Półrocze 3-ch debiutów relacja Piotrka Rosiaka

Po całkiem udanym debiucie maratońskim (próbowałem naśladować Sobka, 3-ka złamana), pojawiła się możliwość spróbowania czegoś innego. Asseco zaproponowało nam udział w branżowym triathlonie firm informatycznych w Powidzu „Samsung Knox Triathlon-IT”. Z racji na to, że miał to być mój debiut (2-gi w tym roku), wybrałem krótszy dystans SPRINT (tak, mięczak nie chciał się utopić). Firma opłaciła wpisowe i zafundowała nam gustowne jednoczęściowe stroje triathlonowe. Poza optymalizacją czasu zmian, znacząco zwiększyło to motywację. Zaczęło się miło.

Postanowiłem zbierać wszelkie możliwe informacje nt. triathlonu. W tajniki jego teorii w trakcie ponad godzinnej rozmowy telefonicznej, wprowadził mnie kolega z firmy, Andrzej Drabot (dziękuję). Dzięki jednej z jego rad, sznurówki w butach zastąpiłem gumkami – polecam to rozwiązanie, dla mnie bomba (ale ponoć nie sprawdza się to w przypadku wszystkich butów).

Rozpoczynając przygotowania, zdawałem sobie sprawę, że podobnie jak u większości „biegaczy”, moją pietą achillesową będzie pływanie. Pomoc zaoferował Michał Jucha (dziękuję), z którym na początku maja udałem się na basen w Tuszynie. Michał popatrzył na moją technikę pływania, udzielił mi wielu rad oraz pokazał parę ćwiczeń. Zacząłem na nowo uczyć się pływać. Pomocna okazała się tygodniowa delegacja w Warszawie. Przy tej okazji 3 razy odwiedziłem 50-cio metrowy basen Warszawianki, na którym szczególnie pilnie wykonałem zadania zaplanowane przez Michała.

Dwa dni poświęciłem na trening zakładek triathlonowych rower – bieg, Żona i Syn na Uroczysku przy Lublinku pilnowali mojej prywatnej strefy zmian. Pierwszy trening zaczynałem z założonymi butami. Przetestowałem kombinacje jazdy na rowerze w butach rowerowych z SPD oraz w butach biegowych (bez zmiany butów pomiędzy rowerem a biegiem) w skarpetach i bez. Drugi trening, zaczynałem po kolanach w wodzie czymś na wzór zmiany pływacko rowerowej. Każdy z treningów składał się z 3-ch par rower – bieg w proporcji (7 + 3,5km). Z przerwami na złapanie oddechu dobre 2 godziny harówki. Mając wyniki tych 2-ch sesji, długo nie mogłem zdecydować, jak startować, w końcu wybór padł na SPD-ki bez skarpet. W trakcie pierwszej sesji wyszła śmieszna sytuacja, o której opowiedziała mi później żona. Po pierwszej zmianie zeskoczyłem z roweru, zmieniłem buty i pobiegłem, na to jakaś grupka ludzi parsknęła śmiechem, komentując, że na pewno do Toi-Toi’a pobiegłem.

Pomocne okazały się rady doświadczonego w tym sporcie Kuby Kimmera (dzięki), który również startował w tych zawodach, zajmując pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej (gratulacje).

Do Powidza udaliśmy się dzień wcześniej z kolegą z Asseco, Jackiem Łucarzem (dziękuję za wspólną wyprawę). W planie mieliśmy przegląd trasy rowerowej i biegowej, pasta party, szukanie kwatery – miejsca pod namiot i wieczorkiem chłodny browarek z Kubą. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że znajomość trasy daje bardzo dużo. Zarówno trasa rowerowa jak i biegowa składała się z 2ch pętli (dla dystansu olimpijskiego po 4), jej dobra znajomość była bardzo pomocna. Poznaliśmy miejsca, gdzie trzeba było przycisnąć na maksa, a gdzie zwolnić i uważać w zakrętach.

