Życiówka na Pietrynie

Jest życiówka 45:33!

Przez maraton i jego skutki które odczuły moje nogi, treningi pod dychę tak naprawdę zacząłem niecałe 3 tygodnie temu. Jak zwykle na czuja, w ostatnich dniach wspierany poradami Kondora (dzięki!).

Warunki pogodowe wczoraj były doskonałe, ale trasa bynajmniej nie najszybsza po jakiej biegłem, tu podbieg, tam hopka, dwa razy Nowomiejska… Pietryną biegłoby się szybciej i przyjemniej, niż Kościuszki 🙂

Mam wrażenie, że pierwsze 4 km były niedomierzone, a mierniczy trasy odbił sobie niedoróbkę na półmetku. Według znaczków początek wychodził mi po 4:20-4:30 min/km, a piąty klocek nagle ponad 5 minut. Prawda że trochę przyhamowałem, zasapany zbyt szybkim startem, ale chyba nie leciałem pierwszych kaemów aż tak szybko, a potem aż tak drastycznie nie zwolniłem! W każdym razie na 5 km złapałem 23:14, sporo gorzej od zakładanego planu po 4:35 min/km i 10 sek. wolniej niż na połówce mojej zeszłorocznej rekordowej dychy w Uniejowie (23:04/46:10). Tamtą życiówkę puknąłem tak trochę z niczego, jeszcze na mocy z gór, z ponad minutową poprawą od Fabrykanta. Inna sprawa, że i Fabrykant i Uniejów miały według mnie szybsze trasy, niż tegoroczna niby-Piotrkowska.

Zmobilizowany niedoczasem trochę przycisnąłem, ale dopiero na krótkim odcinku po Pietrynie tak naprawdę złapałem wiatr w żagle. Potem kubek wody na wodopoju Piwoteki (na ten drugi napój był czas później), zaciskamy zęby i napieramy. Ostatnie przedłużone interwały nie poszły na marne. Na drugim podbiegu Nowomiejską dalej wyprzedzałem kogo się dało. Lutomierska, znaczek 9 km i na stoperze 41:23. W lewo w Zachodnią i rura w dół! Ostatnia hopka przed Pałacem Poznańskiego, Ogrodowa, znowu w dół do rynku Manufaktury, wyprzedzam z prawej i z lewej, długa ostatnia prosta, finisz prawie do wyrzygu. Ostatni klocek mimo zbiegów 3 sek. wolniej niż w Uniejowie, ale to dlatego że dużo więcej z siebie dałem w przekroju całej trasy.

Szakal Tomek, który wczoraj też zrobił znakomitą życiówkę (gratki!), mówi że mam potencjał na lepsze wyniki i pewnie ma rację. Ale wczoraj naprawdę wyszarpałem ile mogłem na tej trasie i jeszcze trochę więcej. Za tydzień przełajowo-górska dycha w Łagiewnikach, jako urodzony góral się dużo lepiej czuję na tego rodzaju biegach. No i może złapię superkompensację…

Pozdro,

Kamil

Powiązane Posty