Szybki kwartał z życia biegacza

Jak każdy biegacz również i ja założyłem sobie na początku przygotowań do wiosny cele, które chciałem zrealizować. Pierwszy to ukończenie cyklu City Trail, który miał być dla mnie  formą mocnego treningu, dodatkowo chciałem złamać podczas zawodów 20 minut – optymalnie miało to nastąpić 8 marca na ostatnim biegu z cyklu. Od blisko roku udawało mi się uzyskiwać czasy ok. 20 minut, ale brakowało zawsze tych kliku sekund, żeby zejść poniżej. Drugi cel to złamanie 40 minut na 10 km podczas jednej z moich ulubionych imprez – Maniackiej Dziesiątki. Trzeci złamanie 1:30 na półmaratonie w Pabianicach.

Po udanym Biegu Sylwestrowym i dwóch pierwszych startach w City Trail na których odnotowałem progres nadszedł styczeń i spadł śnieg – w sumie zimą to nie jest takie oczywiste w ostatnich latach 🙂

Czas na pierwszych zawodach to 21:00, nie było źle, z uwagi na warunki każdy miał gorszy czas na tych zawodach, ale niedosyt pozostał, kolejny bieg 21:25 najgorszy czas , ale warunki również nie rozpieszczały.

Niestety po tym starcie odpuściłem bieganie no ok. 3 tygodnie z różnych powodów nie miałem czasu, odpuściłem lutowe City Trail i myśl o realizacji zakładanego celu. 

Do bieganie wróciłem pod koniec lutego z dużą motywacją związaną z rozpoczęciem treningów z Rustą & Demonem moimi biegowym kompanami, którzy motywują mnie do ciężkiej pracy jak nigdy 🙂 Miej więcej dwa razy w tygodniu robię z nimi treningi w zależności od mojego samopoczucia i tego czy stratuje w zawodach czasami jest to 2 x 3 km, czasami 1 x 3 km, a czasami 2 x 1km plus  1 x 3 km. Prędkości na tych odcinkach oscylują od 3:05 do 4:00 zależy z którym z psów robię trening 🙂 – biegamy po lesie w terenie pofałdowanym 🙂

Pozostałe treningi w tygodniu to same wybiegania, żeby organizm mógł się regenerować, w sumie staram się wychodzić 4-5 razy w tygodniu pobiegać.

Dzień przed ostatnim GP Łódź City Trail postanowiłem zrobić trening z psami, dużo ryzykowałem, ale dawno temu starty dzień po dniu owocowały zawsze dobrym rezultatem podczas drugiego biegu. 

Sobota: 

rozgrzewka  4 km

akcent 3 km 10:17 ( 3:21, 3:33,3:23) 

rozbieganie 2 km

Niedziela – start City Trail

Rozgrzewka – 1,5 km

Start  5 km 20:11 (3:50, 4:04, 4:13, 4:05, 3:59)

Rozbieganie 1km

Założenie, że po ciężkim treningu będzie się dobrze biegało potwierdziło się, w ostatnim starcie w ramach GP uzyskałem najlepszy czas, nie udało się jednak złamać upragnionych 20 minut. Dało mi to też odpowiedź na co mnie stać i na jaki wynik mogę biec w Poznaniu. Założenie było następujące 40:30 – będzie super, realnie uważałem, że czas  41:00 będzie ok, a  41:30 to czas przyzwoity, który był moim minimum na ten start.

W poniedziałek zrobiłem rozbieganie, w środę trening z Rustą (3 km – 3:11, 3:38, 3:16) oraz z Demonem (1 km – 3:46, 4:21), w czwartek brakło czasu na rozbieganie, piątek planowo wolny. 

W sobotę w Poznaniu strasznie wiało , ale na biegu gdzie startuje 3500 biegaczy zawsze jest gdzie się schować 😛 Na rozgrzewce umówiłem się z Maćkiem, że pierwsze km biegniemy razem, podobnie jak rok temu, bez patrzenia na zegarek cały czas do przodu 😛 Planując start w Poznaniu zakładałem złamanie 40:00 dlatego miałem startować z czerwonej strefy, ale biorąc poprawkę na moją dyspozycję ustawiłem z Maciejem w strefie zielonej. Pierwszy kilometr – słyszę że ktoś kogo mijam złapał 3:50, czuję się doskonale, prędkość nie robi na mnie wrażenia to pewnie zasługa biegania z psami, drugi kilometr czuję że jest szybki, a nawet za szybki, czekałem jak mnie postawi i bieg się skończy, pomyślałem że bieg na 10 km już się dla mnie skończył, ale mogę zrealizować jeszcze jeden z celi jaki założyłem sobie na wiosnę, złamanie 20 minut na 5 km.  Starałem się utrzymywać równe tempo, ale gdy zobaczyłem maty na 5 km zacząłem finiszować, czas 19:27 euforia w połowie dystansu,  plan który powstał na szybko zrealizowany, po kilku sekundach radości podjąłem szybką decyzję – atakuję 40:00 – zaczynam patrzeć na zegarek kontroluję tempo – 6 km lekko powyżej 4’ ale mam zapas, 7 km – 4:11, jest dobrze, pamiętałem że ostatnie dwa kilometry są lekko z górki i rok temu były z wiatrem – 8 km 3:58 , na 9 km duży kryzys, ale wtedy przeszła mnie myśl, że w 2006 roku w tym samym miejscu odpuściłem i zamiast złamać 37 minut dobiegłem z czasem 37:11, walka trwała zegarek pokazuje 4:08, na ostatnim kilometrze skupiłem się tylko na mecie, walka do końca na metę wbiegam w czasie 39:53 (wyniki 39:52), ostatni km w 3:55!  Był to jeden z moich najlepszych biegów od początku przygody z bieganiem – a najszybszy od blisko 6 lat 🙂

Na zakończenie kwartału zaplanowany miałem start w Pabianicach, ale już w lutym wiedziałem że nie dojdzie on do skutku , zbyt mała ilość wybieganych kilometrów nie gwarantowała realizacji założonego celu, ale dzięki biegu towarzyszącemu na 5 km jednak w Pabianicach wystartowałem.

Założenie było jedno – od startu mocno do samej mety, to miał być sprawdzian na 5 km na którym chciałem poprawić czas z Poznania. Trasa nie była łatwa, wiało, ale do miej więcej 2,5 km trasa pokrywała się z „połówką” więc można było biec w grupie. Po skręcie w prawo, zbieg i wiatr, po kilkuset metrach zakręt w lewo, tutaj motywuje mnie Kamil krzycząc, że jestem 9, przy okazji robiąc mi super zdjęcie – dzięki 🙂 Na 3 km zaczynam doganiać zawodnika biegnącego na 8 pozycji, wyprzedam go i na ósmej pozycji dobiegam do mety – ostatni kilometr pod górkę i mocny wiatr, po drodze słyszę osoby, które mi kibicują (dzięki wielkie) i niespodziewanie wbiegam na metę …. I to chyba nie tylko ja, dystans zamiast 5 km wyniósł 4,8 km – szkoda, bo można było spokojnie metę zrobić 200 m dalej.

Dystans krótszy, ale z biegu jestem zadowolony, miejsca jak i czasu 18:34.

Kolejny start to 10 km podczas maratonu. Czy mam jakieś plany co do tego startu, zdecydowanie nie zajechać się po 2 km tak jak rok temu 🙂

Powiązane Posty