Nie czytać przy jedzeniu.

Pamiętamy  pierwszy powakacyjny parkrun, który na kolorowo ubrani biegaliśmy dla córeczki naszego kolegi Tomka Guli. Kasia ma 7 lat i obecnie intensywnie leczona jest z białaczki w szpitalu na Spornej. Nie wchodząc w szczegóły, w obecnym stadium leczenia, potrzeba jest dużo zdrowej krwi. Tomek na swoim fb , zwrócił się z prośbą do tych którzy mogą i chcą o oddanie krwi ze wskazaniem – Kasia Gula ze szpitala Konopnickiej z Łodzi. To jest właściwie koniec tej notatki. Reszta to relacja – niestrawna.
Przeczytałam apel klubowego kolegi Tomka. Takie prośby w sprawie życiowej wagi, dotyczące własnego dziecka, wymagają reakcji. Nie oddawałam nigdy krwi, ze zwyczajnego strachu. Łatwo się usprawiedliwić, bo krew teoretycznie oddać może osoba zdrowa, niemająca w swoim życiu epizodów tzw. ryzyka. Cóż, prowadzę się raczej dobrze, ale ze względu na Pesel posiadam tzw. bagaż życiowy. Jeżeli w jasności zachowujemy się przyzwoicie, dlaczego dla stanu pomroczności z góry zakładamy, że wydarzyły się jakieś ryzykowne balety. Śpi się wtedy spokojnie pod stołem i tyle. Kilka urwanych filmów w życiu nie jest żadnym usprawiedliwieniem, by nie oddać krwi. Nie usprawiedliwia nas też wiek, krew można oddawać do 65 roku życia. Ogólnie biegacza nic nie usprawiedliwia, zwłaszcza jak przeanalizuje swoją ostatnią morfologię – jak u dwudziestolatka. Tylko jak ktoś się boi, to się boi. U mnie strach właściwy był przed tym, że nie zostanę zakwalifikowana, no bo właśnie…. bo co?.          Wczoraj się zebrałam wreszcie na odwagę, obrobiłam się rano w robocie i udałam się na trzęsących nogach na Franciszkańską, dając sobie furtkę do rezygnacji. Niestety nikt nie zadzwonił, nikomu nie byłam niezbędna, nie zostawiłam włączonego żelazka w domu – spokojnie mogłam tę krew oddać. Zarejestrowali mnie w rejestracji wpisując na Kasię, rozebrałam się z okrycia wierzchniego i  weszłam na  salę główną prosto w obiektyw TVP (nie zobaczycie mnie w tym reportażu, choć  „celebrytkę” kusiło) Wypełniłam ankietę. Przeszłam próbne badanie krwi oraz badanie lekarskie śpiewająco i zostałam skierowana do kolejki do Sali Pobrań. Dopiero w tym momencie strach odpuścił co nieco i zaczęło dochodzić do mnie gdzie się znajduję i co mnie za chwilę czeka.
