III Maraton Wigry 22.08.2015r
Próbując sobie przypomnieć mój ostatni bieg, przypomina mi się Szakalowy spływ połączony z bieganiem na początku lipca.To by było na tyle. Oto moje przygotowania do królewskiego dystansu maratonu.
Poza paroma wizytami gościnnymi na siłowni, zero aktywności fizycznej. Cóż była to chwila przerwy od wszystkiego, znacznie pogorszająca moją kondycję fizyczną.
Myślałem, że się nie uda. A jednak szybki telefon, kwatera i pojechaliśmy z Edytą nad jezioro Wigry, aby pokonać dystans maratonu.
Po dotarciu na miejscu, od razu szybki kwaterunek i wycieczka po okolicy, niezwykle urokliwej.Cóż dla nas mieszczuchów, spotkanie z naturą w takim wydaniu, zrobiło niesamowite wrażenie.Okolice Suwałk, to wspaniałe miejsce zarówno jak i do ucieczki od miasta , jak i od problemów dnia codziennego, związanych z życiem w dużej aglomeracji.
Po odebraniu zestawów startowych w ekologicznej zielonej torbie, zawierających mapkę trasy, udaliśmy się relaksować, poznając zalety agroturystyki tego regionu. Wieczorem spojrzałem na mapkę i zacząłem się zastanawiać na co się porwałem. Nie dość, że długi dystans to i jeszcze pagórki. Co mnie podkusiło, żeby przebiec III Maraton Wigry, skoro nawet będąc w „formie” miałem problem z pokonaniem tego dystansu.
Cóż słowo się rzekło, trzeba zdobyć medal, a więc do dzieła.
Z takim nastawieniem położyłem się spać
Rano już nie czułem się tak bojowo. Próbowałem jak zawsze znaleźć tysiąc powodów, aby nie biec. Ale tradycyjnie po chwili zwątpienia i po reprymendzie Edyty pojechaliśmy na start, mający miejsce przy Pokademulskim Klasztorze w Wigry.
Pospolite problemy biegacza przed startem, czyli gdzie jest toaleta i czy może jeszcze coś zjeść. Czy wszystko wziąłem ? Kilka fotek „przed” i wyruszyliśmy na trasę.
Zaczęło się. Jak dla człowieka ,który nie pokonał biegiem dystansu większego niż 100m od 2 miesięcy, czułem się dobrze. Pierwsze kilometry, o co chodzi z tym mrowieniem w nogach?
Krajobraz, panorama jeziora i atmosfera sprawiły, że chciało mi się biec, bo chciałem zobaczyć wszystko, co mnie czeka na tej malowniczej trasie, pełnej niespodzianek, włącznie z ukrywającymi się fotografami w stylu filmów przyrodniczych.
Pierwsze kilometry tradycyjnie pokonywałem z Edytą, zatrzymując się w ciekawszych miejscach podziwiając widoki. Kilka fotek, rozmowy z innymi biegaczami,to jest to, co bardzo sobie cenimy.
Po pierwszych 10 km nie wytrzymałem tempa Edyty, i zacząłem się ociągać. Punkt kontrolny, pora coś zjeść i dołączyła do mnie Monika. Ruszyliśmy razem. Oczywiście też okazała się szybsza ode mnie. Spotykalismy się znowu na kolejnym punkcie i podjedliśmy lokalnych przysmaków, co zostało uwiecznione przez Maćka, który dzielnie towarzyszył Monice całą trasę na rowerze.
Malownicze widoki, Wigierski Park Narodowy, aż momentami nie chciało się biec. Tylko podziwiać i skusić się na kąpiel. Mając za cel, pokonanie dystansu i zwiedzenie okolicy, rozpocząłem szybki marsz.
Po drodze często byłem oklaskiwany przez turystów, podróżujących koleją turystyczną, której trasa przecinała moją.
Polecam liczne punkty widokowe, na których relaksowałem się z nogami górze oraz restauracje przy stacji kolei wąskotorowej w m. Płociczno.
Oczywiście muszę wspomnieć o punkcie kontrolnym z wódka na 25km.(ciekawe czy ktoś sie skusił??)
Kolejny etap biegu, czyli Jezioro Staw i małe problemy z odnalezieniem trasy.
Na szczęście nie byłem sam i ruszyłem do przodu. Kilka prostych na słońcu i znalazłem się na 30 kilometrze. Tam pierwszy raz zobaczyłem człowieka, którego powaliły na ziemię skurcze. Współczuje, ale cóż, jak nie chciało się słuchać rad, to tak się kończy.
Na szczęście Edyta wiedziała jak poradzić sobie w takich sytuacjach i nie bała się użyć agrafki.
Odcinek Czarna Hańcza, czyli kładki i dzika natura. Tam znowu zachciało mi się biec, więc biegłem. Mijała 4 godzina biegu, zadzwoniłem do Edyty, pytając czy już jest na mecie. Nie wiele się pomyliłem, zostało jej 3 kilometry. Więc ponownie skompromitowany, musiałem skupić się na ukończeniu biegu. Kolejna przerwa – czyli łąka i konie, widok zwalający z nóg.
Ostatnie kilometry i okrzyki z barów motywujące do biegu, gdyż jak sami się domyślacie większość dystansu szedłem. Zachęta z baru wzywająca mnie do biegu i obiecane piwo spowodowały, że ponownie wiedziałem jak biec i uśmiechać się.
Wpadłem na metę w m. Stary Folwark , gdzie czekała na mnie Edyta, zwyciężczyni kategorii Kobiet Junior Starszy.
Swój czas pragnę przemilczeć.
Ukończyłem maraton i przede wszystkim dobrze się bawiłem w wspaniałym biegowym towarzystwie. To jest najważniejsze!!! Endorfiny biegacza rządzą!!!
Odnośnie organizacji wydarzenia III Maraton Wigry 2015r.
Plusy:
- Trasa oznaczona dokładnie;
- Punkty odżywcze na wysokim poziomie oraz właściwie rozmieszczone;
- Trasa wyznaczona po drogach gruntowych, oszczędzająca nasze kolana;
- Niesamowite widoki;
- Odżywczy i obfity posiłek regeneracyjny;
Minusy:
- Brak kilometrowego oznaczenia trasy;
- Nie wydawanie posiłków dla zawodników bez talonu na jedzenie;
- Brak dokładnych informacji odnoście organizacji ogniska i nie wykorzystanie potencjału miejsca.;
Niewątpliwie bieg zasługuje na uwagę. Więc zapraszam wszystkich do uczestnictwa
w kolejnej edycji.
Zdjęcia:Maciej Sowa