GP Łodzi #4 – Las Łagiewnicki

Dzisiaj przyszło mnie się zmierzyć z 10 km w lesie Łagiewnickim. Biuro zawodów, jak i start i meta były zlokalizowane opodal parkignu samochodowego, zwanego Kaloryfer. W tym tygodniu nie oszczędzałęm się z bieganiem, bo nie było teraz moim marzeniem zrobienie życiówki w tym biegu. Wystartowałem dzień wcześniej w parkrunie, chciałem po prostu się przebiec, ale jak przed startem tak dobrze się czułem, że postanowiłem pobiec tak jak mogę, bez żadnego przymusu. No i wyszło 24:53 czyli PB w Polskim Parkrunie 🙂 No to po takim wyniku wiedziałem, że mogę nie dać rady utrzymać dobrego tempa na 10km w GP Łodzi, więc chciałem pobiec tempem na półmaraton w Łagiewnikach.

 

 

Pogoda była idealna, w zacienionych miejscach chłodno (podczas biegu super), a na słońcu przyjemnie ciepło. Przed startem usłyszyliśmy, że jest jeden większy podbieg – pomyślałem OK tam się zwolni by nie przedobrzyć. Wystartowaliśmy, za pierwszym zakrętem długi podbieg, jak się okazało to nie był ten, o którym była wcześniej mowa 🙂 Biegliśmy i biegliśmy, w połowie okrążenia dobiegliśmy do wspinaczki, to już była górka znana z lasu Łagiewnickiego, po górce długi zbieg i ogólnie na okrążeniu miliony zakrętsów. Miałem wrażenie, że było więcej podbiegów niż zbiegów, a na pierwszym okrążeniu, że ono nie ma zamaru się skończyć i te 5km to jakieś długie 5km. Ale udało się przekroczyć linię startu/mety na pierwszy okrążeniu. Nawet nie pamiętam czasu, dalej woda i dalej po górę. Drugie okrążenie ta sama historia, ale już miej więcej było wiadomo co może się wydarzyć. Dobiegam do mety i widzę czas brutto 55:40. Czyli mniej więcej taki jak chcę uzyskać na półmaratonie, ale nie uzyskało się go łatwym kosztem – Łagiewniki są wymagające. Czas dalej trenować. 

Bieg przyjemnie zorganizowany, jak zawsze, ale… ktoś wygrał beemke? 😉

 

Powiązane Posty