Mistrzowski Punkt Kibicowania

Na łódzkim maratonie miałam w planach swój prywatny punkt kibicowania, mniej więcej w okolicy najbliższej od domu. Ponieważ kibicowanie jest nudne, z nudów miałam robić szalik na drutach, z napisem TekstilCross, który to szalik, miałam wrzucić do puli nagród losowanych po rzeczonym biegu. Szalik nie byle jaki, bo udziergany z włóczki, którą udało mi się wylosować parę lat temu, chyba na trzydziestej jubileuszowej edycji.
    Podczas poprzedzającego Łódzki Maraton sobotniego parkruna, koleżanka biegowa Agnieszka Błażejczyk poinformowała mnie, że miejsce, które wybrałam sobie na swój niewątpliwie wysokich lotów happening jest przeznaczone na punkt kibicowania dla Szkoły Podstawowej nr 34 i fajnie by było gdybym się przyłączyła, a nie robiła konkurencję. Szkoła Podstawowa nr 34 organizuje swoje punkty kibicowania od pierwszej edycji DOZMaratonu. Również gościła, nas biegaczy, w swych progach dwa lata temu, przy okazji Biegu do Źródeł Olechówki. Agnieszka kibicowała mi dzielnie na mecie mojego pierwszego maratonu, sama również jest maratonką i podobnież w SP34 trzyma władzę.
    W maratońską niedzielę, z samego rana ok. godz. 7.00 przy okazji wyjścia z Muchą, z polecenia Agnieszki sprawdzam czy wszystko jest w porządku w temacie. A nie jest, ekipa już jest, a nie wiadomo dokładnie, gdzie punkt ma się „rozbić”. Próbuję jakoś pomóc, może zadzwonić do organizatora, ale do kogo? Wszyscy stoją przy rozkładającym się punkcie odżywczym, lecz osoba chwilowo pilnująca wody, też jest słabo zorientowana i bezradna. W momencie, gdy już sama chcę podjąć decyzję gdzie rozstawiać punkt kibicowania, muszę poinformować „kierownictwo”, kto ja właściwie jestem,więc gromkim głosem informuję:
– Moja koleżanka Agnieszka …….. Błażejczyk…
Wszyscy stają prawie na baczność
– Słuchamy – odpowiadają grzecznie, chyba tatusiowie.
– To nie jest chyba właściwe miejsce, tu będzie zamieszanie z punktem odżywczym, trzeba się przenieść – mówię spokojnie.
Telefony idą w ruch, od razu znajduje się kontakt do organizatora, faktycznie trzeba przenieść się 150 metrów dalej. Dwie minuty i jest po przeprowadzce. Przejeżdża laweta, nagłośnienie, dwa namioty, perkusja, agregat prądotwórczy, dwa samochody z dekoracjami i na ten moment ( godz. 7.00 rano) około 15 osób zaangażowanych w przygotowanie punktu.

