Wiosna w Parku Julianowskim – Letnie GP Łodzi

Pobiegłem zupełnie jak nie ja. Dokładnie przeciwnie niż na pabianickiej połówce, którą rozegrałem z inżynierską precyzją. W zeszłym roku w Julianowskim byłem kontuzjowany po maratonie, więc chociaż byłem zapisany, przebiegłem spacerowo tylko jedno kółko poza konkurencją. Trasa nie zrobiła na mnie wtedy specjalnego wrażenia. Pewnie dlatego dziś jej nie doceniłem.

Po Pabianicach i ostatnich kilometrówkach czułem się pewny siebie, a więc od startu kokodżambo i do przodu. Trasa dużo bardziej pofałdowana, niż mi się wydawało rok temu, ale miałem nadzieję utrzymać to tempo. Nadzieja matką głupich. Na drugim kółku już zdychałem. Podbiegi i słoneczko już solidnie dawały w dupę. Czas okrążenia 40 sekund gorszy od pierwszego. Po międzyczasach widzę jednak, że większości zawodników przydarzyło się to samo.

Trochę wiatru w żagle złapałem dopiero w połowie ostatniego okrążenia. Odskoczyłem najpierw Mariuszowi, a potem nieznanej koleżance, z którymi się nawzajem holowaliśmy przez większość dystansu, zmieniając się na prowadzeniu (pozdrawiam!), potem przesunąłem się jeszcze o dwa miejsca w górę. Na ostatniej prostej rzut oka na stoper, dobra, jest szansa zmieścić się w granicach przyzwoitości, sprint i na kresce 46:59 netto.

Na mecie byłem zdechły jak koń po westernie, Maciek zbierał wywiady z zawodnikami to mu coś tam bredziłem od rzeczy do mikrofonu. Całe popołudnie byłem jakiś rozwalony, przekimałem się kilka godzin, wiosenne przesilenie czy co? Teraz mi się przez to nie chce spać więc wrzucam ten wpis 🙂

Za tydzień maraton. Muszę znowu zrobić rozpiskę na tyle dobrą, żeby sama pobiegła za mnie.

Pozdro!

Kamil

Wyniki:

http://inessport.pl/sites/default/files/zalaczniki/GP%20Łodzi%202014%20-%2006.04.2014.wyniki_0.pdf

 

Powiązane Posty