Witam. Jestem zupełnym amatorem w bieganiu.Ostatnie wydarzenia w Maratonie w Poznaniu skłoniły mnie do napisania kilku amatorskich słów.Swój kontakt za sportem mam od maleńkości(kapsle kolarze),kiedyś trochę w młodości trenowałem różne dyscypliny lekoatletyka,rugby ale były to tylko incydenty.Trochę próbowałem jeżdzić w maratonach rowerowych ale też bez większych sukcesów,ale najważniejsze że miałem zapłacone wpisowe – zasada była taka: liczyła się opłacona sztuka-dużo w tym było komercji i pogoni za zyskiem trochę to mi nie pasowało. Może rowerowe maratony na orientację miały lepszego ducha sportu,nie czuło się tam komercji liczyła się przyroda i przygoda. Ale w moim życiu przyszedł Czas na biegi i tu też zaczyna być gonitwa za wynikiem no przecież to są biegi. Szczególnie zadziwił mnie facet z drużyny Gazety Wyborczej(dziadek 53 lata)który w przeciągu 2 tygodni zaliczył 2 maratony Warzsawski i Poznański,musiał mieć niezłą wydolność bo urody Kenijczyka to On nie miał (Kenijczyk-głowa i biegnące nogi). Tak się zastanawim czy On nie wpadł w maszynę żyłowania wyniku.Jedż nz obóz,trenuj,trzymaj doskonałą dietę,kupuj doskonałe obuwie które samo biega. Też nieraz w to wchodzę. Całe szczęście że nie mam pieniędzy bo juz bym był na obozie,miałbym 100 par butów i ciuchy w których bym się nie zacierał.
A tak uciekam przed cukrzycą,na razie mi się to udaje.Co dalej…..100 maratonow,życiówki.Nie,nie..fajnie jest być w lesie szczególnie rano,gdzie można zobaczyć dzika.No i ta parująca ziemia i jej zapach.
Ale,ale a Stadion Narodowy i końcówka Maratonu łzy i Meta – to też było PRZYJEMNE.
PZDR Remiasz