Półmaraton Radomskiego Czerwca ’76. Wrażenia i relacja.

Na drodze do wrześniowego maratonu w Warszawie zaliczone mam już kilkanaście piątek i kilka dyszek więc w końcu przyszedł czas na pierwszy oficjalny półmaraton. Do wyboru w czerwcu miałem kilka imprez na tym dystansie i ostatecznie zwycięzcą został bieg w Radomiu. Należy dodać, że na szczęście bo bieg ten w przeciwieństwie do Nocnego Wrocławia nad którym też się zastanawiałem, doszedł do skutku. Zaznaczam, że relacja jest jakby nie patrzeć prowadzona z oczu amatora, który ma za sobą dopiero kilkanaście imprez biegowych. Niemniej te kilka zdań może się Wam przydać bo impreza w Radomiu była premierą więc próżno szukać relacji z niej z poprzednich lat. Pełna nazwa imprezy to Półmaraton Radomskiego Czerwca 76 i ma być upamiętniającym biegiem dla wystąpień robotniczych sprzed blisko 40 lat. Czytając stronę www, profil na fb czy wreszcie słuchając przemówień przed biegiem od razu widać, że twórcy biegu mają ambicję na trwałe wpisanie tego wydarzenia w kalendarz polskich biegów. Patrząc po frekwencji (ponad 800 osób) i międzynarodowej czołówce (Kenia, Ukraina) pierwszej edycji są duże szansę,że im się to uda. I dobrze, bo impreza fajna i stosunkowo blisko. W ramach wydarzenia odbywała się również charytatywna mila na płycie stadionu, która poprzez wpisowe zbierała pieniądze na Stowarzyszenie Ojca Pio oraz Mistrzostwa polski w biegu z wózkiem. To tyle wprowadzenia, teraz wrażenia i relacja. 

Do Radomia miałem jechać ze znajomym, on jednak bardzo zaangażował się w nocy w after party Biegu Przyjaźni i w ostatniej chwili zrezygnował. Mój pks w Łodzi o 5:30 żegnała burza, trzy godziny później Radom witał mnie ścianą deszczu. Przynajmniej obawy przed przed przegrzaniem na biegu mnie opuściły. Niecałą godzinę przed zamknięciem biura zawodów odbieram pakiet startowy. Bardzo bogaty przy tak niewielkim wpisowym :koszulka techniczna, skarpetki, szklanki -wszystko z graficznym motywem przewodnim biegu , numerek, worek do depozytu, kupon na posiłek i książeczki opisujące wydarzenia z 1976 roku. Jednym z niewielu minusów imprezy był spory chaos panujący w biurze zawodów. Wielu zawodników chciało dopisać się w ostatniej chwili na półmaraton, zapisy na charytatywną milę prowadzone były w tym samym pomieszczeniu co odbiór pakietów więc w środku panował bałagan i straszny ścisk. Zastrzeżenia mam jeszcze co do dużego rozrzucenia kluczowych miejsc w centrali zawodów. Depozyt- w głównym budynku, szatnia męska -w piwnicy, wejście od tyłu, szatnia damska-obok depozytu, odbiór pakietów-przy wejściu na stadion. Generalnie nie było problemem przejście 50 metrów ale część wolontariuszy nie potrafiła pokierować w szukane miejsce. Za kwadrans 10ta (planowany start) deszcz przestał powoli padać ale kolejka pod biurem zawodów zrobiła się jeszcze dłuższa i ogłoszono co było w zasadzie oczywiste od kilkudziesięciu minut, ze start przeniesiony jest na 11. Zatrzymuje rozgrzewkę, idę na trybuny gdzie rozgrywać się ma charytatywna mila.

