Królestwo za czapeczkę, czyli 25 km w Pucharze Maratonu

Totalna porażka, żenua, padaka, syf malaria kiła mogiła – takie były moje myśli na przedostatnim i ostatnim z pięciu okrążeń dzisiejszego biegu. Czas 2:28:19 na mecie zdawał się to potwierdzać. Szczególnie w świetle mojego życiowego biegu w Dobrej sprzed dwóch tygodni, po którym pomyślałem że tego dnia na płaską suchą dychę spokojnie bym rozmienił 45 minut. No ale dycha dychą, a dłuższe dystanse to inna para kaloszy, czy może Kalenji…Po tamtym biegu dałem sobie półtora tygodnia przerwy na podleczenie bolącego Achillesa, tylko w ostatnią środę i czwartek zrobiliśmy z Porterem psie fartleki na niecałe 10 km każdy. Do tego przez ten czas chodziłem zasmarkany, więc dziś się nastawiłem na bieg bez spinki na żaden konkretny wynik. Raczej nie myślałem o poprawianiu życiówki na 25 km z zeszłorocznego upalnego Ozorkowa (2:16:00). Chciałem sobie zrobić długie wybieganie w okołomaratońskim tempie, no i zaliczyć trzecie zawody w cyklu żeby być sklasyfikowanym. Zależało mi też na fajnej czapeczce, którą się dostawało za ten magiczny trzeci bieg.

Warunki wydawałoby się dla mnie wymarzone, czyli piękny świeży śnieżek. Pierwsze 3 kółka biegło mi się w tempie dalekim od rewelacyjnego ale dobrze, po 27-28 minut, czyli zgodnie z założeniami. Wyprzedzaliśmy się nawzajem z silnym kilkuosobowym peletonem złożonym głównie z pomarańczowych koszulek DoZ, przy czym to głównie ja robiłem za ich zająca. Miałem nadzieję że wytrzymam takie tempo do końca, ale od czwartego kółka musiałem odpuścić. Zacząłem tracić odległość w błyskawicznym tempie, to już był jeden wielki kryzys, ostatnie 2 kółka wyszły mi grubo ponad pół godziny każde, czyli jak na moje możliwości świński truchcik a nie bieg. Dodam że Milena i Jarek, z którymi jakimś cudem wygrałem na Wilczych Groniach a z tym drugim również końcówkę niedawnego Biegu Powstańca, dołożyli mi odpowiednio 20 i 14 minut, a Maciek, którego w Dobrej o mało nie dorwałem na finiszu, dokopał mi o ponad 22 minuty.

Kamil, może zajmij się dychą zamiast maratonem, przyszły ultrasie za dychę, twoje szanse na złamanie czwórki na dziś graniczą z cudem…

Może to nieładne, ale pocieszyło mnie tylko jak zobaczyłem ile osób dziś zeszło z trasy.

Wielkie gratulacje dla naszego Maćka El Condora, który dziś był czwarty w open i w całym cyklu wygrał kategorię wiekową!

Tu są wyniki:

http://wynikionline.pl/wyniki/lista?e=13030009&m=1

Dobra cieniasie, bierz się za długie wybiegania przez ten ostatni miesiąc.

Mimo wszystko warto było się ściochrać dla takiej fajnej czapeczki.

Pozdro!

Kamil

Powiązane Posty