Trasa Fabrykanta z wypasem galanta

Przędza – wyrób włókienniczy o strukturze walcowatej, ciągłej, powstający przez skręcenie pasma włókien w procesie przędzenia. Przędzenie może być wykonywane chałupniczo (ręcznie) lub przemysłowo w przędzalni (mechanicznie). Przędza jest półproduktem do produkcji tkanin, dzianin, koronek, plecionek, lin, nici itp.(źródło Wikipedia).

Tym jednym zdaniem można zamknąć genezę powstania osiedla rzemieślniczo-przemysłowego na terenie dzisiejszego miasta Łodzi. Wszystko to miało miejsce nawet nie dwieście lat temu, więc o historii mówić jeszcze nie możemy. Miasto Łódź, w sensie historycznym, w ujęciu od Wielkiego Wybuchu powstało współcześnie i jego historia dopiero się tworzy, weryfikując decyzje podjęte przez poprzednie pokolenia mieszkańców miasta. Pokolenia, które można zliczyć na palcach jednej ręki. Ja, osobiście należę do czwartego pokolenia . Moi przodkowie przybyli do miasta około 1900 roku. Prababcia pamiętała Rewolucję 1905. Pradziadek na wojnę w 1914 roku wyruszył z Łodzi z jedną armią, potem walczył o sprawę w armiji o bardziej wyrazistym kolorze, by po dziesięciu latach wrócić do Łodzi z jeszcze inną armią. Drugi pradziadek, przed 1-sząWŚ był najwyższym Łodzianinem – podobnież. Trzeci, dorobiwszy się na murarce u Poznańskiego, na zasadzie, że murował mu dokładnie to samo, co podpatrzył u Scheiblera, zabrał kasę i kupił grunta na terenach nieskażonych wybielaczem i brakiem miejskiej kanalizacji (czytaj: ludzką kupą) gdzieś w rejonie środkowej Wisły, z pięknym widokiem na przeciwległy brzeg. Czwarty pradziadek, gdzieś na podwiślańskiej łące spotkał moją prababcię, z tego był dziadek, który z babcią, po 2WŚ przybyli do Łodzi, jadąc z całym dobytkiem zaprzęgiem konnym około 100km, bo w Łodzi było wtedy bardzo dużo pustostanów.

Mam ogromne szczęście, że zaprzeszłe czasy miasta mogę wspominać na podstawie rodzinnych opowieści, a nie wiedzę o nich czerpać z publikacji typu: w dziesiątym wiązaniu czerwonej wedyjskiej cegły mamy poczwórny ryzalit otoczony misternym maswerkiem w układzie szachownicowym. Całość założenia jest trzydziestoosiowa. Powstała 27 września 1889 roku o godzinie 17:45 dla rodziny Kunegundy i Emiliusza von bon Rozenkranc – Maria-Tworzygłowskich z domu Wiślicz-Odrzańskich.  Czytam takie dyrdymały i myślach dodaję sobie …… Pierwszy rząd cegieł kładł sam Namiestnik. Nie wyszło mu za równo, bo Namiestnik miał kieszenie wypchane łapówką i był po wódce. Jeżeli ktoś z Państwa ma wątpliwości kim był E. z domu Wiślicz- Odrzański, ano nikim, awanturnikiem, który skorzystał z tego, że w XIX wieku nie było fejsa i internetu. Dziś skończyłby jak niejaki Kuryłło  przez jedno eł. W sumie i tak skończył, czy zna ktoś osobiście jakiegoś Fabrykanta?

Cały ten powyższy wywód to dowód, że jaram się tym biegiem jak dziecko. Trasa biegu to moja Łódź.

Dla biegacza, nieważne są zabytki na trasie, ma być równo, szeroko i prosto. Ha, ha, ha – na Fabrykancie tak nie będzie.

Za każdego rogu, na każdej prostej będą wychylać się zabytki, monumentalne jak scheiblerowska Przędzalnia, czy sentymentalne jak ruiny Tkalni, którą za komuny odwiedził JP2. Nie będzie równo, trasa poprowadzona została wzdłuż Doliny Jasienia – rzeki, której spadek w epoce przedmaszynoparowej, dostarczał energii prawdziwym łódzkim manufakturom. Będzie pod górkę, z górki i pod górkę. Nie będzie szeroko, bo ….. Dla łódzkiej tradycji narzekactwo jest już wartością kultową i organizatorzy biegu zadbali, by na wąskość trasy można było sobie ponarzekać. O to, by nie było zbyt prosto, zadbał magistrat rozkopując natenczas co się da i gdzie się da. Czy obecny kształt trasy, w postaci jednej dziesięciokilometrowej pętli, którą śmiało można nazwać lekcją historii Łodzi, się nie zmieni? Nie wiadomo – jest jeszcze tydzień na kolejne wykopki, bo prawda jest taka, że wiadukt na Rydza-Śmigłego nie ma zadaszenia – może zamkną kolejną ulicę.

Przejechałam sobie prawie całą trasę rowerkiem, pstrykając fotki bardzo drogim, zagranicznym aparatem fotograficznym. Piękna ta trasa w promieniach zachodzącego słońca. Piękne budynki, stare i nowe, odbijające się w trzech mijanych po drodze zbiornikach wodnych, zasilanych onegdaj siłą wody Jasienia, a dziś siłą pomp elektrycznych, ciągnących oligoceńską wodę ze studni głębinowych. Słodki ten Filemon i kocie spojrzenie Bonifacego, nawet te Trzy Misie, których nigdy w TV nie widziałam, bo chyba był to eksport dewizowy, też są słodkie. Piękne są tony dzwonów kościołów na ulicy Piotrowskiej i niespodzianki dźwiękowej w Fabryce Ga…, sorry zagalopowałam się w opisie tej piękności. I jaki słodki ten posiłek regeneracyjny na mecie.

By zapewnić sobie dreszczyk emocji i tego niesamowitego poczucia czegoś nieznanego, nie zrobiłam rekonesansu ul. Senatorskiej – odcinka biegu z górki – patrzymy pod nogi i przyśpieszamy, przyśpieszamy.

Sumując – będzie pięknie, magicznie i nostalgicznie. Oczywiście nie bezwarunkowo. Warunkiem jest dobra pogoda, a zapowiadają burzę oraz to, że wszyscy wystartują ze swoich stref czasowych. Tak, tak wiem, że przynajmniej jedna osoba, która czyta ten wpis ma zamiar mataczyć w tym temacie. O Tobie piszę ………………(przemyśl to lub wpisz swoje imię:).

 

Powiązane Posty