Lekcja wychowawcza

Pewnego letniego dnia bieżącego roku para łabędzi przyprowadziła swe młode na staw w Niechcicach. Zrobiła to z pompą. Poprzedniego dnia obcy łabędź na piechotę zwiedził całe Niechcice, wzbudzając we wsi nie lada sensację. Nazajutrz z sytuowanej za wsią sadzawki wyszła niecodzienna procesja. Na czele szedł jeden łabędź, potem dreptało osiem malutkich brzydkich kaczątek i na koniec drugi łabędź. Przechodząc przez jezdnię dwa duże ptaki blokowały skutecznie ruch samochodowy – tak by małe mogły bezpiecznie przejść na drugą stronę. Całe Niechcice wyszły z domów ze swoimi smartfonami i uwieczniały to niecodzienne zjawisko. Ptaki przyprowadziły małe na staw w miejscowym parku i bez pytania całą rodziną zamieszkały na koszt miejscowej gminy. Teraz stare już odleciały, a młode jeszcze nieopierzone pewnie zostaną na zimę. Czy Niechcice są przygotowane na zorganizowanie zimowiska dla ośmiu przybyszów? Czy na przyszły rok wykopią nowe sadzawki, bo przecież każdy z tych łabędzi sprowadzi tu w przyszłości własną rodzinę? Zobaczymy.

Dlaczego o tym piszę? Bo pojechaliśmy zobaczyć to wypasione na miejscowym suchym chlebie stadko przy okazji podziwiania z punktu widokowego wielkiej dziury w pobliskim Kleszczowie. Przed wycieczką na punkt widokowy zażywaliśmy godzinnej kąpieli w miejscowym zakładzie kąpielowym, a jeszcze wcześniej w niecałe dwa kwadransy zwiedziliśmy cały Kleszczów biegiem. Biegiem zakończonym na miejscowym stadionie posiłkiem regeneracyjnym zawierającym w wywarze min. 150g czystego białka w postaci gotowanego mięsa wieprzowo-drobiowego. Bieg dla tych, co zasłużyli zakończył się również wejściem na tzw. pudło, odbiorem pucharu, reklamówki i w kategorii bezwzględnej dodatku wymagającego pokwitowania w biurze zawodów. Kibice gromko oklaskiwali wyróżnionych zawodników. Widomo na pudło trzeba sobie zapracować, bo w sporcie już tak jest, że na pudle stają najlepsi, a najlepszym należą się brawa.

( By usprawiedliwić występujące w dalszej części tej relacji emocje oznajmiam, że pisana jest ona przez zawodniczkę Rysioteam głęboko zaangażowaną w honor własnego amatorskiego klubu ) 


Idąc wstecznym tokiem tej relacji przed biegiem głównym na kleszczowskim stadionie miały miejsce biegi dziecięce. Do biegu rocznika 2000-2002 na 800m zgłosiło się sześć dziewcząt. Bieg odbywał się na stadionie. Dziewczęta miały do pokonania dwa pełne okrążenia. Wystartowały. Od razu na prowadzenie wysunęła się nasza klubowa zawodniczka Weronika.
Spiker mówi – wierzę, że Weronika zostanie olimpijką. Jeżeli, w tak zwanym międzyczasie Weronika nie zapała większą miłością do medycyny czy prawa, niż teraz do sportu – ja też wierzę, że Weronika zostanie olimpijką. To super jest mieć świadomość, że zawodnik, który razem z tobą chodzi na te same treningi może zostać olimpijczykiem. Na olimpijczyku ciąży odpowiedzialność niesienia idei olimpijskiej.

Słyszałam kiedyś w telewizji jak jeden ważny minister mówił – będziemy na olimpiady posyłać jak najwięcej osób, nie tylko po to by zdobywali medale. Olimpijczyk jest autorytetem. Po olimpiadzie będzie pracował z młodzieżą, a młodzieży potrzeba autorytetów. Większość olimpijczyków po skończeniu kariery sportowej swoją postawą moralną i zaangażowaniem w kulturę fizyczną z nawiązką zwraca środki zainwestowane w bilet na olimpiadę. Tyle słowa ministra.

Więc spiker mówi – wierzę, że Weronika zostanie Olimpijką. Dziewczyny są w połowie pierwszego stadionu i Weronika prowadzi. Nagle, po wewnętrznej, zbiegając lekko z bieżni na murawę mija ją będąca dotychczas na drugiej pozycji zawodniczka miejscowego klubu. Mija Weronikę tak niefortunnie, że z impetem zahacza własnym łokciem o sam środek pleców Weroniki. Trzeba by było być doświadczonym zawodnikiem rugby, by w takiej sytuacji nie złapać zająca. Weronika łapie zająca.

Obserwujemy tę sytuację z Elką L. i nie wierzymy własnym oczom. Cały stadion żyje już powoli zbliżającym się biegiem głównym, wszyscy zapatrzeni we własne telefony i zegarki, a tu taki dramat. Zrywam się z miejsca i biegnę w stronę spikera, organizatorów – że coś nie halo. W tym samym czasie Weronika podnosi się z bieżni i z ukrywanym płaczem wyprzedza dwie zawodniczki, kończąc bieg na czwartej pozycji. Spotykam trenera Tomczyka, streszczam sytuację jaką zaobserwowałam. Po pierwsze nie mija się po wewnętrznej- dowiaduję się. Ale to są przełaje, regulamin był honorowy. Walenie przeciwnika łokciem w plecy to sprawa zawodnika i jego trenera, który powinien wyciągnąć właściwe konsekwencje. To nie ten poziom zawodów, by restrykcyjne obstawiać je sędziami. Widzę Weronikę na mecie, powoli wychodzi z szoku. Wszyscy mówią jej, że otrzymała lekcję – dziewczyna się trzyma.

Czas nieubłaganie biegnie. Ustawiam się na linii startu biegu głównego – na złość gospodarzom nie robię życiówki na ich szybkiej trasie.

Było dużo czasu pomiędzy biegiem dziewcząt a momentem dekoracji. Gdyby – trener dziewczyny, która pierwsza przekroczyła linię mety widział całą sytuację z pewnością zaproponowałby swojej zawodniczce przemyślenie decyzji o pakowaniu się na pudło. Gdyby – zawodniczka ta została zdyskwalifikowana i tak nie przywrócono by prawidłowej kolejności na pudle. Gdyby – w końcu, wyprzedziła Weronikę po bożemu a nie z łokcia, pewnie i tak wygrałaby te zawody.

Gdyby, gdyby – dziewczyna wpakowała się na pierwsze miejsce pudła i została przez część naszego klubu wybuczana.

Weronika nie strzeliła przynależnego do jej kategorii wiekowej focha i z dumą odebrała nagrodę fair play za czwarte miejsce. Naprawdę wierzę, że zostanie Olimpijką. Dziewczyna z pierwszego miejsca, zgodnie ze słowami ważnego ministra, w ogóle nie zostanie uwzględniona w kolejce do olimpijskiego biletu.

Powiązane Posty