Zacznijmy od tego, że zabrakło Tomka Bedyka, który jest na coś chory. Ale nie wiadomo na co. Szakal nie powinien z powodu tak banalnej przyczyny rezygnować z wycieczki biegowej. Godnie go więc zastępowałem. Szymon Drab jak zwykle kręcił wszystko swoją latarką o niskiej rozdzielczości. I jak zwykle dawał wymijające i dyplomatyczne odpowiedzi na moje zapytania, kiedy dostanę legitymację Szakala Bałut. Zaczynam czuć się jak Turcja, która chce do UE, ale nikt jej nie chce przyjąć. A może Szakale Bałut są jak kobieta – czym bardziej jej pożądasz, tym…
Po raz kolejny zostałem oszukany – w tekśie było napisane, że biegniemy 18 km, a wyszedł półmaraton. Ale co tam – 3 km w te czy w tamte. Dodając pieprz..e pagórki można było się poczuć jak na górskim półmaratonie.
Piotrek Szczepaniak błysnął sentencją, że gaduła z niego taki, że nauczył się rozmawiać w III zakresie. Ktoś z boku rzucił – Szacun! Myślę, że to zwykłe przechwałki. Przeczytałem, że świat nie zna człowieka, który potrafi sklecić zdanie, gdy mu serce w gardle pulsuje. Piotrek wyjątkowo nie robił sobie selfie przy ludziach, ale jak tylko bieg się skończył i został sam rozpoczął serię znanych już z internetu autoportretów.
Byli oczywiście fani moich felietonów.
Piotrek Bester cieszył się jak dziecko, zbiegając z pagórków. Ale ponieważ właśnie wrócił do biegania po dwóch miesiącach przerwy, któryś z kolejnych podbiegów starł mu z twarzy euforyczny nastrój. Wszedł w IV zakres i musieliśmy zakopać go w lesie. Nie było czasu na miłosierdzie – wycieczka była najważniejsza.
Marcin Dyński, drugi z moich fanów, biegł dzielnie, więc będzie mógł przeczytać tę relację.
Maciek Ruta biegł równo i nawet specjalnie się nie zmęczył. Nie narzekał i ogólnie był rozmowny. Zobaczymy, czy równie dobrze będzie się bawił na niedzielnym Pucharze Maratonu. Na moje wątpliwości, czy po takim forsownym bieganiu brać udział w PM, Maciek oznajmił krótko – „Piętnastkę to i po pijaku można przebiec”
Aż przyjadę zobaczyć.
Zefir Jeffrey (mój kierowca) biegł ze specjalną instalacją na plecach służącą do nawadniania organizmu. Więc cały czas dostarczał do ustroju podejrzane substancje płynne. Myślę, że tylko to pozwoliło mu biec tak długo.
Monika Kaczmarek, jak to Monika skakała po górkach jak kozica. Zwłaszcza jak się dorwała do kamery. Z powodu braku najlepszej koleżanki, która wygrzewa się w Australii, miała nadzwyczaj dobry humor. Jak nigdy. Nawet żartowała i śmiała się z żartów innych biegaczy.
Nie wiem, w czym tkwi sekret jej supermocy, ale patomorfolodzy powinni jak najszybciej to ustalić. Najlepiej przy pomocy autopsji.
Osobiście zostałem wielbicielem podbiegu o wdzięcznej nazwie Orientuś (skur..el długi na prawie 500 metrów, dwuetapowy, o dość przeciętnym nachyleniu) Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Jakbym miał w pobliżu domu takie coś, to bym chyba codziennie na tym ćwiczył. Pięknie odbiera siły i oddech. Ale jaka satysfakcja, jak już na niego wbiegniesz! Podbieg o najwyższej skali trudności.
Kamil Weinberg wbiegał radośnie na każde wzniesienie, jak ja na schody. Więc dałem się wyprzedzać. Bo mi się jasno przed oczami robiło.
Mariusz Rosiak – jedyny znany mi człowiek, który biegł w Tokio Maratonie, teraz z kolei znowu wymyślił coś egzotycznego. Jakiś bieg, tam gdzie rosną pingwiny. Ale nie znam szczegółów, bo za cicho mówił.
Często inicjatywę i prowadzenie przejmował zielonobarwny zawodnik, czyli Bartek Grzegorczyk. Mocno cisnął podbiegi, więc przypuszczać mogę, że to też biegacz bardziej górski niż nizinno-asfaltowy. I wysoce doświadczony.
Wreszcie rozszyfrowałem kim jest Kaczka Dziwaczka. To ćwicząca z Joanną Chmiel Kasia Przybysz. Znaczy się kombinuje coś pod Łódzki Maraton. Miała znakomity humor, zwłaszcza po biegu, w knajpie pijąc gorącą herbatę. Nie jestem przekonany, czy po tak intensywnym weekendzie powinna iść na środowy trening DoZu. Ale Pani Trener będzie pewnie cisnąć. Geneza powstania ksywy Kaczka Dziwaczka nie jest mi znana, a wydaje mi się być ciekawą historyjką. Jak ktoś coś wie, to niech da cynk.
Biegła też Katarzyna Kozłowska, która uwielbia rozbijać się po Szwecji jak ja po swoim osiedlu.
Bardzo skoncentrowany i w całkowitej ciszy pokonywał wzniesienia uczestnik ekstremalnego szakalowego Running Urban Forms – Darek Białek.
Jestem z siebie dumny, bo przebiegłem cały dystans. Ani razu nie szedłem. Na każdą porąbaną górkę wbiegałem i nie miałem chwil zwątpienia. No może czasami. Wtedy mówiłem sobie, że kiedyś to się musi skończyć.
Na ostatnich kilometrach, nie wiedzieć czemu, zacząłem mocno wymarzać.
Była to najlepsza z wycieczek biegowych Szakali Bałut, w jakiej brałem udział. Mentalnie czuję się już jednym z nich, chociaż moje członkostwo jest stale i złośliwie blokowane.
Ależ ja uwielbiam te szakalowe wycieczki. Trafili idealnie w mój czas i dystans. To jeszcze nie jest miłość, ale mocno ich polubiłem. Jest chemia i będzie z tego jeśli nie związek, to przynajmniej romans.