Światła czołówek rozjaśniają leśną ścieżkę. Dwadzieścia minut! – wołam do moich towarzyszy. Cały czas biegniemy, choć jest wciąż pod górę. Przecież minęliśmy przełęcz i do końca miało już być w dół! Wreszcie przełamanie i zaczyna się zbieg. Siedemnaście minut! Kamienie uskakują spod nóg, serce chce wyskoczyć do gardła, adrenalina tłumi ból. Które życie już dziś dostałem w tej grze?
(fot. Piotr Dymus)
No i znowu była mała wojna. A może jedna z największych w życiu. Walczyłem wcześniej z megakryzysami i przepychałem ściany, ale czy to na 7 Dolinach, czy Łemkowynie zawsze miałem w głowie pewność, że to skończę. Tu granica między zwątpieniem a nadzieją była cienka jak nigdy przedtem. Jazda na fizycznej i psychicznej krawędzi trwała dla mnie praktycznie od Czerwonych Wierchów, a więc przez ponad połowę trasy. Znowu się sporo dowiedziałem o sobie, swoich ograniczeniach i jak je przełamywać. Cała relacja i trochę zdjęć z Biegu Granią Tatr tu:
http://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/cztery-zycia-napieracza-grania-tatr-naszymi-oczami
Piękny bieg, zdecydowanie najtrudniejszy technicznie z naszych krajowych górskich ultrabiegów. Ekipa organizatorów i wolontariuszy dała z siebie maksa, tak jak zawodnicy. Jedynym negatywnym bohaterem są dla mnie władze TPN. Nie kiwną palcem przy organizacji, tylko robią ogromne trudności i z łaski dopuszczają do zawodów raz na 2 lata, jakoby w imię ochrony przyrody. Chronią tatrzańską przyrodę przed biegaczami, wspinaczami, paralotniarzami itp. którzy stanowią garstkę (i to dużo bardziej świadomą ekologicznie) w porównaniu z masową turystyką. Przed masowymi turystami tak bardzo nie chronią, bo by na tym stracili finansowo. Pewnie chcą w ten sposób pokazać całemu światu, jak bardzo są potrzebni i jaką pożyteczną robotę wykonują? A przy tym od każdego uczestnika Biegu Granią Tatr pobierają 100 zł haraczu „na ochronę przyrody”, 20x więcej niż dzienny bilet wstępu do TPN. Tradycje Janosika muszą być kontynuowane, zabierają „bogatym” a dają biednym czyli sobie. Hipokryzja, żeby nie użyć mocniejszych słów.
Wygląda, że szybko do siebie doszedłem po tej rzeźni. Za tydzień najbardziej klimatyczna dycha Łodzi i okolic, czyli Fabrykant. Zobaczymy co się da wykręcić na samej mocy z gór. A we wrześniu pewnie znowu jakieś góry.
Pozdro!
k