Miejsce pod namiot znalazło się samo, w trakcie objazdu trasy biegowej trafiliśmy na leśny punkt piknikowy. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie przyroda, z którą z założenia się lubię. Ptaki, tak samo pięknie, jak i głośno całą noc dawały nam w kość, że w efekcie nie zmrużyłem oka ani na chwilę. Rano 2x kawka, chlebek z miodem (z własnego wypieku przywieziony z Łodzi), po czym udaliśmy się do biura zawodów, odebraliśmy pakiety startowe, wstawiliśmy sprzęt do strefy zmian.

Zdecydowałem się startować bez pianki z kilku powodów: pierwszy czysto ekonomiczny (nie mam pianki, mogłem wypożyczyć), prognozowana temperatura wody była zadawalająca, do tego dystans 750m uważam za graniczny w kwestii opłacalności zakładania pianki. Mój wybór oceniam za dobry. 

Woda była dość ciepła, a do tego super czysta. Polecam Jezioro Powidzkie. Ciekawostka: pod nami pływali nurkowie z kamerkami, ciekawe czy załapię się na jakieś zdjęcie spod wody. 

My SPRINT’erzy startowaliśmy godzinę po dystansie olimpijskim, co przełożyło się na to, że na trasie rowerowej i biegowej „rywalizowaliśmy” z „olimpijczykami”. Wyprzedzając zawodnika, nie wiedziałem, na którym dystansie on startuje oraz na którym jest okrążeniu. Zwycięzcy „olimpijki” byli na mecie chwilkę po nas. Na szczęście ta niewiedza nie wpłynęła na ostateczny wynik. Wbiegając na metę nie wiedziałem, który jestem. Gdy usłyszałem z ust spikera, że zawodnik Asseco Poland, Piotr Rosiak zajął 2-gie miejsce na dystansie SPRINT – zapytałem „w jakiej kategorii?” odpowiedź, że w OPEN lekko mnie zszokowała. Na tyle, że na pół godziny zapomniałem wszelkie numery telefonów, chciałem zadzwonić z użyczonego mi telefonu do rodzinki, ale nie byłem w stanie przypomnieć sobie żadnego numeru, dopiero po orzeźwiającej kąpieli w jezierze pamięć wróciła.

Na metę wbiegłem 2min 37s za zwycięzcą i 1min 7s przed 3-cim zawodnikiem. Prawdopodobnie chwilę po mnie na metę wbiegł zwycięzca dystansu olimpijskiego. Prawdopodobnie, bo tego też nie zarejestrowałem – wynika to z czasów końcowych. 

Był to triathlon przełajowy, trasa rowerowa w połowie prowadziła po szybkim asfalcie, w połowie po trudnym piachu i pralce. Bieg to typowy, bardzo przyjemny miękki leśny przełaj z dwoma solidnymi podbiegami. Dystanse były krótsze od deklarowanych, jeśli wierzyć GPS-om: rower ok 18.5 i bieg 4.7km.

Jak wspomniałem, były to zawody branżowe, przez co dość kameralne – do mety w sprincie dotarło 120 zawodników. Z wody wyszedłem na 27-mej pozycji (bez szału), ale już na pierwszej zmianie nadrobiłem kilka miejsc, awansując na 18-te miejsce (nie musiałem zdejmować pianki, za to zasznurowanie moich SPD-ków trochę trwało). Na rowerze wykręciłem 4-ty czas zawodów, co pozwoliło mi awansować na 5-te miejsce. Niestety, na drugiej zmianie straciłem dwa miejsca, zaczynając bieg jako 7-my. Zgadniecie, który czas zawodów zrobiłem na biegu? Trasa przełajowa była po prostu dla mnie stworzona. Tak się biega w Łodzi – treningi z RYSIOTEAM na Popiołach, zawody w ramach GP Łodzi City Trail i pucharu maratonu zaowocowały. Najszybszy bieg pozwolił mi awansować na 2-gie miejsce w generalce.

Nadszedł koniec „sezonu sportowego” 2015.1. Debiut triathlonowy uznaję za udany, 2-gie miejsce OPEN na dystansie SPRINT, to całkiem fajne osiągnięcie. Definitywny koniec sezonu osłodziłem sobie dzień później Parkrunową życióweczką (18:52) która dała … kolejne 2-gie miejsce.

A co z trzecim debiutem? …… to jest właśnie to – ten wpis na biegampolodzi.pl

 

Pozdrawiam

Piotr Rosiak

Powiązane Posty