Zostawiam ich i idę do swojej Mamy, która mieszka dwa bloki bliżej miasta niż ja, bo mama ma expres do kawy i jak każda mamusia robi dobrą kawusię. Wchodzę do mamy i mówię
– Mamuś, weź termosik, zrób najlepszą kawę, jaką potrafisz, bo obiecałam twojemu instruktorowi od NW, że mu ją ciepłą podasz jak będzie biegł maraton z obciążeniem balonika z cyfrą 5:00. Ja teraz lecę zrobić się na smerfetę i spotykamy się o 9:15 na Wólczańskiej, przed Expressem.
Lecę do domu, w nerwach czy dam radę przez 30 minut wystylizować się odpowiednio. Agnieszka na parkrun mówiła mi, że u niej w szkole pełna mobilizacja. Odpowiedzialność za punkt kibicowania wzięły na swoje barki najważniejsze osoby w każdej szkole – panie woźne. Przygotowały całą strategię,  jest rozpiska, scenariusz. Uszyte zostało 150 smerfnych czapeczek. Przygotowany jest program. O godz. 8.30 stwierdzam, że szykuje się naprawdę ekscytująca zabawa. Zapomniałam napisać – Punkt jest na temat: Smerfy
Robienie się na smerfetkę nie było zbytnio trudne, jak się ma takie warunki i w sumie było jakieś podobieństwo – trzydzieści pięć lat temu. Zakładam niebieską bluzę biegową i część stroju z Biegu Uprowadzonych. Dla Mamy biorę krzesełko.
Idę na punkt, a tam, zamiast jakiś bębnów i mega wycia, z głośnika leci – Hej, dzieci, jeśli chcecie zobaczyć Smerfów las…. Oj zakręciła się łezka w oku. Po obu stronach ulicy skacze chyba ze sto smerfów, dwudziestu papa smerfów, tyle samo mam smerfów. Dają czadu smerfne babcie. Trwa próba generalna – za 15 minut pojawią się maratończycy. Brakuje już czapeczek. Wszyscy ubrani są smerfnie, w ten sam odcień koloru niebieskiego. Jest wypełniona po brzegi scena przygotowana na lawecie. Na dwóch trampolinach odbywa się smerfny pokaz skoków. Powieszone jest kilkanaście banerów motywacyjnych, niebieskie motylki, setki białych i niebieskich baloników. W jednym z namiotów smerf gra na perkusji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I wszystko to przed moją SP46, która teraz, jest już nieczynna.
Chwila nostalgii – patrzę na ten budynek, moja szkoła zajmowała tylko drugie piętro. Liczę okna –gabinet wice i dyra, biblioteka, historyczna, polonistyczna1, polonistyczna2, matematyczna, chemiczna od ruska, nauczanie początkowe, biologiczna. Nadjeżdża wóz otwierający stawkę dziewczyn i zaczyna się godzina szaleństwa.
Przebiega elita dziewczyn, chwila przerwy, przebiega właściwa elita, chwila przerwy, przebiega następne kilkadziesiąt osób, które na mecie zobaczą dwójkę lub trójkę z groszami.
Pojawia się samochód z komisją oceniającą w konkursie Mistrz Kibicowania. Wszyscy skaczą, krzyczą, śpiewają, a przede wszystkim robią wielką niebiesko-białą wrzawę. Jest nas naprawdę niezła gromadka. Osoby oceniające, mają oczy bardziej okrągłe, niż oczy Agnieszki, gdy zobaczyła mnie jak dobiegam do mety mojego pierwszego maratonu. Jest efekt. W punktacji konkursu będzie dobrze.

 

 

Teraz już leci „turystyka maratońska” – pojawiają się grupy na 3;45, 4;00. Jest grupa na 4;15. Na czele biegnie Andrzej Lesiak – mój klubowy kolega, debiutant na królewskim dystansie, ze względu na wiek zwolniony z opłaty startowej. Wpadam w histerię jak go widzę, fruwam do góry jak nastoletnia fanka, która zobaczyła swojego idola na żywo. Biegnę za swoim mistrzuniem jakieś 80m. Normalnie, muszę go dotknąć, czy jest jeszcze żywy, czy biegnie tu naprawdę. Następne grupy, coraz więcej znajomych. Dzieciaki szaleją. SMERFY, SMERFY – DAJĄ RADĘ.

 

Z euforii wyrywa nie głos Mamy (zapomniałam ze z nią przyszłam)
 – Co z kawą dla Pana Maćka?
Patrzę na zegarek
– Mama, za dwie minuty nalej do kubka do jednej-trzeciej wysokości . Jak będzie biegł podaj mu ją trzymając dwoma palcami za brzeg kubka.
– A kiedy będzie biegł?
– Dokładnie za trzy minuty, przecież biegnie z balonem.
Po chwili za balonikami na 5;00, nadbiega grupa z balonikiem 5;15. Biegnie Leszek z którym, już nie raz dzielnie zamykałam stawkę.
Nadjeżdżający radiowóz zwiastuje, że to już koniec.

