110 kilometrów dokręcania śruby czyli Szakale Bałut na trasie GWiNT Ultra Cross 2017

Jak „dokręcić śrubę” i dać sobie w kość ? Po co biegać pojedyncze maratony, skoro od razu, za jednym razem można przebiec ich kilka i dłużej cieszyć się z przyjemności biegania?  Wybierzmy się na GWiNT Ultra Maraton i znajdźmy odpowiedzi na te pytania, pamiętając o tym, że ból minie a satysfakcja pozostanie.

 

O biegu 

Gwint Ultra Cross to organizowany w Wielkopolsce ultra maraton przełajowy. Nazwa GWiNT wzięła się do pierwszych liter w nazwach trzech powiatów – grodziskiego, wolsztyńskiego i nowotomyskiego – przez które przebiega trasa ultramaratonu. Poza tym w Grodzisku, Wolsztynie i Nowym Tomyślu zlokalizowane są najważniejsze punkty na trasie biegu. Trasa biegu prowadzi drogami nieutwardzonymi, w przeważającej mierze duktami i ścieżkami leśnymi. Odcinki asfaltowe ograniczone są do niezbędnego minimum.

Przed biegiem

Miasto Wolsztyn, niewątpliwie urocze a  jezioro Wolsztyńskie wspaniałe. Niestety,  miejsc do parkowania brakowało a w dodatku padliśmy ofiarą marnych usług gastronomicznych oferowanych przez tamtejsze lokale. