XXXVII Maraton Uznamski Świnoujście – Wolgast 03.09.2016
To miał być standardowy maraton, który okazał się jednak zaskakująco wymagającym biegiem. Wszystko to dzięki spiętrzonym morenom czołowym, nieprzewidywalnej pogodzie oraz limitom czasowym, narzuconym przez organizatora.
Dzień 1 „ Świnioujście”
Po dotarciu na miejsce, odebraniu pakietu startowego i zakwaterowaniu, zorganizowanego przez OSiR Wyspiarz, wyruszyliśmy z Edytą na wycieczkę po najdalej wysuniętym na zachód mieście w kraju, uznawanym za uzdrowisko. To co zastaliśmy zasługuje na uwagę i opisanie.
Miasto opanowane przez kuracjuszy-emerytów ,zarówno z Polski jak i Niemiec. Niestety poziom usług świadczonych przez większość restauracji i sklepów pozostawia wiele do życzenia. Brak możliwości płacenia kartą, niemiła i nieprofesjonalna obsługa to tylko mały wycinek, jak odebraliśmy gospodarzy.
Praktycznie wszyscy są nastawieni na klienta z Niemiec, ceny zawyżone nie adekwatne to poziomu oferowanych usług i towarów. Park Zdrojowy zaniedbany a pod atrakcją turystyczną, wiatrakiem – znakiem nawigacyjnym „Stawa Młyny” ,porozrzucane butelki.Obraz tego wszystkiego uzupełniają obywatele Niemiec, czerwoni na twarzy, pijani i sikający, gdzie popadnie. Tak to uzdrowisko dla Niemców, których nie stać na pobyt w kurortach u siebie.
To są nasze doświadczenia a opinia niewątpliwe subiektywna, jednakże miasta „ Świnioujście” nie będę wspominał mile i mam nadzieję, że nie będę musiał tam wracać.
Dzień 2 Etap 1 „ Maraton Świnoujście – Wolgast”
Całkowicie zdegustowany atmosferą miasta i niesamowicie pogryziony przez komary, udałem się na miejsce startu XXXVII Uznamskiego Maratonu z Świnoujścia do Wolgast. Po chwili relaksu nad morzem i krótkiej rozmowie z miłym fotoreporterem, wystartowaliśmy.
Pierwsze 10 kilometrów trasy to bieg po deptaku od Świnoujścia przez niemieckie miasteczka. W miarę pokonywanego dystansu można było zaobserwować różnice dzielące „miasto” Świnoujście a jego niemieckie odpowiedniki. Atmosfera, porządek i widoki nie do porównania.Około 10 kilometra wbiegliśmy w las. Była to niesamowita ulga, gdyż znaleźliśmy schronienie przed niezapowiadanym prognozą pogody, słońcem.
I nagle stało się to co jest dla mnie najgorsze. Podbiegi i zbiegi i tak cały czas. Nienawidzę biegać w takich warunkach. Z reguły nie jestem przygotowany na maraton, gdyż w ogóle nie trenuje a do tego podbiegi to coś co powoduje, że włosy jeżą mi się na głowie. Jak miałem biec w takich warunkach, przecież nawet nie lubię patrzeć na widokówki z wzniesieniami a tu znak informujący o nachyleniu terenu 20%.
W ten o to sposób Edyta pozostawiła mnie na trasie samemu, zresztą jak zawsze.
Dzień 2 Etap 2 „ Maraton Świnoujście – Wolgast”
Nie pozostało mi nic innego jak kontynuować bieg samotnie, próbując się zmieścić w limitach czasowych narzuconych przez organizatorów. Na trasie poznałem Marka – chodziarza, który powiedział, że planuje ukończyć zawody w granicach końcowych limitu czasowego. Tak, o to znalazłem swój punkt odniesienia. Wiedziałem, że dopóki on jest za mną, zmieszczę się w limicie czasowym.
Cóż może to zastanawiać, że taki obrałem sobie odnośnik, ale spotkałem rekordziste Polski w chodzie na 150km. Człowieka, który chodzi szybciej niż niektórzy z Nas biegają.
Dlatego też dzielnie podążałem do przodu. Na punkcie kontroli zmieściłem się 5 min przed obowiązującym limitem (21.8 km – 02:30), z czego byłem zadowolony, biorąc pod uwagę pokonane górki a także moje kondycyjne przygotowanie.
Po uzupełnieniu energii, sprawnie pokonałem betonowe schody i rozpocząłem walkę z kolejnym limitem czasowym na 30 kilometrze. Trasa była malownicza, piękne zadbane lasy i przesympatyczni ludzie, ciągle zapewniający doping. Nic tylko biec. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Podbiegi i zbiegi i tak cały czas. Ponownie ledwo się zmieściłem w limicie czasowym na 30 km.(03:30) mając zaledwie 5 minut zapasu. Ale co tam, byle do przodu i zakończyć tą męczarnie. Na szczęście słońce się schowało i temperatura wróciła do normalności. Niestety, przegonił mnie Marek, co znaczyło że nie mieszczę się w limicie czasowym. Byłem już bardzo zmęczony, w pewnym momencie widziałem, stado krów pasących się po prawej stronie drogi, a parę kilometrów dalej zobaczyłem czarne słonie z lewej. Czy były to oznaki zmęczenia???? Nie, na szczęście to był cyrk.
Nagle podjechał do mnie rowerzysta z obsługi biegu i powiedział coś po niemiecku. Wiedząc, że nic nie zrozumiałem powiedział „ You are out, only 50 minutes and it’s finish”. Super, nie ukończę biegu – pomyślałem i nie zastanawiając się zacząłem biec. Dogoniłem Marka – chodziarza i potruchtałem dalej przed siebie. Nie mogłem pozwolić, aby zdyskwalifikowali mnie przed samym końcem maratonu. Ostatni mega podbieg na stadion w miejscowości Wolgast i przekroczyłem linię mety z czasem 05:14:10. Co prawda zmieściłem się w limicie czasu 05:20:00, jednak nie otrzymałem medalu, gdyż podobno zabrakło.
(medal na zdjęciu należy do Edyty Andrzejewskiej)
Wynik słaby, ale czego można oczekiwać odemnie. Najważniejsze, że bieg ukończony i „banan” na twarzy.
Przecież chyba o to chodzi, aby cieszyć się z tego co się robi. Ja się cieszę. Biegam dla zabawy, dla podróży i dla klubu Szakale Bałut Łódź.
Dzień 2 Etap 3 „ Maraton Świnoujście – Wolgast”
Po ukończonym biegu , długim oczekiwaniu w autobusie, w deszczu strugach powróciliśmy do Świnoujścia, z którego szybko uciekłem i odjechałem, gdyż pomimo wspaniałej organizacji biegu i cudownej trasy, moja opinia na temat tego miasta pozostanie niezmienna – „ Omijajcie to miasto szerokim łukiem”
Odnośnie organizacji biegu Świnoujście – Wolgast
Plusy:
- Organizator zapewnia nocleg ( 35 zł/osoba)
- Atrakcyjna, dobrze oznakowana i zabezpieczona trasa ( nawet wystające korzenie są oznaczone)
- Częste i „bogato” zaopatrzone punkty odżywcze
- Doping na trasie
Minusy:
- Długi czas oczekiwania na powrót autokaru do Świnoujścia
- Brak medali dla wszystkich zawodników.