                W nocy poprzedzającej moją pierwszą wizytę w stacji krwiodawstwa miał miejsce wypadek z udziałem dwóch studentów i stacja pełna była osób skrzykniętych na fb, którzy dla swoich kolegów oddawali krew. Było naprawdę tłoczno i z obserwacji wszyscy byli przynajmniej 22 lata młodsi ode mnie, ale bali się tak samo. Wnioskuję to z panującej w kolejce powszechnej głupawki. Jakieś dziewczyny marzyły, by z omdlenia po oddaniu krwi wybudzał je przystojny sanitariusz. Chłopcy pletli coś trzy po trzy.  Miłe było to, że ze względu na wiek dostałam w tej kolejce miejsce siedzące. Zostały jeszcze trzy osoby przede mną, a ja jeszcze nie wyłączam telefonu, może jeszcze zadzwoni, że jestem w robocie niezbędna na cito – nie zadzwonił. Wchodzę na salę. Starannie wkładam torbę do szafki, dwa razy starannie myję ręce, niestety pielęgniarka zaprasza na fotel. Jeszcze zwlekam, zagajając o liczbę krwiodawców, czy zawsze jest taki tłok. Dostaję rzeczową odpowiedź, że jestem 62 osobą w Stacji, w mobilnym punkcie na Wapmpiriadzie  mają już 66 pobrania, że jest akcja na tych studentów i dlatego się trochę nie wyrabiają. Tylko to wszystko kropla w morzu, bo by zaspokoić potrzeby wszystkich szpitali w województwie potrzebnych jest dziennie 400 pobrań. Nieuchronnie nadchodzi chwila nakłucia. Igła – przekrój chyba ze dwa mm, jak z horroru. Krew wypływa w jakimś szaleńczym tempie. Rozglądam się po sali, przy każdym stanowisku buju, buju kołyszą się cieplutkie (o temperaturze 36,6)woreczki. Załancza mi się czepiająca. A to jest mi za ciepło, a to fugi w podłodze szare , nieregulaminowe, a to dziewczyna na sąsiednim stanowisku jest się za blada, a potem za żółta. Gdzieś pod sufitem wisi telewizor i puszczają wiadomości. W tych wiadomościach biegną, dla lansu, dziennikarze.  Ciężko mają, dziennie biegną 4 razy po godzinie, potem śpią w hotelach i przebierają się suche ciuchy i znowu biegną godzinę. Tak 800km sumując, heroicznie, dla sprawy.  Jak ogromny jest ich wysiłek i jak pięknie potrafią o nim opowiadać. Pewnie z tej wyprawy każdy napisze reportaż, jakie to gacie i jakie żele pozwoliły mu przetrwać. Proszę siostrę o pogłośnienie trochę. Słyszę – Panią to naprawdę interesuje, dobrze się Pani czuje? Mam pogłośnione. Jeżeli to co mówią lansiarskie telewizory jakoś mnie nie uspokaja, to widok biegnącego człowieka już tak. Akurat na świecie nie zdarzyła się żadna katastrofa i głosy były jeszcze w trakcie liczenia, w TVN24 nie bardzo było o czym gadać, więc przez dwadzieścia minut pokazywali biegnących dwóch biegaczy w ujęciu od tyłu, lekko ze skosa. Z błogostanu gapienia się na dwóch biegnących facetów, wyrywa mnie moja siostrunia. Słyszę – proszę się nie ociągać, jest kolejka, tak ładnie schodziło na początku a teraz ledwie leci. Proszę pracować dłonią. Spływają ostatnie krople do 450ml. Meta. W pakiecie metowym osiem tabliczek czekolady. Wybiegam z Sali Pobrań, oczywiście zapominając torebki. Się wracam, ubieram się w kurtkę i wychodzę na powietrze. ŻYWA.
Pewnie przy następnym razie będę bała się tak samo, bo to już postanowione – tyle babo pobiegniesz maratonów, ile razy krwi se upuścisz.
Nie zachęcam na siłę do oddania krwi dla Kasi i jeżeli ktoś się boi, to po wizycie w Stacji Krwiodawstwa raczej nie będzie miał chwil uniesień ze spełnionego dobrego uczynku. Jeżeli nie samemu, można akcję nagłośnić wśród znajomych.
Na prośbę bliskich znajomych rodziców Kasi przygotowałam plakat.
Tata Kasi- Tomek go zaakceptował. Można go wydrukować, przesłać mailem. Ta krew jest bardzo potrzebna, dla wszystkich onkologicznie leczonych dzieciaków. Można ją oddać  wpisując ze wskazaniem na Kasię. Można, jak w moim przypadku było, pisząc ze wskazaniem, a w myśli robiąc to dla samego siebie. Nieważne są intencje, ani inne takie tam bojcupierdy – ważne by Kasia była zdrowa.

Powiązane Posty