Jazz, jazz, jazz… czyli takisobiebiegacz w Justynowie

Ach czar wspomnień – Łódzkie spotkania jazzowe, jam session Pod Siódemkami, to były czasy, dyskusje po świt, kto lepszy Muniak, czy Jan ptaszyn, aż wreszcie kończyły się płyny. A teraz bieganie. Wpisowe dużo wcześniej wpłacone, trzeba jechać do Justynów, bo szkoda grosza. Deszcz pada, pada… z roboty się zwolniłem do 15.30, chyba to nie ma sensu. W Justynowie tez pada, ale ta zieleń jest piękna! Start – jak zwykle na końcu. Trasa bardzo, bardzo fajna, cały czas las. Szczególnie gdy wpadam w zielone pola jagodowe, jak tu pachnie lasem i ziemią. Niebo chyba tez jest zielone. 8 kilometr trasy, koniec lasów, ale, ale słychać jazz. Jestem zaskoczony, gdzie ja jestem? Big Band J.P. Wróblewskiego? Nie, nie to big band Wiśniowa Góra i te kawałki „O mój rozmarynie” i coś klasycznego jazzowego, jestem w szoku, a deszcz pada – jest cudownie. Ach, no i ta kiełbasa łowiona durszlakiem, jaka ona smaczna. Wrażeń miliony, a ja chciałem zrezygnować z Justynowa. Dzięki!

A w bazie zasadnicze pytania kierownika ekipy-Kochanie kiedy wypierzesz te śmierdzące ciuch? Ot rzeczywistość. Moje wyniki biegowe-gdy odwrócisz tabele, Remiasz na czele. 

Galeria start – meta by INES & Sobek

Galeria meta by Sobek

Pozdrawiam 

takisobiebiegacz

Powiązane Posty