Bieg pod Gwiazdami – making of

Każdy w wpis o bieganiu według obowiązującej mody zaczyna się sensacją, czy też wielce odkrywczym przemyśleniem. Tak, by zachęcić czytelnika do dalszej lektury.Uwaga: łał !!! sukces był nadspodziewany, frekwencja na biegu pięciokrotnie przewyższyła edycję 2015. Jak coś takiego się robi?  Zimna instrukcja poniżej – krok po kroku.

Jest mniej więcej połowa listopada. Wracam z pracy Pietryną, a tu majstrują już dekoracje świąteczne. Nawet miejscami świetlny baldachim nad ulicą już jest załączony i pięknie spływają światełkami led – lodowe sopelki. Przypomina mi się styczniowa akcja biegowego powitania roku 2015. Elementem blokującym tą inicjatywę był brak „ciepłego kąta” przed i po biegu. Niestety zimą bywa zimno na dworze. Tak sobie myślę i idę dalej. Mijam OFFPiotrkowska. Chwila – przecież Centrum Endorfin Trucht się tu przenosi. Zawracam. Zachodzę do Truchtu. Dostaję pyszną kawę. Siadam i tonem oznajmującym zadaję pytanie:
– Jest taki noworoczny bieg pod lampkami. W tym roku u Was w klubo-sklepie będzie baza biegu (mina chłopaków bezcenna). Proszę.
– Nie ma sprawy – odpowiadają. W sumie innego wyjścia nie było.
Najważniejsze jest załatwione – jest baza biegu.
Czas sobie płynie. Na początku grudnia dzwonię do Maćka Tracza. Informuję, że podobnie jak w styczniu jest kierownikiem trasy biegu i niech określi godzinę startu, jaka mu odpowiada. Maciek, określa godzinę startu na 18.00 drugiego stycznia 2016.Koryguje zeszłoroczną trasę do równych pięciu kilometrów. Sugeruje również by udać się pod Misia Uszatka i sformalizować nieco to całe zamieszanie. Następnego dnia udaję się pod Misia Uszatka. Piotrkowi Kurzawie oznajmiam, że znowu będziemy biegać noworocznie. Dostaję odpowiedź, że nie ma sprawy. Zostawiam swoje dane, numer telefonu oraz emaila. To ma być koniec formalności. Nie był. Dostaję wiadomość, że mam wypełnić i wysłać dwa pisemka. Dzwonię do Maćka, że mam wypełniać jakieś fiszki i jak mam to zrobić. Maciek odpowiada wymijająco:
– Dla jednego napisanie dwóch pism to jest masa roboty, a dla drugiego, to tylko wypełnienie dwóch papierków.
Nic z tego nie rozumiem, ale wypełniam te formularze, dołączam załącznik z przebiegiem trasy i wysyłam mailem. Koniec formalności. Ano nie koniec, bo jeszcze musiałam te papierki zanieść osobiście tam gdzie trzeba i poświadczyć własnoręcznym podpisem. I tu następuje właściwy koniec końca formalności.
10 grudnia tworzę wydarzenie na facebooku. Pojawiają się pierwsze lajki oraz osoby potwierdzające swój udział. Jeszcze raz odwiedzam Trucht z zapytaniem, czy przemyśleli sprawę lokalizacji bazy biegu. Tak – baza może być w Truchcie i więcej. Przygotowana będzie ciepła herbata dla uczestników. Super.
Gdzieś w międzyczasie Piotrek Rosiak pisze komentarz:
–  lecę jak w dym, nawet znowu numer mogę sobie wydrukować.
Mamy tatusia  kolorowanych i drukowanych numerków.
Dopracowuję regulamin. Zakaz wyprzedzania staje się receptą na udaną integracyjną imprezę.
Na przedświątecznym parkrunie Piotrek Dyśko pokazuje mi w telefonie jak jego córcia pięknie pokolorowała numer. Proszę go, by wrzucił ten numerek na fejsa na stronę wydarzenia. Piotrek wrzuca numerek i zaczyna się szał. Internet jest nasz. Wszyscy wrzucają swoje numerki. Poszczególne numery osiągają ponad setkę polubień i masę komentarzy. Przybywa uczestników i obserwatorów wydarzenia.
Nie powiem, trochę to zjawisko nakręcam.
