Sympatyczny kopniak w oko.

Już za niecały miesiąc pierwszy tegoroczny start w triathlonie w Sierakowie na dystansie 1/2 IM. Listy startowe dawno zamknięte; stało się to już niejako tradycją, że brakuje miejsc na zawodach triathlonowych. Z pewnym niepokojem śledzę stronę zawodów i przyglądam sie temperaturze wody w jeziorze, na którym będziemy pływać. Plus 12 st C głowy nie urywa. Morsem też nie jestem.  Jednak niedawno było pewnie z plus 2-3 stopnie, czyli jest progres. Regulamin mówi o minimum 14 stopniach żeby mogły się odbyć zawody. Wygląda na to, że nie będzie z tym problemu. Na wszelki wypadek kupię sobie jednak czepek neoprenowy. Podobno działa dosyć skutecznie i nie pozwala wychłodzić organizmu,  a jak wiadomo najwięcej ciepła tracimy przez głowę. O ile dobrze pamiętam to w tamtym roku organizatorzy  jednych z zawodów musieli skracać o połowę dystans pływacki, właśnie z powodu zimnej wody. Miała wtedy jednak nieco poniżej 20 stopni. No cóż będziemy się martwić  1-go czerwca. Na szczęście woda w basenie ma 27 stopni i to w zupełności wystarcza.  Podczas pływania w basenie czekają za to inne niespodzianki i można jednak poczuć się prawie jak na starcie do triathlonu. Przynajmniej czasami. Ostatnio pływając na torze we dwie osoby; ja i sympatyczna pani otrzymałem na nawrotce, od tej właśnie pani równie sympatycznego kopniaka w oko, z równie sympatycznej pięty. Pani nawet nie zauważyła i popłynęła dalej. Delikatnie zwróciłem uwagę, że tak się nie robi. Oczywiście skończyło się na przeprosinach naprawdę sympatycznej pani, jednak z pływania w tym dniu były już nici.  Podczas zajęć w AT pływaliśmy na torze w 8 osób i nic takiego się nie przytrafiło. Wszyscy pływali w tempo. Na nawrotkach wolniejsi opóźniali odbicie o ułamek sekundy widząc, że ktoś płynie szybciej, co zdecydowanie poprawiało płynność pływania.  Zawsze  też odbicie miało miejsce po lewej stronie toru. To samo działo się podczas wyprzedzania – wolniejszy odpuszczał na chwilę, a nie zaczynał się ścigać, jak to bywa w praktyce. Pływamy oczywiście po prawej stronie; nie jest to jednak oczywiste dla wszystkich jak się okazuje.  Bardzo często płynąc po właściwej stronie spotykam na przeciw mnie płynącą osobę. Zdziwieni jesteśmy oboje. Nie wiem z czego to wynika?.  Może emigranci z Anglii?  

Druga dyscyplina to jak wiadomo rower. Na szczęście są już pojedyńcze słoneczne dni i można trochę się „wysiedzieć” na rowerze, jak to ostatnio usłyszałem w peletonie. Trzy tygodnie temu zjawiłem się jak zwykle w niedzielę, w Andrespolu przed Urzędem Gminy o 10.00 na wycieczkę rowerową. Dopisało nas  w sumie z tymi, którzy dołączyli w Woli Rakowej ze 30 osób. Jak to po zimie wszyscy wyposzczeni od rowerów i generalnie umawiamy się na  spokojne wyjeżdżenie. Taaak. Spokojnie to było przez 10 pierwszych kilometrów. Potem nieco zakręcony znalazłem się w szybszej grupie co było dla mnie delikatnie mówiąc zabójcze. Wytrzymałem z chłopakami w ich tempie ok 30 kilometrów. Po odpadnięciu próbowałem na moich super lemondkach dojść do czoła peletonu i muszę przyznać, że udało mi się to połowicznie; ponieważ jak już ich dogoniłem, to zgłodniałem i podczas uzupełniania węgli mogłem tylko obserwować oddalający się peleton. Przypomniały mi się wówczas słowa mojego przyjaciela Olka, cytującego któryś z kabaretów, używając do tego niemieckiego akcentu z naciskiem na R  „ty trrrenuj, trrrenuj bo na olimpiada jedziesz” . Oj kurcze muszę trenować chyba dwa razy tyle. Następnym razem będę się trzymał wolniejszej grupy.

O bieganiu innym razem. Większość biegowej energii „straciłem” przed organizacją Dychy. Na mecie biegu, nie biegnąc, czułem się jak po maratonie. Skąd u licha miałem potem takie skurcze w nogach ,że nie mogłem zrobić normalnego kroku?.

A IM już za cztery miesiące. Chyba sobie kupię centymetr krawiecki i wzorem żołnierzy zacznę odcinać po każdym dniu. Strach przed IM to jest to. 

 

Powiązane Posty