Dlaczego nie lubię Nordic Walking

Opinia moja jest radykalna i może ranić osoby, które z tej formy aktywności czerpią dużo radości, można się nie zgodzić, albo sprawić bym zmieniła zdanie, które idąc kobiecym tokiem rozumowania na końcu tego wywodu sama zmieniłam. Jestem jeszcze trochę chora , więc siedzę w domu i zastanawiam się dlaczego tak nie lubię wyścigów Nordic Walking ? Nie lubię, to mało powiedziane – coś się we mnie gotuje jak widzę kobiety odpychające się kijkami na czas, o facetach to już nie wspomnę- dramat. Może to ta brzydko pochylona sylwetka, może nienaturalnie wydłużony, dziwacznie obniżony krok i te kijki, które w pogoni za miejscem w czołówce tylko przeszkadzają. Nie jest tak, że nie wiem o czym piszę. Już dwa razy w życiu, spróbowałam rywalizacji w NW. Za pierwszym razem nie podobało mi się. Może miałam niedobrą technikę, może wyścigi z tętnem 130 jakoś nie mieściły mi się w kategorii wyścigów, może to że jakiś zawodnik przede mną obejrzał się za siebie, zobaczył tylko mnie, niegroźną świeżynkę  i zaczął podbiegać . Pamiętam, czas wtedy na pięć kilometrów miałam tylko o dwie minuty gorszy, niż gdybym startowała w biegu, nawet przytrafiło mi się jakieś pudło w kategorii wiekowej, czyli powinnam być zadowolona a tu nici czułam się jak oszustka – co się ściga w czymś, co z racji tego że nie jest sportem, do ścigania nie służy. Na koniec, jeszcze bozia, aby ukarać mnie do końca, w maju przywaliła śniegiem (Piknik Majowy, dwa lata temu)
Ale było raz, będzie drugi raz.
     To był początek wakacji zeszłego roku. Latem GP Łodzi rozgrywane jest naprzemiennie na Zdrowiu i w Lesie Łagiewnickim. Jakoś tak miałam kryzys z bieganiem, było jeszcze na dodatek gorąco. Tak sobie wymyśliłam, dojdę na to Zdrowie z domu piechotą, na zawodach z kijami przejdę 5km, potem się jeszcze trochę pokręcę i wrócę też piechotą do domu, razem ok. 20km, na niedzielę przyzwoicie. Samo dojście na zawody, gdy starałam się utrzymać technikę, marszowe tempo, wypuszczanie kija z dłoni było przyjemne – czuło się pracę, w odróżnieniu od biegania gdzie pracuje właściwie tylko pikawa, prawie wszystkich mięśni. Same zawody, znowu porażka. Niby rywalizacja, w której nie trzeba wykorzystywać całej wytrenowanej wcześniej mocy i wytrzymałości, czyli wydawało by się, że można zastosować jakieś elementy taktyki, ale nie, poprawna technika chodzenia z kijami jest tak monotonna i przewidywalna że o żadnej taktyce mowy być nie może, chyba że ktoś sobie tą technikę ulepszy i będzie wymachiwał kijami z częstotliwością taką, jaką moja babcia wymachuje drutami przy produkcji szalika. Na fali emocji zaczęłam kaleczyć ziemię tymi kijami jak automat. Idziesz, pilnujesz techniki, mija połowa dystansu, powolutku włącza ci się „ścigająca”, kopytka by bryknęły a tu dalej dryptum, dryptum. I znowu widzisz, że komuś z przodu kopytka brykają z pełną świadomością. Rodzi się złość, co ja robię, czy jestem taka sama jak ten pajac przede mną, przecież nawet jak ukończę marsz w przyzwoitym czasie, na mecie i tak znajdzie się  ktoś, kto sobie pomyśli- ciekawe ile szła, a ile biegła? Tą rywalizację odpuściłam sobie i do mety doszłam radośnie, poprawnym tempem dla długości moich kończyn , czyli ok. 7,5km/h.
Skoro było raz, było dwa będzie i trzy.
Mam nadzieję że powyższy scenariusz już się nie powtórzy.
Nie jestem za wprowadzaniem sędziów technicznych, jakiś kartek, czy upomnień do filozofii zawodów. Marsz Nordic Walking ma być, tak jak następujący po nim bieg zdrową rywalizacją na  zasadach,  których każdy amator powinien się trzymać sam – przecież odbierając numer startowy, własnoręcznie podpisuje regulamin.
Co tu sędzia ma pomóc, czy rozstrzygnąć?  Podbiegłeś, poniosło cię – tak działają emocje, wystarczy przyznać się przed samym sobą , marsz oczywiście ukończyć – tylko zrezygnować z klasyfikacji. Może być bolesne. Sam sobie zafundowałeś wyścig w konkurencji technicznej – więc nie ma techniki, nie ma wyniku.
Organizator GP Łodzi , dla tej formy aktywności na swoich zawodach przyjął otwartą formułę, dającą możliwość czerpania przyjemności nie tylko przeszkolonym nordikom, również całej lawinowo rosnącej grupie ludzi, którzy może nie chcą, a może nie mogą biegać. Zwyczajnie mają żyłkę rywalizacji, albo kręci ich dreszczyk emocji na starcie lub przy losowaniu . Chcą zająć miejsce w zawodach, w sumie nieistotne jakie ale żeby to było miejsce na liście zawodników. I w takiej przyjacielskiej atmosferze na trasie ma pojawić się sędzia ? Pani źle idzie, a Pan nie otwiera dłoni – upomnienie. Bo zawody sędziowane, musiały by być jednakowo restrykcyjne dla każdego.
Jakoś  mi to nie pasi,  jak również to drugie istniejące wyjście – czyli w momencie dalszych przebieżek w czołówce, całkowita rezygnacja z klasyfikacji miejscowej i odhaczanie  tylko obecności.
Jak tak teraz przeczytałam to sama wyżej napisałam, wyszło na to że, moja nienawiść skierowana jest nie na samo chodzenie z kijami, tylko przeciwko paru bałwanom, obojga płci, którzy łamią podstawowe zasady etyki i uczciwości. Jeszcze chełpią się, że uprawiają dyscyplinę sportową.
Także, jak to mawiają do trzech razy sztuka. Na niedzielne GP przebieram się za nordika. Karnawałowe zawody mają być troszeczkę na luzie, ale nie zważając na to wszyscy ewentualni biegacze, którym pomyliła się godzina startu i wystartowali o 11.15 niech się sami zastanowią czy przebranie za bałwana im odpowiada.
Anka W

Powiązane Posty