Przygotowania do maratonu to nie tylko kilometry wybiegane na treningach, czasem warto wystartować na zawodach żeby sprawdzić swoją dyspozycję, czy po prostu spotkać się ze znajomymi i trochę się pościgać. Dla mnie start na Górze Kamieńsk miał właśnie taki być z tą różnicą, że dodatkowo musiałem ten bieg zorganizować. Połączenie dwóch pasji jednego dnia – w sumie daje to sytuację idealną, tylko nie wtedy gdy do przebiegnięcia jest 30 km po górkach w mocnym tempie :P.
Na miejsce dotarliśmy trochę po 7:00, szybkie szykowanie biura zawodów, podział obowiązków, część ekipy wyrusza na trasę, część buduje start i metę oraz przygotowuje trasę na górze przy wyciągu. Czas szybko mija, za szybko. Z góry zbiegam pięć minut przed odprawą, udaję się do biura zawodów, szybko zakładam strój startowy i melduję się na odprawie dla zawodników, na której przekazuję najważniejsze informacje o trasie, jej oznakowaniu oraz newralgicznych miejscach. Godzina 10:05 startuje bieg na dystansie 6 km, a pięć minut później mam już być na trasie głównego dystansu 30 km. Po wspólnym odliczaniu startujemy, jeszcze przed pierwszym podbiegiem przepinam zegarek, bo wcześniej nie było czasu.
Parę lat już biegam, wiem że przed takim długim biegiem trzeba wszystko na spokojnie ułożyć sobie w głowie, szczególnie jak zna się dobrze trasę i dzień wcześniej kładąc się spać czyta się motywujący i pouczający wywiad z najlepszą w historii Polski biegaczką górską – Izą Zatorską.
Po starcie od razu zaczyna się podbieg, zanim do niego dobiegłem udało się zapiąć zegarek, pod który nigdy nie podbiegałem, na żadnym rekonesansie trasy, teraz też miałem takie założenie. Do teraz nie wiem czemu cały czas… podbiegałem 🙂 Jak jest podbieg to musi być zbieg, a że zbiegać lubię więc było szybko, dodatkowo nasza ekipa organizacyjna mocno motywuje więc tempo utrzymuje mocne … za mocne czas na 6 km mam taki, że bez problemu łapię się do pierwszej 10 krótszego dystansu, a przecież biegnę 30 km, które tak naprawdę dopiero teraz się zaczyna. Wiedziałem, że jest mocno, nawet za mocno, ale postanowiłem zaryzykować. Start na górze Kamieńsk był dla mnie jednym z etapów przygotowań do maratonu. Idealny dystans 30 km w dodatku po terenie „pagórkowatym”.
Na trasę zabrałem trzy żele, pierwszy zaplanowałem zjeść na 10 km, po 9 km tak się rozpędziłem, że dopiero na 12 km zjadłem „rabarbarowy krem” popijając wodą z bukłaka. Od tego momentu zaczyna się podbieg, jest też rywalizacja, jedni mnie wyprzedzają i ich gonię, a inni biegacze gonią mnie zapewne nakręcamy się nawzajem, pomimo, że jest cały czas pod górę tempo jest bardzo obiecujące. Po wbiegnięciu na górę biegniemy obok „wyrobiska” – jest płasko, przed punktem kontrolnym na wszystkich czeka mała górka w grząskim piachu, tutaj kawałek idę, zbiegam, mijam punkt kontrolny – dopingowany przez naszą ekipę – zaczynam zbiegać, asfalt mocno w dół, mijam dwóch zawodników, jest szybko, ale to jest taki odcinek na którym należy ryzykować, skręcam w lewo i kontem oka widzę Miłka, który pozdrawia mnie ze zbiegu, trochę mnie to dołuje, ale również motywuje do dalszej walki. Odcinek którym biegniemy jest perfidny, niby płaski, a jednak do góry, w dodatku ścieżka jest mało komfortowa, piach, nierówności, ale tempo udaje się utrzymać nie najgorsze. Na ok. 22 km dobiega do mnie Miłek i motywuje do wspólnego biegu … jestem tak zmęczony, że pod nosem wypowiadam słowo na „s” i nie podejmuję walki, sięgam po żel tym razem „szarlotka”, którą popijam izotonikiem – chciałem go zostawić na starcie, ale Aga i Kuba namówili mnie żeby go