Mój czwarty z rzędu, a w ogóle piąty. Rok 2011 to były moje mroczne początki startów w zawodach, w tym czasie byłem na wakacyjnym wyjeździe i nawet nie myślałem o tym biegu. Druga edycja w 2012 to moja pierwsza – poprawa życiówki z majowej Pietryny z 50 minut na 47 bez jakiegoś ciężkiego trenowania, wystarczyło trochę wakacyjnego biegania i łażenia po Pirenejach. Fajny jest ten postęp wyników na początku, no nie? W 2013 życiówki nie było, ale 46 minut złamane na nieco wolniejszej trasie. Następny rok to najwolniejsza z dotychczasowych trasa + moja żałosna forma = beznadziejny wynik. A teraz? Przyjemna jednopętlowa trasa i mimo zajechania górami przyzwoity czas 45:40 – nowa „fabrykancka życiówka”.
Co z tego, że prawie 2 minuty wolniejsza od tej prawdziwej? Fabrykanta nie biegam dla życiówek, tylko dla atmosfery. Tegoroczna trasa była wyjątkowo klimatyczna. Nawet nie kląłem na kocie łby za Białą Fabryką, bo one też dodawały klimatu, tak jak zaskoczeni ślubni goście przed kościołem. Na tym odcinku zwycięzca, pędzący z nadświetlną prędkością Artur Kozłowski podobno o mało nie wpadł na pilotującego go motocyklistę, który musiał zwolnić w wąskiej bramie…
Co na mecie powiedział Artur i inni uczestnicy, no i trochę więcej moich wrażeń z trasy, można poczytać tu (plus dużo zdjęć Jarka i moich):
http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/w-lodzi-jak-w-krynicy-zlota-kasia-i-krol-artur-zdjecia
A tu rozmowa ze świeżo upieczoną Mistrzynią Polski na dychę (bo tegoroczny Fabrykant był jednocześnie MP Kobiet 10 km), Kasią Kowalską. Niestety odmówiła prośbie o zaśpiewanie.
http://www.festiwalbiegowy.pl/biegowe-rozmowy/katarzyna-kowalska-igrzyska-w-rio-sa-w-moim-zasiegu
Wracając do Pirenejów… albo nie, o tym w jednym z następnych odcinków 🙂
Pozdro!
k
(fot. Jarek Feliński)
P.S. Za Jarka trzymajmy kciuki, bo właśnie wyrusza na na najdłuższą górską wycieczkę życia. Tor des Geants – czy muszę więcej mówić?