Kałuża na lewo

 

Nie dalej jak wczoraj wspominałem błotniste GP Łódzi. Wygląda więc na to, że moje wspomnienia mają moc twórczą bo dzisiaj na trasie biegu zmaterializowało się potężne błocko, które szczelnie  oblepiło wszystko od kolan w dół. I bardzo dobrze! W końcu to przełaj.

Trasa fantastyczna chociaż rozumiem, że nie wszyscy podzielają mój zachwyt. O poprawie życiówki nie myślałem. To czeka dopiero na asfaltową Piotrkowską. Błotne koleiny, kałuże i powalone pnie drzew tarasujące drogę. Bomba. Bieg grzecznie w kolumnie po stosunkowo utwardzonej nawierzchni czy atakować i pchać się błotnistym i uciekającym spod nóg środkiem? Przypomina mi to trochę rowerowe single tracki gdzie walczy się na wąskiej ścieżce o każdy awans w tabeli. I chociaż muszę zaznaczyć, że to atakowanie dla mnie skończyło się po 4 kilometrze to warto było się pobawić na początku. Od połowy już swoim tempem do mety. Mogło być lepiej. Trudno. Ważne, że dzisiejszy start miał być zabawą a nie walką o czas więc cel zrealizowany w 100%.

A czemu kałuża w tytule i dlaczego akurat po lewo? Ten kto dzisiaj biegł raczej ją pamięta. To ta przed, którą ostrzegali na starcie organizatorzy. Chociaż wydaje mi się, że trafniejszym ostrzeżeniem byłoby :UWAGA RÓW Z BŁOTEM lub BŁOTNE BAJORKO. Nie wiem czy się zgodzicie z tymi określeniami ale zakładam, że kolega, który wybiegł z owego bajorka bez buta i potem próbował go wyciągnąć z dna zdecydowanie tak.

Do soboty na trasie Texilcrossa lub parkura. Zobaczymy na co nastrój bedzie. 

 

Powiązane Posty