Nigdy tam nie byliście – bo i po co.

Droga Elu.

Wiem, że siedzisz na działeczce i masz dużo czasu na czytanie. Piszę więc długą relację – tym razem nie z biegania. Jeżeli ktoś, prócz Elki chce sobie ją poczytać, to proszę bez krępacji. Swoje listy adresuję do Elki, bo  jest moją najwierniejszą czytelniczką i zawsze przystawi lajka. To takie wyróżnienie.

Relacja będzie streszczeniem „z przemyśleniami” trzech tegorocznych mosirowskich „lajtowych” wycieczek rowerowych, których tematem przewodnim były stare zapomniane cmentarze zlokalizowane w obecnych granicach administracyjnych Miasta Łodzi.
Podczas trójetapowego cyklu przejechaliśmy trochę ponad sto kilometrów, zataczając ogromne koło wokół miasta.

Trochę historii:
Łódź jak wszystkim wiadomo, powstała gdzieś na początku dziewiętnastego wieku – za sprawą dekretu i jednogłośnej decyzji Rajmunda Rembielińskiego. Z pomocą tegoż samego dekretu imigrantom z ubogich i przeludnionych terenów mniej-więcej dawnego NRD i Czechosłowacji stworzono, też mniej-więcej w granicach administracyjnych obecnej Łodzi – przyjazne warunki do osadnictwa.

Tereny Łodzi porastała wówczas puszcza, ziemie były urodzajne, zimy łagodne. Gęsta sieć strumyków dawała siłę dla kół wodnych napędzających warsztaty sukienniczych manufaktur. Banialuki. Jest rok 1815. Rodzisz się jako siódme dziecko niemieckiego bauera zza Odry. Gospodarza na dwóch morgach. Chodzisz do szkoły, umiesz czytać, pisać, liczyć i uprawiać ziemię. Wpojono ci kult pracy. Po co? Morgów po ojcu podzielić się nie da. Pracy nie ma. Wojsko? Ta…. zaciąg na lat dwadzieścia. Trzeba spitalać – do Ameryki. Niekoniecznie. Można załatwić sobie w Warszawie kartę osadnika. Wziąć tani kredyt. Dostać kawałek czynszowego gruntu i osiedlić się dużo bliżej niż w Ameryce, bo pod Łodzią. Tu żyć i pracować. Produkować żywność dla puchnącej jak bańka mydlana pobliskiej przemysłowej osady.

Z historią Łodzi, Elu jest tak, … że jejku, jejku – Wielka mi Ziemia Obiecana. Kamienice Wielkomiejskie, Wielkie Fabryki, Bogactwo, Pieniądze, Wyjątkowość i obecnie nam panująca Kreacja. Podane jak małemu dziecku na talerzu – wcinaj, nie marudź. Masz to zjeść i już.
A zrozumienie procesów, jak to się stało? Dlaczego akurat w tym miejscu ? Dzięki komu ?

Jako dziecko mieszkałam w ostatnim bloku na Teofilowie. W lesie obok bloku  było kilka wygrodzonych metalowym płotkiem „poniemieckich” mogił. Dalej idąc, za krańcówką betki był  prawdziwy „hitlerowski” cmentarz i jeszcze dalej, za skupem złomu, już daleko za miastem (w mniemaniu siedmiolatki) następny – otoczony murowanym płotem. Dla mnie – dziecka wychowanego na Czterech Pancernych i Psie, oczywistym było, że miejsce „nimca” jest na cmentarzu. Więc to nagromadzenie miejsc pochówku nie dziwiło mnie zbytnio, co więcej uwiarygadniało bohaterskie przygody Janka i Gustlika.

Teraz po serii rowerowych wycieczek, eksploracji Internetu, własnoręcznej analizie historycznych map – mit dzieciństwa prysł. Na porozrzucanych na obrzeżach miasta cmentarzach ewangelickich nie są pochowane rozszarpane przez Szarika szczątki nazistów, tylko imigranci, którzy przyczynili się do tego, że Łódź w ogóle miała szansę na rozwój.