 

 

 

 

 

Można zaczerpnąć powietrza i nie wydawać z siebie potem żadnego pisku. Można również po godzinie skakania zaprzestać tej czynności. Na punkcie pojawiają się, przygotowane przez starsze Smerfy, kanapki ze smalcem, gorąca herbata. Po godzinie kibicowania – niezbędne dla gardła. Zaczyna pojawiać się wszystkim znane uczucie, tyle pracy i przygotowań, tyle super emocji i radości – a to już koniec. Dzieci z rodzicami powoli rozchodzą się do domów, na ulicy przywracany jest ruch samochodowy. Smerfna ekipa organizacyjna jeszcze przez następną godzinę składa cały majdan szybciutko, by zdążyć do Areny na dekorację w Konkursie Mistrz Kibicowania. Jakie było miejsce, zasłużenie – NAJLEPSZE!!!

 

 

 

 

 

W domu szybko zrzucam image smerfetki i biegnę do Areny, bo tam na wiadukcie na 100% spotkam Andrzeja Lesiaka w biegu i całą resztę mojej bandy z RysioTeam na nieformalnym klubowym punkcie kibicowania.

 

 

 

 

Jest Lesiak w biegu, biegnie planowo. Jest cała reszta – kibicuje typowo . Kibicujemy tym z lewa na pierwszy kółku i tym z prawa na drugim. Niesamowicie, jak u zawodników w przeciągu pół godziny, twarz w pełnym słońcu potrafi nabrać szarości, a nogi ciężkości. Po kolejnej solidnej godzinie kibicowania, nareszcie trafiam do Areny. Andrzej dobiega, moim zdaniem, cztery minuty za wcześnie.

 

 

 

 

Maraton powoli się kończy. W całym zamieszaniu bierze udział około 1300 biegaczy, w tym około pięćdziesiątka „śmigaczy”. Metę przekraczają 132 kobiety i oprócz elity, około dwadzieścia osób zadeklarowanych jako obce kraje. Dla maratonu zamyka się pół miasta. By zdopingować maratończyków, zorganizowane grupy kibiców, szykują swoje występy przez ładnych parę miesięcy. Biegacze dla maratonu trenują wytrwale, przynajmniej przez rok i przynajmniej trzy razy w tygodniu. Dla wszystkich tych ludzi maraton jest ważny. Na jednego biegacza, który przebiegnie maraton, przypadają około cztery osoby, które mu to osłodziły, ułatwiły i zorganizowały. Maraton jest pasją tych wszystkich ludzi.
Niestety jak zwykle w Polsce pojawiają się malkontenci.
Niezadowoleni z tego, że ze zrozumieniem przeczytali regulamin. Albo, że gdy stali i kibicowali na 32 kilometrze nikt ich nie poprosił o pomoc w „łapaniu maratończyka”, tak by nikt nie pomylił trasy. Czy tacy, którzy oprócz  małofotogenicznego szkiełka za II miejsce w drużynówce, chcieliby w nagrodę dostać ze trzy pary butów dla juniorów z klubu (był budżet przecież).
To tyle o niezadowoleniu.
Na koniec taka sentencja.
Pewien nadęty maratończyk po maratonie mówi:
– zrobiłem maraton w 4h i 40min i ani razu nie przeszedłem w marsz.
To ja wytrawnym okiem wrednego kibica mówię mu;
-co z tego, skoro ani razu truchtu nie zamieniłeś w bieg.
Maraton jest imprezą masową i jest dla wszystkich. Nie wiadomo kto jest aktorem,a kto widownią – kibic czy uczestnik. Dlatego lubimy maratony i co roku bijemy rekordy frekwencji.
Przypadkowe uczestnictwo w Mistrzowskim Punkcie Kibicowania to było coś. Dziękuję, wszystkim smerfom, że nie nasłały Gargamela, na tą Wielką Złośliwą Czarownicę, która gwiazdorzyła w ich wiosce jak się patrzy.

Relacja spisana na podstawie fotek wlasnych i pstrykanych przez Mamuśkę( znowu o niej zapomniałam)

Powiązane Posty