Tegoroczny Bieg Rzeźnika odbył się w zmienionej formule z uwagi na „pandemię” rywalizacja została rozłożona na tydzień czasu. W tej nietypowej rywalizacji bardzo dobrze zaprezentowali się Angelika Szczepaniak oraz Maurycy Oleksiewicz, którzy wygrali klasyfikację mixów oraz zajęli szóste miejsce open. Z „łódzkimi góralami” porozmawialiśmy o nietypowych przygotowaniach do sezonu, pomyślę na wspólny bieg w Bieszczadach, błotnistej rywalizacji oraz o planach na przyszłość.
Bartłomiej Sobecki: Na wstępnie chciałbym Wam pogratulować wygranej w Biegu Rzeźnika. Zanim jednak przejdziemy do Bieszczad zdradźcie kiedy podjęliście decyzję, że pobiegniecie razem?
Angelika Szczepaniak: Z inicjatywą wyszedł Maurycy jeszcze we wrześniu 2019r. podczas rozdania nagród na Festiwalu Biegowym w Krynicy. I od razu postawił sprawę jasno – musimy się znaleźć w pierwszej trójce. Szalenie się ucieszyłam z tej propozycji, choć jednocześnie wiedziałam, że czeka mnie ciężka praca, by sprostać tym oczekiwaniom. Po pomyślnych dla nas wynikach losowania, zapadła nieodwołana decyzja – BIEGNIEMY!
Maurycy Oleksiewicz: Szczerze nie pamiętam, ale to musiała być wczesna jesień zeszłego roku. Dwa lata temu nie udało mi się stanąć na pudle w męskiej parze, to wymyśliłem sobie że spróbuję raz jeszcze. Rozważałem z kim byłyby największe szanse na sukces i to wtedy pomyślałem o Angelice, zwłaszcza że oboje czuliśmy niedosyt po naszych debiutanckich „rzeźnikach”.
B.S.: Jak wyglądały Wasze treningi, trenowaliście solo czy staraliście się biegać wspólnie chociażby jak podczas Trail Kamieńsk w styczniu, żeby poznawać swoje organizmy nawzajem?
A.S.: Każde z nas ma inaczej rozpisany plan, więc trenowaliśmy osobno. Ale oczywiście żeby się lepiej poznać „biegowo”, były wspólne wybiegania, wypad w Karkonosze, czy wspomniana przez Ciebie impreza Trail Kamieńsk, gdzie Maurycy prowadził mnie na całej trasie. To był nasz sprawdzian z biegu w parze. I myślę, że zdaliśmy go celująco
M.O.: Przede wszystkim indywidualnie, mocne treningi dla Angeliki dla mnie nie są wystarczające bodźcujące. Kilka razy umówiliśmy się jednak na wspólne wycieczki, na których poznaliśmy nawzajem swoje mocne i słabe strony.
B.S.: Nie może zabraknąć pytania o covid -19. Czy po 8 marca, jak wszystkie imprezy zostawały odwołane, zamknięto lasy nie spadła Wam motywacja do treningów, wspieraliście się nawzajem?
A.S.: Od połowy lutego zmagałam się z kontuzją, więc na początku lockdown był mi nawet na rękę. I choć odwoływano kolejne zawody, to czerwiec wydawał mi się tak odległym terminem, że nawet nie brałam pod uwagę tego, że ta impreza może się nie odbyć. Z Maurycym byliśmy w stałym kontakcie internetowym, braliśmy pod uwagę różne scenariusze. A nad formą pracowaliśmy nieustannie, bo przecież w każdej chwili mogło się zapalić zielone światło dla zawodów i musieliśmy być na to przygotowani.
M.O.: Zawody biegowe nie zostały odwołane wszystkie jednocześnie, zwłaszcza te ciekawsze czyli z dala od asfaltu Osobiście realizowałem plan treningowy do końca marca, bezsensowne zamknięcie lasów pozwoliło mi odkryć ciekawe krosowe trasy na łąkach i nieużytkach. Wierzyłem że choć niektóre wiosenne starty się odbędą. Jednak nieprzyjemny uraz przeciążeniowy unieruchomił mnie na blisko miesiąc, co rzeczywiście podcięło nieco skrzydła i odebrało początkowo motywację nawet do treningu uzupełniającego. Ale po kilku dniach rozpakowałem w domu paczkę z rowerem spinningowym, na co Angelika odpowiedziała tym samym
B.S.: Bieg Rzeźnika 2020. Opowiedzcie jak wyglądała rywalizacja na trasie, która w tym roku według wielu była jedną z najtrudniejszych w historii z uwagi na wszech obecne błoto? Czy mieliście kryzysy?