Zbliża się koniec roku. Dopinamy wszystko na ostatni guzik. Piszę MY. Bo jest to nasz wspólny bieg i osób zaangażowanych w organizację biegu robi się coraz więcej. Ela i Andrzej Piotr Lesiakowie, zapewnić mają depozyt, ogólnie być i wspomagać.
Na Biegu Sylwestrowym Lesiak wkręcił się do grupy VIP i sodówka uderzyła mu do głowy. Na „pod gwiazdami” samochody funduje – oznajmia. Są fanty – musi być loteria. Loteria rozkręca się. Jest wielu darczyńców. Przecież to okres „nietrafionego prezentu”.
Ranek 02.01.2016. Dziewięć godzin do startu. Parkrun – pi…dzi niemiłosiernie. Nie taka miała być temperatura. Jeszcze parę dni wcześniej zapowiadali, że będzie na plusie, ewentualnie trochę na minusie. Ale nie aż tak. Trudno i tak damy radę.
Znowu bez pytania oznajmiam Maćkowi Woźnickiemu, że rekwiruję megafon i kamizelki. Podchodzę do ławeczki „miszczów” i wybieram – Badyl, Misiek, Komandos wieczorem zakładacie kamizelki i jesteście do dyspozycji Maćka Tracza. Pomagacie na trasie. Jeszcze raz dzwonię do Tracza – czy coś jeszcze trzeba zrobić? Przydałby się rower z ogarniętym rowerzystą. Dobra. Dzwonię do Lesiaka – pakuj na kipę rowery – swój i Elki. Przydadzą się. Wracam z parkrun do domu. Nakręcam jeszcze ze dwie godzinki Internety. Jest dobrze. Wydarzenie w sieci żyje pełnią życia. Drukuję i wycinam losy. Czasu mam dużo, bo oszczędzam czas przeznaczony na jedzenie. Jakoś nie wchodzi mi od paru dni. Około godziny 15.00 dzwoni telefon. Numer nieznany. Osoba w słuchawce przedstawia się, jako Ważna. Pyta jak ma przebiegać Impreza i jak sobie poradzimy z zabezpieczeniem trasy (chyba ktoś z Policji). Oznajmiam, że jesteśmy zorganizowani i odpowiedzialni i jak będzie wyłączona sygnalizacja świetlna to sobie poradzimy sami. Pan w słuchawce powiedział:
– Dobrze, ale i tak Wam pomożemy.
Zbliża się godzina biegu, a temperatura spada. Nie tak bardzo, by wystraszyć 210 osób, które pojawiły się i bawiły się na biegu. Przebiegu wydarzenia opisywać nie będę, bo relacji, filmików, fotek, ochów, achów jest mnóstwo i nie będę się powtarzać.
O czym zapomniałam i co poszło nie tak.
Właściwie nie tak poszła loteria. Jakoś się rozjechała. Nie dojechały nagrody główne, – czyli samochody. Gdzieś zapodziałam losy z napisem „niespodzianka”, – czyli prezenty przyniesione przez Was w ilości około 40szt.
Zapomniałam o „zamykającym bieg” – osobie, która biegnie na końcu. Tu akurat Tomek Gulek, sam się w tej roli zorganizował.
Co z biegiem z numerem 2017?
Bieg będzie. Już nie na takiego wariata. Został wpisany do kalendarza Imprez Miejskich. Pewnie się trochę zmieni formuła i budżet przekroczy obecne 0 ( słownie zero złotych). Na sto procent zostanie darmowy i bez ścigania. Nazwa – chyba wrócimy do „pod lampkami”. Z miłą chęcią znowu obejmę funkcję dyspozytorki biegu. Są wyciągnięte wnioski i nowe pomysły.
Oczywistym jest, że wpisem tym dziękuję wszystkim wymienionym w nim osobom za pomoc. Tym o których zapomniałam, a czują się pomocnikami również bardzo dziękuję.  Szczególne podziękowania są dla Maćka Tracza i ekipy Truchtu – bez ich pomocy nie byłoby tak wspaniałej atmosfery przed, podczas i po Imprezie. Jeszcze podziękowania dla prasy, radia i TV za to, że byli z nami. Na stronie Festiwalu Biegowego szukajcie relacji Kamila, z której również jestem bardzo zadowolona .To było na tyle.
PS: Ktoś, kiedyś i to nie ten napisał mi w komentarzu, że nigdy nie wygram żadnego biegu. Na pewno nie „wygram” biegu na ul. Piotrkowskiej. Nigdy nie mów nigdy. Wygrałam. Dostałam dyplom za zajęcie I-go miejsca. Moje najcenniejsze trofeum.

strona wydarzenia : https://www.facebook.com/events/209263152741056/

Powiązane Posty