Nie chce mi sie wierzyć, że to już piąta zima. Pierwszy raz biegliśmy tam razem z Ag, za namową Maćka, w styczniu 2011. Cała trasa była lodowiskiem podlanym wodą, zawody pod hasłem „biegam po lodzie”, było fajnie. W późniejszych latach zdarzały się nawet cztery pory roku w trakcie jednego biegu… A od tego roku duże zmiany. Jedna pętla zamiast dawnych dwóch, z górką w Parku Baden-Powella – dla mnie tak jest dużo lepiej. Start na Łodziance przy 350 ludziach trochę ciasny, wolałem ten na alejce, ale za to finisz na stadionie ma swój urok. Rozumiem, że niepraktycznie byłoby ustawiać oddzielnie start i metę, więc niech tak zostanie 🙂
Frekwencja bije wszelkie rekordy, biuro w małym budyneczku nie wyrabia, kilometrowa kolejka… trzeba będzie przychodzić wcześniej. Jesienne górskie ultra rzeźnie mi zupełnie zabiły szybkość, trzeba się pomału wkręcać na nowo. No to się wkręcałem pomału, zacząłem nie za mocno, dopiero na górce wszedłem na wyższe obroty. Na kresce 23:04. Obym do marca urwał na tej trasie z półtorej minuty. A już za 2 tygodnie może się poprawię chociaż o parę sekund.
Dłuższa relacja ze zdjęciami:
http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/zimowe-grand-prix-lodzi-debiut-w-ramach-city-trail-zdjecia#.VH8UfpUtDIU
Dostaliśmy bardzo pomysłowe imienne medale za Letnie GPŁ. Każdy bieg z cyklu ma przyznane młotki i słoneczka za trudności terenowe i pogodowe. Bieg na Brusie mógłby mieć 3 kałachy 🙂
Pozdro!
Kamil