Pod koniec dziewiętnastego wieku Łódź liczyła 300.000 mieszkańców. Nie było lodówek, nie było transportu samochodowego. Jajka , ser, mleko i kurę na rosół – produkowali imigranci z podłódzkich wiosek – Retkini, Teofilowa czy Olechowa . Potem za pomocą polskiej baby z wiklinowym koszykiem dostarczali na podwórka fabrycznych famuł. Baba stawała na podwyrku : Jaja, jaja, landzbery po cztery -odbijało się od ścian kamienic-studni. Specjalnie piszę produkowali, bo to była produkcja i to na skalę masową. Wyobraź sobie Elu, czy teraz to by było możliwe, by jedzenie dla połowy obecnego miasta wyprodukować na tak małym obszarze? Może tylko trochę grochu i żyta zaimportować z pod Sieradza. Jedzenie pewnie było drogie. Jajko na obecne pieniądze kosztowało pewnie z 5zł. Garnek mleka – 10 zł. Kura – ze dwie dniówki. Mięso – bezcenne. Się nie kupowało, tylko własnego królika na święto chowało.

Nie trzeba czytać uczonych książek, by wiedzieć kiedy dla Łodzi był czas najlepszy. Najbogatsze i najwspanialsze kamienne pomniki na podłódzkich wioskowych cmentarzach datowane są na 1888 – 1890 rok. By wystawić pomnik, to trzeba mieć za co. Wcześniej była bida.Potem kryzys za kryzysem. Wojna za wojną. Okupacja za okupacją.

Pewnie nic z tego wpisu Elu nie rozumiesz. To zakręcę jeszcze bardziej.

Na ostatniej, trzeciej wycieczce, jechaliśmy sobie brukowanym traktem, gdzieś pomiędzy jednym a drugim ukrytym w zaroślach dawnym wiejskim cmentarzem. Dużo powiedziane. Z tych cmentarzy pozostało obecnie prawie nic – kawałki kamiennych obramowań grobów. Poprzewracane, pozarastane pomniki z nieczytelnymi napisami. Szczątki ogrodzeń. Jedziemy i jeden uczestnik wypowiada się mądrze: – Nigdy tu nie byłem, bo i po co? Wypowiada te słowa i … gryzie się w język.

Z drugiej strony właściwie po co ekscytować się cudzą historią? Jest w tym jakiś interes?
Niech cmentarz na Żabieńcu pochłonie esósemka. Cmentarz we Wiączyniu – autostrada. Moje cmentarze z Teofilowa niech staną się Laskiem Piastowskim, skwerkiem przed Tesco, czy wysypiskiem gruzu dla budujących się obok nowych osiedli. Może na Retkini w miejscu cmentarza urządzić plac zabaw, a na Skrzywana górkę saneczkową. I jeszcze można na cmentarzu postawić wielką elektrociepłownię. Zapomnieć o tej nie naszej historii.

Elu. Na trzech wycieczkach dotarliśmy do prawie dwudziestu zapomnianych miejsc pochówku. Nie jest sprawą prostą znalezienie ich na mapie i odszukanie w terenie. Komuś z mosiru chciało się wymyślić temat. Przygotować autorskie trasy. Dla mnie te wycieczki odbyły się kosztem trzech długich weekendowych wybiegań. Nie żałuję, że się nie wybiegałam.

Oby Maciek Tracz w przyszłym roku miał czas, siły i chęci – by zgłosić do BO wniosek o upamiętnienie  już „łódzkich” zapomnianych wiejskich ewangelickich cmentarzy, choćby w formie tabliczek informacyjnych. Na naszych oczach znika kawałek historii miasta. Znika pamięć o ludziach, którzy całemu temu łódzkiemu zamieszaniu nie dali umrzeć z głodu.

Powiązane Posty