Kolejny wpis dla Elki, która siedzi na działeczce i ma dużo czasu na czytanie. Głównym tematem wpisu będą uzupełniające trening biegacza i przyspieszające regenerację – napoje izotoniczne. Postaram się poszukać sensu spożywania takowych i zbliżyć się do sedna królewskiej receptury.
Odbyłam dwie poznawcze podróże w tym temacie, więc śmiało mogę uznać się za autorytet. Poza tym jestem celebrytką i jako celebryta kształtuję trendy. Może po tym wpisie zgłosi się do mnie jakaś marka i zleci tekst za pieniądze, które to przydadzą mi się na celebryckie waciki.
Podróż pierwsza – paradoksalnie z nutką goryczki.
Charytatywny bieg po Nowe. 10 zł wpisowego i puszka. Zbieramy pieniądze na sprzęt sportowy dla dzieciaków z Ośrodka Socjoterapii. W pakiecie pomiar czasu, medal, wyszynk i wspaniała pogoda. Na starcie pojawia się około 300 zawodników. Do puszki trafiają dwa tysie z małą górką. Średnio 6,66 od łepka. Co statystyczny biegacz zjadł za to 6,66 ? Wymieniam w kolejności podania:
- zupa jarzynowa z przewagą warzyw strączkowych z dokładką do woli
- chleb na zakwasie tzw. suchy
- ogórek małosolny w ćwiartkach lub w całości
- chleb na zakwasie ze smalcem królewskim
- chleb na zakwasie z twarogiem myśliwskim z wiodącą nutą czosnku niedźwiedziego
- chrupki buraczane
- udziec wieprzowy wędzony na własnej kości w plastrach ćwierćcalowej grubości
- sernik wiedeński
- murzynek arabski
- makowiec na bogato
- ekologiczny napój izotoniczny (niżej rozwinięcie tematu) – trzy sagany. Z tzw. dolewką.
- mix pierogów z grilla
- surówki z kiszonej kapusty – różne smaki
- mięsa właściwe – grillowane kaszanki, kiełbaski i karkówki
- na wychodne – lody w rożkach – czekoladowe
Oczywiście powiecie – wyszynk zasponsorowali sponsorzy. Tak. Tylko intencją sponsorów nie było charytatywne „przytuczenie” wychudłych biegaczy. Sponsorzy, poprzez niewątpliwe poprawienie nastroju „błogą sytością” wywołane, chcieli zainicjować hojność w tzw. wrzucie do puszki. Cóż – nie udało się tym razem. Szczęściem – biegacz człek uczciwy – następnym razem policzy: zjadłem i wypiłem za minimum trzy dychy – wrzucę pięć (dych – nie złotych). Tyle tej goryczki.
Wracamy do tematu wiodącego – ekologicznego izo.
Na końcu stołu z przystawkami stał wielki sagan z ekologicznym, domowym izotonikiem. Smak z dzieciństwa – woda z cytryną. Hipstersko zwana limoniadą lub zwyczajnie – piciuchą.
Mama nie ma piciuchy !!! – rozpacz po powrocie z podwórka w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Wypijam tego specyfiku kubek. Jest ciepło. Napój doskonale gasi pragnienie i dodaje energii na więcej. Wypijam drugi kubek. Trzeci i jak każdy na tej imprezce – czwarty oraz piąty. Jakie dobre.
Z czego to TO?
Wyczuwam: wodę, cytrynę, miód i coś jeszcze – coś co zwykle nazywamy wisienką na torcie.
Pytamy o recepturę sprawczynię zamieszania – szefową garkuchni w ośrodku.
Woda, cytryna, miód i mięta. Przyrządzone w odpowiednim czasie. Mieszane w odpowiedniej kolejności. Podane w odpowiedniej temperaturze. W proporcjach – nie garb się. Szefowa mówi, że w tej lemoniadzie jest najlepsza i już. Więcej nie powie – najwyżej może dać dolewkę. To biorę dolewkę. Szósty kubek i wcale nie wypływa uszami. Pychota nad pychotami.
Podróż druga – do matecznika izotonika.
W celu poznania właściwej istoty napoju izotonicznego należy udać się za granicę w sposób dosłowny. Należy przekroczyć południową granicę naszego kraju i kierować się dalej na południe. Aż do miasta, w którym 5 października 1842 spłynęły pierwsze krople napoju izotonicznego postrzeganego w sposób nowożytny. Tu już nie ma żadnej tajemnicy; ani w recepturze, ani w procedurze. Woda, słód, chmiel, drożdże i dolna fermentacja. Tradycyjne wypijam sześć porcji…Pierwsze – świeże, niepasteryzowane. Z dębowej beczki w historycznych, jedynie słusznych, podziemiach… Drugie – pod syr … Trzecie – pod kotleta… Czwarte – pod utopenca … Piąte – a fuj z lodami… Szóste – na wyścigi, bo inni już nie mogą, a biegacz przecież musi być najlepszy !!!
Droga Elu to już koniec tego odcinka. Pozdrowienia serdeczne – zakładam buty i biegnę pobiegać.
Niżej zamieszczam fajne obrazki do oglądania i zazdraszczania.