Bike fitting

No i stało się. Pierwszy raz po zimie udało się wyjechać kolarką na szosę. Ostatni wyjazd rowerem o ile pamiętam miał miejsce w październiku. Potem już możliwy był tylko spinning w domu. Piękna słoneczna pogoda i kilka  stopni powyżej zera. Warunki generalnie idealne. Podczas jazdy gdyby nie lód na wodzie w rowach po boku drogi,  można by się poczuć jak latem.  Na tą chwilę czekałem dodatkowo zmotywowany. Dokonałem w rowerze kilka zmian i chciałem przekonać się jak będzie wszystko działało w praktyce. Z drobiazgów wspomnę o zmianie pedałów z spd na szosowe. Dosyć już miałem docinek, że nie jestem na góralu żeby używać takich właśnie pedałów podczas treningów z kolarzami. Nowy łańcuch wymieniony podczas przeglądu zimowego. Nie chcę już więcej ryzykować jazdy na przeciągniętym łańcuchu. Ostatnie zerwanie naraziło mnie na niezłe koszty. Jednak główne zmiany to dołożenie lemondek i bike fitting podczas którego nieco zmieniono moją sylwetkę na rowerze. No właśnie co to jest ten bike fitting i po co to komu? Jestem totalnym amatorem kolarskim i najnormalniej chciałem sprawdzić czy to co ustawiłem sam i co mi doradzali jest prawidłowe, oraz ustawić sylwetkę zgodnie  z teorią, żeby uniknąć kontuzji? Zwłaszcza, że po dłuższej jeździe dokuczało mi lewe kolano. Coś bolało od wewnątrz. Za chwilę przyjdzie zmierzyć się z nieco dłuższymi wyjeżdżeniami bo ok 120-150 km i nie ma żartów. Z takimi oczekiwaniami pojechałem do Poznania na sesję ustawień. Wolny termin to sobota na początku  lutego o 18.30. Sesja miała zająć ok 2,5 godziny, a odbyła się w bardzo dużym klubie fitnes w centrum miasta. Po wejściu okazało się, że trafiłem w maraton rowerowy.  Ok 100 rowerów spiningowych w jednym miejscu, a na nich pasjonaci rowerowania. Przed nimi 3 godziny jazdy w towarzystwie muzyki granej na żywo przez zmieniające się orkiestry. Super atmosfera. Nie widziałem jeszcze w jednym miejscu tyle rowerów spiningowych. Wracamy do sesji. Witam się z Szefem firmy Wertykal Krystynem Lipiarskim i od razu przechodzimy na Ty.

Moment i rower ustawiony na trenażerze. 

Dla mnie trenażer to nowość, pierwsze wrażenie jest takie, że mam lepszą sylwetkę niż na rowerze spinningowym. Krótki wywiad na temat czego oczekuję od tej sesji i do czego ustawiamy rower. Do jazdy czasowej czy do szosy? Na pierwsze pytanie odpowiedziałem powyżej. Drugie to mając rower do szosy musimy zrobić hybrydę żeby nie iść w koszty i kupować kolejnego pojazdu. Krystyn zaraz na początku okablował mnie specjalnymi czujnikami (widoczne są na zdjęciu) od stopy do końca dłoni i kręcimy na trenażerze na moich ustawieniach. Po kilku minutach mamy wstępne wyniki i ku mojemu zdziwieniu okazuje się, ze ustawienia intuicyjne są bliskie zaleceniom ale nie idealne.

Myślę sobie: dobrze jest i nie będzie dużych zmian. Potem nastąpiła wymiana mostka kierownicy na specjalny z dużym zakresem regulacji, wymiana siodełka i sztycy pod siodełkiem (moja sztyca okazała się za krótka dla zmienionych ustawień) i ponownie na rower i uśmiech do kamery. Pierwsze wrażenie, że czuję się lepiej w ustawieniach zalecanych przez Krystyna. Siodełko dziwne z wyglądu ale siedzi się doskonale.

Na pewno jednak w zmienionej pozycji, która polega jakby na obróceniu całej sylwetki do przodu i jej wyprostowaniu gdzie osią obrotu są osie pedałów nie usiedziałbym na starym siodełku. Pomiary pokazują, że mostek kierownicy wystarczyło odwrócić, konieczne było przesunięcie lemondek maksymalnie do przodu. To generalnie wszystko. Faktycznie sesja trwa ok 2,5 godziny. Rada na kolano to maksymalnie wyprostować sylwetkę, co uczyniliśmy. Faktycznie podczas pomiarów wychodzi, że prawe kolano pracuje w płaszczyźnie równoległej do ramy lewe ucieka na bok. Do kompletu otrzymuję raport z pomiarów. Na koniec zamawiam siodełko i sztycę. Przyszły pocztą. 

Teraz wrażenia z pierwszej jazdy. Przede wszystkim siodełko. Rewelacyjne. Stare przy dłuższej jeździe powodowało drętwienie w pewnej części ciała (kolarze wiedzą o co chodzi), na nowym wszystko w porządku po dwóch godzinach jazdy, kolano też nie dokucza. Złapanie pozycji czasowej na lemondkach nie było już takie proste. Stabilność pozycji na prawdę kiepska. Trzeba będzie przejechać sporo kilometrów żeby nabrać pewności siebie. Niemniej połowę dystansu przejechałem w nowej pozycji i odczucie jest takie, że jest szybciej i jakby pozycja była bardziej naturalna; nie wymuszona. Wiatr dawał się we znaki i w tej pozycji zdecydowanie opór powietrza był mniejszy. Zwłaszcza nowe ustawienie siodełka powodowało inną, lżejszą pracę nóg. Jeżeli mam podsumować całą operację to warto było. Myślę, że można sporo zaoszczędzić wykonując takie pomiary przed zakupem nowego roweru lub przed radykalnymi zmianami w rowerze. Czterysta złotych to duża kwota, ale kupno chociażby niedopasowanej kierownicy będzie kosztować znacznie więcej.

Krzysztof Józefowicz

foto Michał Grzywacz

 

Powiązane Posty