zabrał „Wielkie Dzięki” – to dodaje mi energii i zaczynam gonić Miłka, choć wiem, że moje szybkie tempo motywuje go do szybkiego biegu. Po 26 kilometrze zaczyna mnie odcinać, sięgam po ostatni żel z guaraną o smaku „banoffee” , Miłek zaczyna mi uciekać, ale motywujące jest to, że zaczynam doganiać kolejnych biegaczy i nawet ich wyprzedzać. Ostatnia prosta, szybko, dobiegam do ośrodka, zaczyna się podbieg i … kończy się bieg. W trójkę z dogonionymi biegaczami zaczynamy podchodzić, nikt nie myśli o bieganiu, wyprzedzaniu. Szczerze, podchodząc zastanawiałem się co mną kierowało podejmując decyzję żeby tędy poprowadzić ostatni podbieg? Na samym szczycie jeszcze idziemy, zaczynamy się ścigać koło bramy, którą mijaliśmy na pierwszej pętli, na zbiegu zostało nas dwóch, na pierwszych metrach widzę oddalającą się zieloną kurtkę z logo Biegu Rzeźnika, pod koniec zbiegu przewaga zaczyna maleć, postanawiam atakować, jest blisko, wbiegamy w ostatni śnieg jest szansa na wyprzedzenie, ale mój przeciwnik przebiega a ja robię fikołka i ląduje twarzą w śniegu … wstaję wbiegam na metę na 17 pozycji z czasem 2:36:22.
Dziś mogę powiedzieć, że jestem zadowolony ze startu, założenie było takie, żeby dobiec w pierwszej 15. Jeśli chodzi o czas – celowałem w około 2:30. Więc można powiedzieć, że wszystko się prawie udało. Choć na mecie czułem się jakbym pokonał maraton, zmęczenie towarzyszyło mi już do końca dnia, fajnie że udało się też porozmawiać na spokojnie z wieloma biegaczami na mecie i jeszcze zdążyć udekorować najlepszych biegaczy i biegaczki na długim dystansie.
Trail Kamieńsk przypomniał mi, że jak chce się biegać 30 km, to trzeba się do tego przygotować lepiej, a dokładnie chodzi mi o jedzenie przed. Niestety z uwagi na obowiązki organizacyjne, a może przez to, że dawno nie biegałem takiego dystansu z taką prędkością, nie zjadłem przed biegiem odpowiedniego śniadania bo bułka z serem żółtym z kawą o 5 rano, plus banan złapany przelotnie przed startem to zdecydowanie za mało – takie śniadanie idealnie sprawdza się przed starem w City Trail na 5 km, ale nie przed 30! Najśmieszniejsze jest to, że wieczorem w domu otworzyłem szafkę w której miałem produkty zakupione parę dni temu specjalnie na śniadanie przed biegiem 😛
Z uwagi na to, że jestem organizatorem Trail Kamieńsk, a jednym z założeń naszego biegu jest uświadomienie biegaczom, że bieganie w górach rożni się od tego po asfalcie i trzeba zwracać uwagę na takie rzeczy jak wyposażenie obowiązkowe, czy przebieg trasy – mapka w pakiecie to … niestety jest jeszcze jedna rzecz na którą powinniśmy zwrócić uwagę, a która wydała się mi oczywista. NIE ŚMIECIMY! Skoro potrafię zabrać ze sobą na trasę żel, to nie powinno być problemu żeby schować w kieszeń puste opakowanie, które waży mniej! To samo dotyczy butelek po napojach. Następnym razem warto pomyśleć o tym, szczególnie, że na punkcie kontrolnym można było wyrzucić wszystkie zbędne rzeczy nie zaśmiecając Góry Kamieńsk!
Należy o tym pomyśleć przed kolejnym startem szczególnie w biegach górskich, gdzie co raz częściej na punktach nie ma już nawet kubeczków, wszystko po to żeby nie robić z gór śmietnika! Dbajmy o tereny w których biegamy!
Do maratonu w Paryżu zostało 52 dni, walka trwa nadal, forma idzie w górę. Kolejny start kontrolny to City Trail na górskiej trasie w Szczecinie oraz półmaraton w Wiązownie, który ma być generalną próbą, dającą odpowiedź na co mnie stać. Dużym plusem jest to, że po tym starcie mam jeszcze 5 tygodni na spokojny trening.
foto: Sebastian Nowakowski, Foto Doktorek, Kamil Weinberg