Powrót do korzeni czyli 25 km w Łódzkim Arturówku

Kolejny tydzień przygotowań do maratonu w Paryżu za mną, w końcu mogę napisać, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Po chorobie nie ma śladu, choć musiałem lekko zmienić zaplanowany trening. Zamiast środowego wb2 – 10 km było 2 x 4 km w wb3, a niedzielny start w pucharze maratonu z zakładanego 4:30 stał się treningiem na samopoczucie, które miało wyznaczyć prędkość. W piątek odwiedziłem lekarza – triathlonistę – zrobiłem EKG, dostałem leki na wzmocnienie (nie te z Łotwy :P), plus skierowanie na badanie krwi – czekam na wyniki oraz kilka wskazówek co do biegania. Grunt to dobry lekarz rodzinny 🙂    

Niedzielny trening w Arturówku podczas pucharu maratonu okazał się dla mnie powrotem do przeszłości, do miejsca gdzie wszystko się zaczęło. Miejsce, które kiedyś było” mekką” łódzkich biegaczy, to tu co niedzielę wykuwaliśmy formę w ramach spotkań klubowych – KB Arturówek Łódź. To tu poznałem się m.in. z Piotrkiem, z którym wspólnie w niedzielę pokonałem ok. 20 km wspominając stare czasy, praktycznie cały czas rozmawiając w bardzo dla mnie komfortowym tempie. Po 19 km postanowiłem pobiec mocniej, żeby sprawdzić jak zachowa się organizm po 20 km biegu – ostatnie okrążenie wyszło całkiem przyzwoicie, a samopoczucie na mecie było rewelacyjne. To bardzo dobry omen, znaczy że forma raczej nie poszła w las, a chwilowe osłabienie organizmu nie sponiewierało mnie zbyt mocno.

Podczas biegu zjadłem dwa żele, nie piszę o tym z uwagi że było smaczne, pomogły mi ukończyć bieg, bo to każdy kto decyduje się na ich konsumpcję wie! W przypadku niedzielnego biegu (i nie tylko) grupa biegaczy chyba do końca nie wiedziała, że w lesie się nie śmieci! Zastanawiam się co kieruje takimi pseudo biegaczami, którzy potrafią wziąć na trasę pełne opakowanie żelu,  biec z nim kilkanaście kilometrów, a po jego zjedzeniu opakowanie jest już za ciężkie i trzeba je wyrzucić na ścieżkę w lesie. Dodam, że przy trasie w lesie znajdują się kosze na śmieci, a co 5 km był kosz na kubki ustawiony przez organizatorów.  Proponuję się na drugi raz zastanowić, bo przez takie zachowanie kiedyś np. ktoś nie wyda zgody na organizację biegu z uwagi na biegaczy – śmieciarzy. Pomyślmy o innych, którzy tego dnia przychodzą do lasu na spacer, na zwierzęta które mogą takie opakowanie spróbować zjeść z różnym skutkiem. Dla tych co myślą, że organizator przejdzie i posprząta trasę dodam, że w lesie nie koniecznie da się zajrzeć pod każdy krzak, a opakowania po żelach w niedzielę leżały nie tylko na ścieżkach.   

Wracając do niedzielnej prawie „30” organizm zniósł ją na tyle dobrze, że po południu miałem nawet siłę, żeby iść na trening z psami .

Do startu w Paryżu zostało 16 dni, w najbliższy weekend mam zaplanowany start w Pucharze Polski z psami, będzie to ciekawy eksperyment na dwa tygodnie prze maratonem!

Międzyczasy z niedzielnych zawodów:

Część trasy pokonałem razem z Piotrkiem i … Piotrekiem 😛 
z Piotrkiem przed 9 laty na trasie Biegu Sylwestrowego oczywiście w Arturówku 🙂
foto by Jagoda 🙂

Powiązane Posty