności od nastroju. Najwięcej jednak relacji ze zmagań triathlonistów. Znany portal z filmami jest jak wiadomo skarbnicą bez dna. Na początku były filmy typu „motivation”. Jednak w którymś momencie zaczynają się powtarzać, a ich ilość jest ograniczona. Są długie relacje z IM Kona i zmagania z morderczym dystansem Crega Alexandra, Chrisa McCormaca czy kobiecej legendy Chrissie Wellington. Nawet Ci wielcy mają chwile słabości głównie na ostatnim etapie, czyli maratonie i czasami filmy te mogłyby chodzić w paśmie demotivation. Pierwsi wychodzący z wody wcale nie muszą być pierwszymi na mecie. Sytuacja w takich wyścigach zmienia się jak w kalejdoskopie. Czyli nie jestem sam, gdy czasami umieram na trasie.  Ale można również znaleźć relacje w całości z krótszych dystansów; z reguły są to olimpijki (1,5km/40km/10km).   Praktycznie wówczas zapominam, że pedałuję. Parę razy podpatrywałem technikę kraula jakby to nie brzmiało. Dokładnie pływałem „na sucho” czyli w myślach, czasami dokładając ręce (dobrze, że drzwi do pokoju są zamykane). Oczywiście wszystko podczas rowerowania.  Można również podejrzeć dzień treningowy czołowych triathlonistów.  Większość, żeby pogodzić wszystkie obowiązki  ma pobudkę jak w wojsku o 5.30, a dzień generalnie składa się z treningów, snu  i rygorystycznej diety. Jak oni to robią? Mam na myśli reżim treningowy i przestrzeganie diety.  

Ostatnio zacząłem sięgać do mojej drugiej miłości czyli muzyki. Może jednak zacznę od tego, że swoje życiówki zrobiłem ze słuchawkami na uszach. Chyba nie jestem w tym odosobniony patrząc na biegaczy w Łodzi. Muzyki podczas biegania słucha z pewnością większość z nas.  W Poznaniu podczas ostatnich kilometrów na maratonie ustawiłem sobie Nightwisha z niepowtarzalną Tarią (wtedy jeszcze grali razem). Podobnie było na połówce w Gnieźnie, gdzie o ile pamiętam nieźle poszło z Green Day. Niestety podczas triathlonu regulamin ze względów bezpieczeństwa zabrania używania słuchawek na części rowerowej; na biegu z reguły już się nie pamięta żeby je założyć, a przydałby się z pewnością. Wracając do ekranu to ostatnio sięgam zdecydowanie  po lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte; założyłem sobie, że nadrobię zaległości z historii rocka na zmianę z filmami sportowymi. Co poszło na początek? Angielska klasyka czyli Ramones i The Yardbirds. Rany kto nie zaczynał w tym drugim zespole; Jimmy Page, Jeff Beck, Erick Clapton, Robert Plant. Nazwiska znane przeciętnemu zjadaczowi chleba  – gdyby nie rower i laptop nie wiedziałbym tego. Ostatni koncert to The Doors. Zaczynają się lata „zioła”. Trochę odpływają na koncertach i muzycy i publiczność. Pewnie też „jechali” na endorfinach…

Muzyka brzmi również ze słuchawek podczas prawie każdego treningu biegowego i rowerowego na szosie (ale tutaj nie za głośno ze względów jak wyżej). Rodzaj muzyki zależy od nastroju; od poezji śpiewanej Starego Dobrego Małżeństwa do alternatywy z Jackem Whitem. Inaczej mówiąc słucham prawie wszystkiego.  Ostatnia rewelacja to łódzki zespół L-stadt. 

Basen. Dzięki odpowiedniej wodoodpornej mp3. Grundiga możliwe jest również słuchanie muzyki pod wodą. Problemem jest jednak komfort odczuwalny na uszach po założeniu czepka. Po prostu po zakończonym treningu bolą uszy i to nie od muzyki tylko od słuchawek. Dźwięk jest jak najbardziej ok. 

To chyba nie wszystkie gadżety umilające monotonne treningi, a dostępne dla sportów masowych? Jak można się inaczej zmotywować do treningu zimą?. Czy biegacze lub rowerzyści słuchają tego samego gatunku muzyki? Może na portalu pokaże się głosowanie nad najpopularniejszym zespołem lub rodzajem muzyki słuchanym podczas treningu lub startu… Mam nawet wstępną propozycję: rock, pop, metal, alternatywa, disco, poważna, blues, jazz, a może przeżywające ostatnio renesans discopolo z „Ona tańczy dla mnie” (na ostatnim Sylwestrze było 5 razy… to chyba taka życiówka DJ-a ),???

Pozdrawiam

Krzysztof Józefowicz

 

Powiązane Posty