Paryż Maraton powrót na trasę po blisko 7 latach!

Start w maratonie w Paryżu był bardzo spontaniczną decyzja, którą podjąłem w kwietniu 2015 roku. Dokonałem rejestracji, opłaty i na parę miesięcy zapomniałem o tym, co prawda jeszcze w maju zakupiłem bilety lotnicze, ale to zakończyło moje planowanie wyjazdu. Dokonując rejestracji wybrałem strefę startową na poniżej 3h. Jak wracać na trasę maratonu po 7 latach to od razu mocno, po za tym start w Paryżu przypadał na 10 rocznicę mojego debiutanckiego maratonu, który zakończyłem w czasie 2:55:41.

Tytułem wstępu

Ambicje, ambicjami ale to przecież jest maraton, a ja w momencie zgłaszania byłem daleko od jakiejkolwiek formy. Mijały miesiące, treningi, starty, aż przyszedł czas rozpocząć przygotowania pod wodzą Krzysia Pietrzyka, który akurat stworzył bardzo fajną i wyrównaną grupę treningową. Treningi szły dobrze, czasami nawet zaskakująco dobrze. Organizm bardzo szybko reagował na bodźce treningowe i forma szła w górę, cel w maratonie wydawał się co raz bardziej realny. Najważniejszy test to start w półmaratonie w Wiązownej – – udany, nawet bardzo. Czas zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, co jeszcze bardziej przekonało mnie w przekonaniu, że wyznaczony cel jest naprawdę realny. Do maratonu zostało już tylko 5 tygodni szlifowania formy, to musi się udać! Niestety w życiu bywa tak, że nie wszystko układa się po naszej myśli, po Wiązowej rozchorowałem się, tydzień wypadł z biegania, a następny dochodziłem do siebie. Cały czas wierzyłem, że forma jest i nigdzie nie uciekła. W ostatnim tygodniu klasycznie w niedzielę miałem zrobić trening 10 x 1 km na prędkości trochę szybszej niż maratońska, a w środę 6 km w tempie maratonu. Niestety już w sobotę przerwałem trening z powodu bólu w kolenie. Po tygodniu wyszedł upadek na zawodach z psami, niestety tydzień przed maratonem wypadł z treningu. Ból zażegnała wizyta u Roberta Nowickiego, ale co się stanie na maratonie nikt z nas nie mógł przewidzieć. Czwartek przed wyjazdem był mocno stresujący, na wszystko brakowało czasu, że podczas prostego manewru autem wjechałem w zaparkowaną taksówkę. Wieczorem przed wylotem widziałem się jeszcze z Krzysiem Pietrzykiem, ustaliliśmy taktykę, zweryfikowaliśmy moją formę i jednogłośnie ustawiliśmy cel: 2:59:30! Emocje opadły, wystarczyło tylko dolecieć, pobiec … no i wrócić 😛

Paryż

Do Paryża dotarliśmy w piątek wieczorem, lot n lotnisko Roissy-Charles de Gaulle przebiegł szybko, wygodnie. Po przyjeździe do Paryża przez ok. 20 minut próbowaliśmy wyjść z dworca Paris Nord – ilość poziomów i możliwości przemieszczania się między nimi trochę nas przerosła 😛 Po odnalezieniu wyjścia udaliśmy się na ok. 4 km spacer do hotelu zahaczając o knajpkę dla lokalsów na kolację. W sobotę wybraliśmy się na EXPO, które nas lekko zaskoczyło. Pomijając bardzo szybką weryfikację badań lekarskich, odbiór numeru startowego oraz pakietu zwiedzanie pozostałej części zajęły nam z 2 godziny – to była nasza pierwsza tak duża impreza . Kolejnym etapem naszej sobotniej wycieczki było miejsce startu, chciałem wiedzieć gdzie dokładnie zlokalizowana będzie moja strefa startowa, gdzie jest stacja Matera, żeby wszystko dobrze zaplanować. Po drodze do hotelu wstąpiliśmy na pizzę i pifko. Dodam, że sobota była mega zimnym dniem, do tego padało, zapowiadała się idealna pogoda na biegowe zwiedzanie Paryża. Pomimo, że jakoś strasznie się nie nachodziliśmy postanowiłem na noc założyć opaski kompresyjne, była to dobra decyzja, rano łydki były „zrelaksowane”

Dzień startu:

