Emiraty na 5

15 czerwca, w samo południe, z pięciominutowym poślizgiem na gwiazdorskie wbiegniecie Krzyśka Pietrzyka, ze stadionu w Kleszczowie wystartowała II kleszczowska 5. Bieg ukończyło prawie 300 zawodników, z czego około 30% stanowiły kobiety. Ładnie. Ze względu na sprytnie napisany regulamin i hojność miejscowego szejka, bieg był ładnie obstawiony elitą, bez tzw. busowej elity objazdowej. To miło, gdy pomiędzy tobą a najlepszą zawodniczką na mecie, jest tylko 60 innych dziewczyn, a nie jak na obecnie modnych masówkach prawie 1000. Po za tym ja lubię zawody, których start i meta zorganizowane są na stadionie.  Pakiety były ok. koszulka, picie, medal i długopis dobrej jakości, bez zbędnego wsadu reklamowego. Nagrody też fajne. Przyzwoite premie finansowe za open i ładne puchary w kategoriach wiekowych. Trasa biegu wypłaszczona, wyprostowana i wylana dobrym asfaltem. Zgodnie z obietnicą przygotowana na rekord. Tyle mogę napisać o samym biegu, bo wynik osiągnęłam przyzwoity, lecz myślami byłam cały czas gdzie indziej. Nie byłam nigdy wcześniej w Kleszczowie, najdalej w tą stronę to kiedyś w Słoku i na paru koncertach punkowych w Bełchatowie. Kopalnię i okolice znałam jedynie z map Google. Dziura w ziemi, w realu, jest przerażająca. I na skraju tej dziury z jednej strony ktoś postawił ogromną elektrownię, a z drugiej strony stadion i wylał drogi asfaltowe, by mogły się odbywać zawody i  jeszcze potem by zawodnicy mogli się zregenerować, dosłownie, bo drugiej stronie ulicy, postawił aquapark. I w sumie to wszystko, po za tym jak w emiratach, pustynia. Tak jakoś przez cały bieg wyobrażałam sobie jak ta okolica będzie wyglądać jak odkrywka zostanie zalana wodą i gdzie będzie główna przystań żeglarska. Jakie fajne będą zawody tri w tej okolicy. Aż do ostatniego, chyba 4 zakrętu biegło mi się bardzo dobrze wg wyśrubowanego planu na „życiówkę”. Na ostatniej prostej przed stadionem osiowo na długości prawie całego horyzontu ukazała się bryła hali głównej elektrowni, ogromne kominy, chłodnie, dym, para, ciężkie przesuwające się chmury, przebłyski słońca, światłocienie na elewacji. Brakowało tylko muzyki organowej i ta świadomość, że właśnie ostatkami sił lecisz w kierunku tej ogromnej dziury. Lubię takie klimaty, trudno podziwianie widoków zjadło kilkanaście sekund – życiówkę zrobię za rok. Druga sprawa, która nie dawała mi spokoju po przyjeździe do Kleszczowa to rura aquaparku. Czytałam, że kompleks jest delikatnie mówiąc wypasiony, a rura z zewnątrz wyglądała na dobrze zaprojektowaną. Więc po biegu, szybciutko spałaszowane 680ml zupy regeneracyjnej + bułka, 2×300 zmiennym, 15 min bąbelków i dwa razy rurka, za drugim razem zakończona porządnym zawrotem głowy. Mój eksperyment basenowy, zaraz po konsumpcji zupki, naprawdę świadczy o tym, jaki dobry posiłek serwowano bo biegu. Nie było żadnych zwrotów. Wszystkim, którzy wybierają się na piątkę w przyszłym roku, lub dyszkę jesienią polecam wejście na wieżę zjeżdżalni, bo widok jest niesamowity i można zobaczyć jak na dłoni całą trasę biegu. Sama rurka też jest ok. może o jeden zakręt za krótka. 21 września rezerwuję sobie na życióweczkę na dyszkę. Okoliczności przyrody są sprzyjające.

Powiązane Posty