II Marsz na Biegu Urodzinowym

II Bieg i Marsz Urodzinowy w moim przypadku „przeszedł” do historii. Tak na wstępie warto wspomnieć o małym naciągnięciu historycznym. To fakt, wszyscy znają ze szkoły formułkę – Prawa Miejskie nadał miastu Król Władysław Jagiełło 29 lipca 1423r w Przedborzu nad Pilicą. Faktem jest również to, że przez następne 400 lat Łódź czy bardziej poprawnie  Lodzia, to była zwyczajna mniejsza lub większa wiocha. Prawdziwa historia Łodzi jako, nie jeszcze ośrodka miejskiego tylko osady przemysłowej zaczyna się mniej więcej 200 lat temu, kiedy to W 1820 r. decyzją władz rządowych nastąpiło włączenie Łodzi do grona osad przemysłowych i przeznaczenie jej roli ośrodka tkackiego i sukienniczego. Pojawiły się, analogicznie do dzisiejszych czasów zewnętrzne pieniądze rządowe i za tą kasę budowano domy dla osadników oraz większą infrastrukturę mającą służyć wszystkim rzemieślnikom ( np. Bielnik Kopischa ). Z powodu rewolucji przemysłowej , maszyny parowej i innych zdarzeń historycznych, wszystko to po 20 latach skończyło się wielkim bankructwem i paroma wisielcami na nielicznych pozostałych po puszczy łódzkiej drzewach. Potem nastały lata 60-te i 80-te dziewiętnastego wieku, ale to już historia związana z zupełnie innymi łódzkimi biegami. Wszystko, co się tyczy biegu urodzinowego to to, że w tej wiekowej tradycji miasta trudno jest znaleźć Łodzianina, który może poszczycić się więcej niż czterema pokoleniami wstecz zasiedlającymi to, jak nam się obecnie wmawia piękne historyczne miejsce. Łódź to w dalszym ciągu jest wiocha, siłą przekształcona w ośrodek przemysłowy bez wykształconych miejskich tradycji.  Jakie są prognozy dla tego miejsca na ziemi? Możliwym jest powtórzenie wariantu z przed dwustu lat, gdy wszystkie rządowe inwestycje szlag trafił i drogą licytacji trafiły w ręce garstki cwaniaków, którzy w następnych paru dziesięcioleciach potrafili wszystko, czego się dotknęli przekuć na złoto, nie zważając na koszty ludzkie swoich działań. A może na bazie tych wszystkich ulepszeń komunikacyjnych, kulturalnych i zauważeniu wreszcie potrzeby przestrzeni publicznej uda się stworzyć 600 tysięczny ośrodek miejski z mieszczuchami żądnymi współczesnych miejskich rozrywek. Mieszczuchami, którzy w godzinach wolnych od pracy w pięknych, zrewitalizowanych przestrzeniach parkowych uprawiać będą jogging, czy doprowadzony do perfekcji stylowej przez światowej klasy uznanego łódzkiego instruktora -lodzerwalking. Ta druga wizja chyba powoli się już dzieje i chyba jesteśmy jej współautorami.
Wszystkie powyższe przemyślenia są wynikiem „wychodzenia ‘’II Pikniku Urodzinowego na 5910m. Najbardziej aktywni mieszkańcy naszego miasta urodziny Łodzi mogli uczcić biegiem lub marszem NW. Organizatorzy przygotowali nową, bardzo ciekawą trasę przebiegającą alejkami parków III-go Maja i Baden-Powella, ze startem i metą na stadionie Łodzianki. Trasa częściowo przebiegała przez miejscowy, świeżo wyremontowany motodrom – bardzo ciekawy odcinek, na którym niewskazane było stosowanie się do znaków drogowych, oraz górkę.  Zawodnicy NW rywalizowali na trasie z biegaczami w tym samym czasie, co w przypadku piknikowej formuły zawodów jest bardzo dobrą decyzją. To, że ja akurat jestem maruda i przeszkadza mi na zawodach biegowych, biegnący obok mnie w tej samej strefie czasowej zawodnik NW, to moja prywatna sprawa. Zaradzić temu można było, startując nie w biegu tylko w NW, z dodatkową gwarancją medalu na mecie. Także wystartowałam w NW, nudząc się jak to w NW od samego startu do mety ogromnie i te wszystkie powyższe „historyczne” przemyślenia są wynikiem tej nudy i pochodzą z czasu marszu. Jeszcze jedno dochodząc do mety, nogi mówiły mi biegnij, a co tam, toż to jest finisz – daj z siebie wszystko, a tu nie, musisz regulaminowo dziabać kijami świętą bieżnię stadionu. Teoretycznie powinnam rzucić te kije NW w diabli, ale NW to naprawdę jest super jednostka treningowa i jak jesteś któregoś dnia zmęczony robotą i masz zrobić wieczorem zrobić byle jaki trening biegowy, lepiej zabrać ze sobą kije i na mniejszej intensywności zrobić porządny, rozwijający „górę”, trening techniczny. I nie ma to nic wspólnego z wyścigami NW. Na szczęście ten wyścigowy NW w obecnej „zakonserwowanej” formie dusi się sam w swojej formule – wyścigi powoli zaczyna opanowywać pokolenie dwudziestolatków, – co jest kuriozalne w przypadku osób mogących realizować się w prawdziwym sporcie, a nie być postrzegane tylko, jako „łowcy nagród” w zabawie dla bab. Z drugiej strony mamy w Łodzi Maćka Tracza, który uczy tego, co w NW najpiękniejsze. Na swoich treningach, może nie uczy szybkości, ale wycisnąć potrafi pracę 99% mięśni.  NW to zabawa techniczna, jak każda działalność związana z techniką będzie przechodziła ewolucje, rewolucje, bo stać w miejscu nie może. Zamiast ostrych grotów pojawią się sprężyny, będzie obowiązek noszenia laserowego czipa kontaktu z podłożem i drugiego montowanego w rękawiczkach celem sprawdzenia wyprostu łokcia, gwoli sprawiedliwości pojawią się kategorie związane z długością odnóży i jeszcze ze trzy federacje by mogło być więcej Mistrzów Polski. 
Sorry człowiek jest człowiekiem i w zawodach czasami nie chce być ostatni i wymyśla sobie takie wyścigi NW, gdzie bez żadnego treningu ma 6 miejsce babskiego open. Tylko takie dziwaczne sukcesy nie cieszą. Nie daje satysfakcji, do że na metę nie dobiegasz wypruty i mózgowo zresetowany, że przez całą trasę musiałeś słuchać ponadnormatywnego stukotu i zastanawiać się czy ten lewy łokieć się prostuje, czy nie prostuje.
Kończąc moja miłość do biegania w stosunku do miłości do NW obecnie wynosi  151/49 .

Powiązane Posty