A.S.: Tegoroczna edycja Biegu Rzeźnika zorganizowana w covidowej formule – start uczestników rozciągnięty na tydzień i brak oficjalnej klasyfikacji – mocno zredukowała pierwiastek rywalizacji. Niemniej na starcie stanęliśmy z nastawieniem uzyskania najlepszego wyniku. Nie mając punktu odniesienia do innych par, Maurycy wyznaczył nam międzyczasy na konkretnych punktach. Z uwagi na trudne warunki na trasie nasze założenia czasowe dosłownie rozjechały się w błocie, ale i tak (nie)oficjalnie zajęliśmy pierwsze miejsce w kategorii par mieszanych.
M.O.: Jako biegacz wywodzący się z ulicy uwielbiam rywalizację. Lubię studiować listy startowe, wnikliwie analizowałem aktualne dyspozycje poszczególnych mixów i wiedziałem że musimy ostro się sprężyć by stanąć na pudle. Nie przeszkadzał mi brak bezpośredniej rywalizacji, bo przecież przy dystansie który biegniemy ponad 10 godzin to i tak nie ma to wielkiego znaczenia. W normalnych warunkach z pewnością nie bieglibyśmy przecież z innymi mocnymi zespołami bark w bark choćby przez godzinę czasu. Tyle ile ultrasów, tyle różnych strategii rozegrania biegu – tym bardziej w górach, gdzie każdy wykorzystuje swoje silne strony by tam uzyskać przewagę. Co do błota, osobiście lubię takie siłowe bieganie. Generalnie dla mnie im trudniej tym lepiej Przygotowując rozpiskę międzyczasów na nasz wspólny bieg podpatrzyłem jak wcześniejsze zespoły radzą sobie w zastanych warunkach. Do 2/3 długości trasy meldowaliśmy się na wirtualnych punktach z szokującą dokładnością jednej minuty. W dalszej części dnia wzrastająca temperatura wyssała z nas jednak nieco więcej energii niż zakładałem, ale mimo wszystko dzielnie napieraliśmy i nawet zrealizowalibyśmy nasz cel czasowy jakby trasa nie była dłuższa niż zapewniano 😉
B.S.: Jesteście „góralami” z centralnej Polski, po raz kolejny potwierdzacie, że nie trzeba mieszkać w górach, żeby odnosić sukcesy w biegach górskich. Jaki jest Wasz przepis na sukces?
A.S.: W przygotowaniach do biegów górskich ważne jest nie tylko samo bieganie, ale też dużo ćwiczeń z siły biegowej i siły ogólnej. Ważny jest dobrze rozpisany plan, za który bardzo dziękuję trenerowi Mariuszowi Kotelnickiemu I dieta – w moim przypadku świetnie sprawdzają się bajaderki 😉
M.O.: Sukcesy dopiero przed nami, póki co cichutko pukamy do górskiego przedsionka
B.S.: Zdradźcie miejsca gdzie na co dzień trenujecie i budujecie formę pod starty w biegach górskich?
A.S.: Biegam wszędzie – do pracy, z pracy, po ulicy, po lesie. Na codzienny trening wystarczają mi moje okolice, gdzie mam swoje ulubione pętle i pętelki. Na weekendowe dłuższe treningi wybieram Las Łagiewnicki, który poza oczywistym podbiegiem ORIENTUSIEM oferuje bardzo urozmaicony, pofałdowany teren.
M.O.: Nie mam jednej miejscówki, w danym tygodniu zdarza się że każdy trening zrealizuję w innym miejscu. Lubię żonglować bodźcami, nie działam schematami i trenuję zarówno w lasach, parkach jak i na szosach.
B.S.: Wasze sukcesy i zamiłowanie do gór zostało dostrzeżone i na początku roku zasililiście szeregi Alpin Sport Hoka One One Team. W związku z tym odczuwacie większą presję związaną z wynikami czy bardziej to Was motywuje do cięższej pracy?
A.S.: Oczywiście pojawiła się większa presja na wyniki, ale to przede wszystkim motywuje do większej pracy nad sobą i mobilizuje w kryzysie.
M.O.: Miło być docenionym, jednak w moim filozofii do biegania, gór i ultra nic się nie zmieniło.
B.S.: Jeszcze raz wielkie gratulacje! Powiedzcie jeszcze czy macie w planach wspólne starty czy teraz skupiacie się na indywidualnych celach?
A.S.: Będziemy się pojawiać na tych samych imprezach biegowych, ale startujemy na różnych dystansach. Ja jestem fanką kilometrów – im więcej tym lepiej. Rozgrzewam się po 50-tym kilometrze, dlatego na najbliższej imprezie DFBG startuję w Biegu 7 Szczytów. Maurycy wybrał trasę o długości 68km. Trzymajcie kciuki .
M.O. Bardzo dziękujemy. Na dziś ciężko szykować się do jednego konkretnego startu. Sytuacja na rynku zawodów biegowych jest mocno niepewna i dynamiczna. Osobiście mam jakieś zawody w kalendarzu, ale wpisane nieśmiało cienkim ołówkiem.
Zachęcamy do śledzenia profili Angeliki i Maurycego na Facebook’u na których znajdziecie m.in. informacje o ich startach i treningach:
Zdjęcia by FotyBeaty