 

Przed 11 melduję się na starcie. Mało znajomych osób, mało znajomych klubów. Widziałem kilka osób z Szakali oraz z Korony Pabianice. Pewnie znanych z widzenia osób było więcej ale 80% osób założyło dodawane w pakiecie czerwone koszulki więc wyłuskanie znajomych twarzy było dużo trudniejsze. Minęła 11, wszyscy tłoczą się na starcie ale jeszcze nie biegniemy. Przed startem przemówienia organizatorów, prezydenta, sołtysa, pani z warzywniaka. Z tłumu nie widać kto mówi ani o czym:)

 

Ostatecznie jakoś 11:15 (?) start! Plan zakładał przede wszystkim spokojny bieg, w stałym, równym tempie. Bez głupiego szarżowania na początku i zdychania na koniec. W końcu to ważny test przed maratonem i sprawdzian czy mogę na zawodach bez większych problemów biec dwie godziny. W oparciu o kalkulatory biegowe liczyłem na czas poniżej 1:40 (według kalkulatora wychodziło 1:38.30). Pierwsze kilometry poszły w zasadzie niezauważone, trochę przepychania się w tłumie, trochę oglądania centrum Radomia. Trasa prosta, asfaltowa, bez większych podbiegów czy zbiegów. Na 2 może 3 kilometrze minąłem peacemakera na 1:45 i pobiegłem swoim tempem dalej.

 

Były słowa krytyki pod względem organizacji przed biegiem, natomiast podczas biegu organizatorzy naprawdę świetnie się spisali. Stanowiska rozstawione gęsto, wydaje mi się, że częściej niż na mapce dostępnej przed biegiem. Na kilku sama woda, na większości również izotoniki, gąbki i banany. Swoją drogą ktoś mi może powiedzieć jak podnieść śliski i przyklejający się do innych kawałków skrawek banana z tacki podczas biegu bez zatrzymywania się? Macie ukryte wykałaczki za uszami?:D Na ulicy ustawione były również dwie kurtyny wodne przez które przebiegaliśmy dwukrotnie. Przy wczorajszej pogodzie nie miały one jakiegoś strasznego znaczenia ale temperaturze 30 stopni byłyby zbawieniem. O samej trasie za bardzo nie ma co powiedzieć. Zwykły bieg przez miasto. Radom nie jest zbyt duży więc kawałek przez centrum miał może z 1,5 kilometra, tam było naprawdę głośno, grała muzyka, dzieciaki podbiegały, przybijały piątki a dorośli kibicowali. Reszta trasy raczej cicha, momentami prowadzona przez zdecydowanie pozamiejski teren (chyba okolice ogródków działkowych). Fajne były małe akcenty na trasie. A to kilku gości na perkusji motywowało rockiem a to dzieciaki z jakiejś szkoły wykrzykiwały przyśpiewki dla biegaczy. Pozytywne!

 

Moje bieganie, podobnie jak trasa minęła bez jakiś spektakularnych momentów. Zakładane tempo udało się w zasadzie utrzymać do końca. Jedyne chwilowe osłabienie (psychiczne, nie fizyczne) złapałem gdy na 9 kilometrze zobaczyłem po drugiej stronie ulicy wracających z pętli pierwszych Kenijczyków (dla nich 14 kilometr). Ostatnie 5 kilometrów to była głównie walka z czasem bo 1:40 zbliżała się nieubłaganie. Tuż przed stadionem minąłem jeszcze kilka idących do mety osób. Tym bardziej cieszyłem się, że udało się bezpiecznie rozłożyć siły. Na stadion wbiegłem z czasem godzina czterdzieści jednak zostało jeszcze z 200 metrów bieżni do mety. Ostateczny czas 1:41:11. tempo 4:47.8 km/min, prędkość średnia 12.509 km/h. Bez szału ale najważniejsze, że udało się zrobić premierę półmaratonu bez większych problemów. Szkoda tylko, że nie mogłem porobić zdjęć i popatrzeć na dobiegających zawodników bo zaraz po odbiorze medalu musiałem biec dalej na pks do Łodzi:D

 

Wrażenia w wersji dla leniwych:

 

-godzinne opóźnienie

 

-bałagan w biurze zwodów

 

-zbędne (zwłaszcza przy opóźnieniu) przemówienia.

 

+niskie wpisowe

 

+bardzo bogaty pakiet startowy

 

+profesjonalne punkty nawadniania i kurtyny wodne

 

+spora frekwencja

 

+finisz na bieżni na stadionie

 

+ładny medal

 

Powiązane Posty