Animator, trener, wujek, Pan, Piotrek …

Animator, trener, wujek, Pan, Piotrek … na biegach dziecięcych przy 4 Łodzikim Biegu Mikołajów

Dawniej zdecydowanie byłem jednostką aspołeczną, unikająca jakiegokolwiek rozgłosu oraz wpływu na dalszą niż 10 metrów rzeczywistość. Z czasem się to zmieniało (o leczeniu fobii społecznej pisałem). Ewolucja sprawiła, że zdarzyło mi się mniej lub bardziej bezinteresownie w czymś pomóc lub przyłożyć rękę przy tworzeniu czegoś.

Przy łódzkim Biegu Mikołajów na kultową przeCzapkę „Żwawo” zapracowałem 2 lata temu. Tegoroczna edycja czapki z napisem „Mam wybiegane” nie pozostawiała wyboru – trzeba było ją mieć. Z racji na akcję promocyjną / konkurs Wakacyjnej Osady i tak prawdopodobnie bym pojawił się na biegu, ale padła propozycja szerszej pomocy podczas imprezy. Główne zadanie, jakie na mnie spadło, było poprowadzenie biegów dziecięcych. Niby proste pobiegać przed grupkami dzieciaczków, ale i tak pojawiła się nutka obawy. Zdecydowanie nie uzasadniona. Nie spodziewałem się, ile frajdy i satysfakcji mi to dostarczy. Dzieciaki wpatrzone w „animatora”. Działaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, jakbyśmy znali się i trenowali razem od dawna. Mając trochę czasu do startu, z jedną grupą zaryzykowałem (albo nie przemyślałem) wejście na rozgrzewkę na sporą górę. Dzięki zasługom „u góry”, żadnemu z podopiecznych nic się nie stało podczas „niekoniecznie powolnego” zejścia na dół – na bardzo WOLNE i ostrożne się umawialiśmy.

Wujku, trenerze, proszę Pana, Piotrek … – rewelacyjna kuracja odmładzająca.

Nie ważne, że po biegach dziecięcych na przebranie się do biegu głównego miałem niecałe 15minut (rozgrzewkę zrobiłem wcześniej przy okazji z dzieciakami).

Super przygoda, za rok jestem gotowy kontynuować tę rolę.

Powiązane Posty