Wyzwanie – sto stron w sto dni

Ciepło, gorąco, parzy. W sumie to dobrze, można zbijać masę w bezruchu – pocąc się jedynie. W trakcie tego leniwego weekendu – leżąc na kanapie, po lekturze leżącej już prawie dwa miesiące na stoliku nocnym w stanie dziewiczym „Kobiety w biegu” zrodziła się myśl – dlaczego nie ja?     Nieskromnie pochwalę się – chcę napisać własną książkę o bieganiu, z premierą w okresie przedświątecznym, o objętości 123 stron, z czego 20 stron byłyby to ilustracje, 100 stron tekstu rozstrzelonego, dwie strony podziękowań i jedna strona z prośbą o krew dla „krwinki”. Tekst napiszę sobie sama, obrazki sama namaluję, pozostaje kwestia korekty i edycji. Jest to problem, bowiem w zamierzeniu książka ma być prezentem, a nie być kupowana na prezent. Co do treści, koncepcja jest na sześć rozdziałów.
    Pierwszy rozdział musi być jak petarda, by się ogólnie chciało czytać dalej. Np:  Dziś w robocie nastroje takie trochę wakacyjne. Po przekątnej w naszym nieklasyfikowanym openspejsie na słonecznym poddaszu jest gniazdo firmy budowlanej obliczone na pięć stanowisk pracy. Z jednego stanowiska donośnym głosem doBIEGA  taki komentarz: ja cię, nie mogę….., …….,……,…….,czytaliście maratończyk….., przywiązał starą sukę do płota w schronisku, ……. …….. Z drugiego stanowiska dobiega głos – co się dziwisz, przecież biegają tylko ………nieudacznicy, co w życiu nic sensownego zrobić nie potrafią. 
    Drugi rozdział, myślę poświecić RYSIOTEAM, bo to w końcu najlepsza grupa biegowa pod słońcem, a już na 100% pod księżycem, co jak wszyscy słyszeli, zostało potwierdzone w nocy z piątku na sobotę globalnym wyciem całej ziemskiej szakalowej populacji.
    W trzecim rozdziale chciałabym opisać swoją przygodę z „blachami”. To byłby rozdział, który odróżniłby moją książkę od całej sterty innych.
    Czwarty rozdział byłby o ciuchach i żarciu, oraz o biegowym lansie. Tu doświadczenie mam wystarczające, by swoją wiedzą dzielić się z innymi. Bez sponsora, mogę pisać od serca z rozbrajającą szczerością.
    W piątym rozdziale, to sama nie wiem, może opisałabym jakiś bieg.
    W szóstym, postarałabym się udowodnić, że bieganie wbrew stereotypom, nie jest tylko dla cieniasów i w tym rozdziale znalazłaby się jednostronicowa prośba o krew dla „krwinki” z przeznaczeniem dla dzieciaków ze Spornej.
    Ponoć by książka była książką, pisać trzeba nie więcej niż jedną stronę dziennie i również tego samego dnia należy dokonać korekty jednej strony napisanej wcześniej. Na czynności te należy poświecić nie więcej niż dwie godziny z jednej doby. Wiem to z jedynej książki o bieganiu, jaką przeczytałam ze zrozumieniem – tej tego Japońca.
    Sama sobie na kolejne sto dni przygotowałam wyzwanie, osobiście nie będę zbierać kasy na realizację swojego celu, ani nie mam zamiaru czerpać  zysków po wydaniu. Jednak, nie podaruję Wam swojej niewątpliwie mistrzowskich lotów twórczości za darmo. Oczekuję od osób, które chcą i mogą krwawej zapłaty. Dla tak zwanego świętego spokoju, gdyby czterdzieści osób oddało krew dla dzieciaków ze Spornej. Jeżeli sam nie możesz, poproś znajomych, czy stryjecznego bratanka, któremu fundujesz wakacje pod namiotem. Sama nie wiem – przecież maratończycy, to nie są, tak jak nas teraz ocenia społeczeństwo tylko prostaki od lansu, przebierania nogami i wieszania psów na klamce.

Powiązane Posty