Akademia Maratonu: Mój pierwszy półmaraton – relacja Marka Millera

Dziś zaliczyłem swój pierwszy w życiu półmaraton. I nie dokonałbym tego gdyby nie porady i wsparcie osób, które towarzyszą mi na drodze przygotowań do maratonu w ramach Akademii Maratonu. Dzisiejszy dzień nie zaczął się łatwo. Żeby zdążyć na bieg w Warszawie i odpowiednio się przygotować na miejscu, wyjechaliśmy z Łodzi  o godzinie 6 rano (zmiana czasu nie ułatwiła zerwania się z łózka). Piszę my, ponieważ do stolicy wybraliśmy się w czwórkę, a podróż minęła mi bardzo szybko w towarzystwie przemiłej Pani Fotograf, Bartka Sobeckiego oraz Piotrka Szczepaniaka. Nie jestem człowiekiem wielkiej wiary w samego siebie.Patrząc dzisiaj na moje treningi widzę doskonale, że przygotowania trwające od grudnia to wcale nie jest długi czas dla początkującego biegacza. Pod Stadionem Narodowym towarzyszyła mi więc jedna myśl: „co ja właściwie tutaj robię i co mogę zrobić by się nie skompromitować?”. Swój bieg zaplanowałem na jakieś 2:15, ale Bartek zasugerował mi przymierzenie się do dwóch godzin, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Jasne, bardzo chciałem złamać dwie godziny, ale wciąż towarzyszyła mi myśl, że to mój pierwszy półmaraton, a na żadnym z wcześniejszych treningów nie przebiegłem 20 km w czasie krótszym niż 2 godziny. Mimo tego posłuchałem rad doświadczonych biegaczy i świetnie – osiągnięty wynik napawa mnie naprawdę sporą dumą. Organizacja biegu była naprawdę dobra. Może trochę długo trwał start (zawodnicy startowali partiami, moja grupa biegnąca na dwie godziny wystartowała 25 minut po starcie pierwszej z grup), ale poza tym nie widziałem żadnych niedociągnięć. Pierwszym mobilizującym momentem biegu było minięcie na drugim kilometrze mojego pacemakera – z zadowoleniem stwierdziłem, że biegnie dla mnie zbyt wolno. Kilkaset metrów dalej nastąpiło coś, co rozbawiło mnie do łez – w tłumie kibiców, na Nowym Świecie grała na żywo około dwudziestoosobowa orkiestra złożona z policjantów. I nie zwróciłbym na nich uwagi gdyby nie fakt, że grupa muzyków z dużym dystansem do samych siebie przygrywała w kółko motyw przewodni z… „Akademii Policyjnej”. Młodszym biegaczom, nie kojarzącym melodii, warto przypomnieć ten kawałek – posłuchajcie. Mobilizacji na trasie było wiele. Od fantastycznych widoków i przebiegu trasy po Kibiców i zespoły muzyczne grające po drodze. W tunelu natrafiłem nawet na łódzki smaczek – na dobiegające z tyłu okrzyki „Legia!” dobiegały odpowiedzi z przodu „Widzew!”. Wyglądało to co prawda jakby kibice Legii gonili kibiców Widzewa, ale ci ostatni całkiem nieźle dawali sobie radę.

Nie było jednak nic bardziej satysfakcjonującego jak dogonienie na 16 kilometrze pacemakera z czasem 1:55 i minięcie go chwilę później. W końcówce dostałem skrzydeł i stwierdziłem, że nie ma mowy bym odpuścił. Wiszące na mostach bannery z hasłem „Do zobaczenia na mecie” tylko potęgował to uczucie. Byłem naprawdę zdziwiony, gdy zobaczyłem, że na swoim pierwszym w życiu półmaratonie osiągnąłem czas 1.49.04.

Nie wszystko było różowe. Podbieg w okolicy piętnastego kilometra był naprawdę wyczerpujący. Widok osób, które bieg zamieniały na marsz sprawiał, że samemu chciało się trochę odpocząć. Znów jednak w głowie zabrzmiały mi rady dawane przez fizjoterapeutę Roberta Nowickiego. Zagryzłem zęby, pochyliłem się i zamiast odpocząć – przyspieszyłem. I chyba to jest właśnie to, o co chodzi w bieganiu. Jest ono dla mnie ciągłą walką z samym sobą, z własnymi słabościami, chęcią poddania się itp. W moim przypadku nie było tych sytuacji wiele na trasie, ale jak już pojawiła się myśl o przerwaniu biegu na małą chwilę, miała ona zupełnie odwrotny efekt – jeszcze więcej pary włożonej w bieg.

Czuję się dziś spełniony i wdzięczny wszystkim, którzy służą mi wspaniałymi radami na drodze moich przygotowań. Zbliżający się maraton to wciąż dla mnie wielka niewiadoma, ale też doświadczenie, które bardzo pragnę zdobyć. Czy się uda – cały czas nie wiem. Nie mogę się jednak doczekać, by to sprawdzić.

Galeria zdjęć nr 1 – 3

Pozdrawiam

Marek Miller

Powiązane Posty