Wpisowe

Na jaki bieg nie wejdę, to wpisowe zabija na miejscu!!! Przerażające – napisała na swojej facebookowej stronie Agatka Matejczuk, wywołując przy tym, jak na facebook, dyskusję całkiem na poziomie. To prawda wpisowe w niektórych przypadkach, w porównaniu z poprzednimi edycjami, wzrosło dwukrotnie. Dochodzi to tego presja, z powodu wypełnienia limitu, czasu rejestracji. Na renomowane biegi trzeba zapisywać się z półrocznym wyprzedzeniem i dotkliwym ogołoceniem portfela. Skoro jest popyt, dlaczego ma być inaczej? Biega nas coraz więcej i gołym okiem widać , że z biegacza odzianego w dobre ciuchy, drogie buty i obwieszonego elektroniką za ładne parę tysi – ściągniecie paru stówek, za start w zawodach, nie powinno być problemem.
Z drugiej strony, jest grupa prawdziwych zapaleńców, przez lata tworzących historię tych biegów, którzy takiego przeszacowanego wpisowego nie zapłacą. I co pozostaje renomowana impreza, świadomie odcinająca się od swoich korzeni, bo moda stworzyła stadko w miarę zamożnych „bananów”, którzy dla powieszenia sobie na ścianie kultowej plakietki, poświęcą każde pieniądze.
Z trzeciej strony, od organizatorów biegów oczekuje się, maksymalnego profesjonalizmu. Na starcie ma być ciepło, numery mają być wydawane bez kolejki, do ostatniej chwili, niezależnie od tego, że wszyscy przyjeżdżają na ostatnią chwilę. Wynik w necie ma być, zaraz po przekroczeniu linii mety. Jeszcze fotki, dużo fotek. Potem herbatka, najlepiej obiadek z dwóch dań i losowanie nagród – dużo nagród, bo przecież sponsorzy sami się proszą. I w sprawie kategorii wiekowych – trzy puchary, najlepiej w odstępach pięcioletnich. Medal, koszulka, kubek, skarpetki- to już jest standard, nie wymagający pracy organizacyjnej.
Z czwartej strony, przykład z naszego podwórka. W zeszłym roku, na powakacyjną sztandarową łódzką „dyszkę” organizator w początkowej fazie zapisów, przygotował ofertę z bardzo przyzwoitym wpisowym. Bieg oczywiście rozszedł się jak świeże bułeczki – tylko po biegu zostało dużo za dużo nieodebranych, opłaconych pakietów i medali – bo co to jest 25 zł. Ale o tym, że z jego
Z piątej strony, jest parkrun oparty na wolontariacie, cotygodniowy bieg w całości darmowy. Bywają problemy z odpowiednią ilością wolontariuszy i z przynoszeniem na bieg kodu uczestnika. Bo bieg jest darmowy, więc nie wymaga szacunku dla organizatora?
Z szóstej strony, jak to ktoś u Agatki ładnie napisał – ktoś za bieg zapłacić musi, tylko kto? Bogate pimpusie z lobby rowerowego, w zeszłym roku, jednym wspólnym projektem, wywalczyły sobie ogromną kasę z Budżetu Obywatelskiego. Na około 9000 oddanych głosów- wyszło ok. 360 zł na głos. A po wpisaniu projektu do zadań długofalowych miasta i podwyższeniu funduszu – na następne trzy lata mają ok. 1300 zł na głos. 1300 zł – za zwykłe oddanie jednego głosu. Ludziom aktywnym, ucina się w tym czasie, jakieś marne dotacje na zajęcia Zielonej Łodzi i siedzimy cicho.  Fajnie by było, gdyby na tegoroczną Edycję Budżetu Obywatelskiego, biegacze nie rozdrabniali swoich projektów, tylko stworzyli jakąś jedną ogólno miejską Inicjatywę – np. pod nazwą –  Poprawa zadowolenia z życia w tym mieście, poprzez dofinansowanie uczestnictwa mieszkańcom Łodzi udziału w zawodach biegowych, które w ostatnim czasie stały się wyznacznikiem przynależności do klasy średniej i budują pozytywny wizerunek szczęśliwego mieszkańca.
Ten tort, jak widać z zeszłorocznej edycji można wygrać 10 000 głosów. Jak go podzielić? – najpierw trzeba wygrać.
Ps – najazd na Budżet Obywatelski, zrobiłam świadomie. Anka Wypłosz.

Powiązane Posty