W związku z tym, że wszystko mieliśmy opracowane na starcie byliśmy ok. 7:45. Rozgrzewka, dość specyficzna bo wśród drużyny z …. Maroka :P. Pamiątkowe zdjęcia i jakieś 10 minut przed startem wszedłem do strefy startowej. A punktualnie o 8:47 wyruszyłem na podbój Paryża. Po wybiegnięciu z Pół Elizejskich było już wiadomo, że w przeciwieństwie do soboty w dniu startu pogoda będzie bardziej piknikowa niż biegowa. Jeszcze przed przylotem miałem zaplanowane piecie wody co 5 km co w tych warunkach wydawało się koniecznością. Pierwszy kilometr 4:12 idealnie, kolejny 4:20 pomimo, że trasa jest płaska i mam miejsce żeby biec jakoś nie mogę wyczuć tempa. Kolejne dwa kilometry zgodnie z planem po 4:12. Piaty kilometr w 4:07 – trudno mi wyczuć tempo mimo to czas łączny piątki jest zgodny z planem. Kolejne kilometry w 4:11, 4:13, 4:14, 4:08 i 4:18 nadal mam problem z utrzymanie stałego tempa, ale kolejną piątkę pokonuję w założonym czasie. Trzecią piątkę otwieram w 4:09, 4:13, 4:12, 4:14, 4:13 niby dobrze, ale cały czas ma problem z wyczuciem prędkości. W dodatku zegarek rozjechał mi się z kilometrami i łapał jakieś 150 metrów wcześniej. Na szczęście na pomoc przychodzi pacemamker z flagą na 3h. Od razu postanowiłem podłączyć się do niego, wskoczyłem do drugiej linii i pokonywałem kolejne kilometry, nie kontrolując tempa, ufając prowadzącym grupę . Na zegarek zwróciłem uwagę dopiero na 20 km, niestety było za późno, poszczególne kilometry pokonałem w czasie 4:10,4:10, 4:07, 4:11, 4:06 – jak się okazało w strefie na 3 h było kilku pacemakerów, każdy miał napis na fladze 3 h, różnica polegała w kolorze flag. Interpretacja 3 h polegała na 2:50, 2:55: 2:59 🙁 Nie poddałem się, ale odłączyłem od grupy i leciałem swoje, niestety cały czas miałem problem z wyczuciem prędkości 4:10, 4:11, 4:16, 4:08, 4:25 – 25 km. Jeszcze była szansa na powalczenie o 3 h. Niestety w tym momencie trasa zbiegała w dół nad Sekwanę i zaczęły się zbiegi /podbiegi, które nie spodobały się kolanu, które zaczęło bolec. Dwa kilometry jeszcze walczę i biegnę 4:37, 4:40, kolejny już przechodzę do marszu 5:17, kolejny już szybszy, bo kibice których na trasie było pełno co chwilę krzyczą Sobek dasz radę, wychodzi 4:55, ale już kolejny w 5:39. Podobnie szybciej lub wolniej od 4:49 do 7:52 mijają mi kilometry aż do 38. Na 4 km przed metą zmotywowałem się do biegu i już do samej mety walczyłem z kryzysem.

Na metę wbiegałem mimo wszystko mega zadowolony, ukończyłem maraton po 7 latach. Był to mój czwarty start na dystansie 42 km, czas na mecie 3:23:11 niby daleki od założeń, ale po pierwsze przypomniałem sobie co to maraton, po drugie podjąłem ryzyko, miałem marzenia których nie chciałem wyrzucać do kosza na starcie. Nawet Krzysiek, który pewnie dobrze wiedział że tylko zbieg okoliczności może pomóc mi w realizacji celu nie powiedział mi tego i do końca motywował do walki.

Podsumowanie:

Dlaczego się nie udało, brakło obiegania na prędkości maratońskiej i treningów w ostatnich pięciu tygodniach. Jedno mogę powiedzieć na 100% byłem przygotowany do maratonu, świadczy o tym to, że po maratonie nie miałem żadnych problemów ze schodami, chodzeniem. Pewnie jakbym nie ryzykował czas w granicach 3:10 – 3:13 byłby w zasięgu. Jeśli myślicie o starcie w maratonie w 2017 szczere polecam Paryż, super impreza dużo kibiców, bardzo fajne miasto, dużo kontrastów, ale też bardzo dużo życzliwych i miłych ludzi.

Chwilowo nie biegam, leczę kontuzję, którą pewnie pogłębiły dwa starty z psami po maratonie, ale co nas nie zabije to nas wzmocni. Powoli w głowie myślę o wiosennym maratonie, chyba dopiero po tych moich pięciu startach na dystansie 42 km, a może po 7 letniej przerwie mogę powiedzieć że maraton jest nawet fajny 😛

Maraton przebiegłem w:

Butach Brooks Launch – sprawdzone w treningach, na maratonie mnie nie zawiodły – dzięki Trucht.com odpowiedni dobór butów na start

Skarpety Royal Bay – kompresja jedni chwalą drudzy nie, ja jestem w tej pierwszej grupie, opaski zapewniły komfort przed maratonem, a skarpety w czasie jego trwania 🙂

Koszulka –POLSKA 4F – inna być nie mogła 🙂

Dzięki wszystkim za doping i wsparcie 🙂

Ps. zapisując się na maraton wykupiłem opcję grawerowania medalu, na mecie jakoś stoisko nie wpadło mi w oko, skupiłem się na dotarciu do umówionego miejsca zbiórki i odpuściłem sobie szukanie. Parę dni temu otrzymałem przesyłkę z Paryża, ku mojemu zaskoczeniu był w niej emblemat do wklejenia w medal z moimi danymi i czasem 🙂

Powiązane Posty