Co prawda start w Wiązownej był tydzień temu, ale w momencie kiedy miałem pisać relację wszystko się posypało i szczerze straciłem motywację. Dziś jest nowy tydzień, mam nadzieję że w końcu pozytywne, ale po kolei. Start w Wiązownej był od dawna zaplanowany jako główny sprawdzian przed docelowym startem tej wiosny czyli maratonem w Paryżu. Na zawody wybrałem się z Agą, Trenerek – Konsultantem – Krzysztofem Pietrzykiem, Miłkiem i Robinem na miejscu spotkaliśmy się z Markiem. Jako doświadczony biegacz, wszystko przygotowałem sobie na wyjazd w sobotę wieczorem, żeby nic nie zapomnieć, w niedzielę rano gdy już byliśmy drodze z Koluszek bodajże Krzysiek zaczął coś mówić o butach … hmm pomyślałem fajnie, ale moje buty d biegania leżą w korytarzu, szybka decyzja zawracamy, starta jakieś 30 minut! Myślę, damy radę biuro jest do 11:00. Na miejsce docieramy po 10, po dłuższej chwili poszukiwań parkujemy, do biura mamy pewnie ~2 km. Idziemy do szkoły w której zlokalizowane jest biuro – chyba nie tylko w mojej opinii najbardziej dziwnie zorganizowane biuro jakie widziałem, na liście startowej ok. 2000 biegaczy, a numery odbiera się małej salce, a następnie idzie się na dużą salę gimnastyczną po odbiór koszulki, jakby nie można zrobić biura na Sali byłoby sprawniej, szybciej, wygodniej 🙂 – do samochodu wracamy ok. 11:30 szybko się przebieramy, rozgrzewka i … postanowiłem jeszcze zmienić koszulkę, bo zrobiło się mega ciepło, po drodze na start spotykam Agę, która oznajmia mi że za chwilę jest start, robię dwie przebieżki, dobiegam do uliczki gdzie startuje bieg, ale widzę rozgrzewających się jeszcze zawodników więc, spokojnie idę w kierunku startu … po chwili już wiem, że to byli uczestnicy biegu na 5 km który startuje 15 minut później. Zaczynam się przeciskać, ale po chwili już nie ma gdzie, linię startu mijam jakieś 2 minuty po wystrzale. Bieg miałem pokonać wspólnie z Miłkiem, który miał być moim pacemekerem , założenie pobiec szybko, czas przewidywany na mecie ok. 1:25. Na starcie wiedziałem, że przez mój błąd lekko nie będzie. Po minięciu linii startu zacząłem wyprzedzać lewą stroną, slalomem i tak biegłem od grupki do grupki, pierwszy kilometr w dobrym czasie, następne mocno w kratkę, bo cały czas nie mogłem złapać rytmu, plusem było to, że kilometry mijały szybko, do tego cały czas wyprzedzałem. Na ok. 5 km zauważyłem Marka był to jakiś plus, bo miałem w końcu jakąś orientację na jaki czas biegną mijani zawodnicy (Marek planował połamać 1:30) – dodatkowo gdy mijałem Marka powiedział, że Miłek jest w miarę blisko. Mijają kolejne kilometry ok. 7 km łapie kontakt wzrokowy z Miłkiem, który jest kilkaset metrów przede mną . Na 8 km jem żel, popijam wodą, na 9 km jest zbieg ruszam mocno wiem, że w tym elemencie jestem mocniejszy od Miłka i mam szansę zyskać kilka metrów, po 10 km krzyczy do mnie Krzysiek (nie wiem że „zaspałem” na starcie) żeby trzymał grupę, chwilę przed nawrotką już wiem, że Miłek jest w zasięgu, gdy się mijamy pyta czy poczekać, krzyczę że NIE, ale czeka … uważałem że większą motywacją dla mnie będzie gonienie, a po drugie nie chciałem żeby tracił czas walcząc o życiówkę. Chwilę biegniemy razem, Miłek pyta co robimy, odpowiadam, że …. Lecimy, mówi, że poprowadzi, trwa to chwilę i wychodzę na prowadzenie, po paru kilometrach mam już 100 metrów przewagi. Biegnie mi się jakby dopiero wystartował, kilometry poniżej 4’, wyprzedzam kolejne grupki, parę osób siedzi mi na ogonie. Na 14 km jem ,żel to kolejny błąd tego dnia, o 2 km za wcześnie za co zapłaciłem już na 17 km który wyszedł w 4:11 tutaj dochodzi mnie Miłek, walczymy dalej razem 19 km w 3:54 jest dobrze, po raz pierwszy patrzę na czas łączny, wiem że wynik będzie satysfakcjonujący, na 20 km Miłek mi ucieka na ok. 100 metrów, ten kilometr mijam w 4:00, następny w 4:04 – na mecie 1:25:03.
Druga część dystansu zdecydowanie szybsza niż pierwsza, pomimo spóźnienia taktyka szczególnie na drugiej części okazała się dobra, miał to być sprawdzian więc trzeba było ryzykować! Nie ukrywam, że od wyniku w Wiązownej uzależniałem swoją decyzję na jaki czas pobiegnę maraton w Paryżu. Choć muszę przyznać, że tą decyzję podjąłem już w maju ubiegłego roku rejestrując się do zawodów – strefa poniżej 3h. Wtedy wydawało się to nierealne, ale w niedzielę po biegu stało się bardzo realne …
Niestety, po mega udanej niedzieli, w poniedziałek poszedłem na trening lekkie 11 km rozbiegania, wtorek rano trening z psami, a już po pracy zaczęło mnie coś rozkładać , do soboty nie biegałem! Wyszedłem na 22 km – biegałem czasie I zakresu mając tętno w III, niedzielę odpuściłem, dziś jest lepiej, ale nie rewelacyjnie, czas wybrać się do lekarza, walka trwa!
PS. Wczoraj Benek powiedział mi, że jak jest choroba to znaczy że jest forma, oby tylko nie uciekła!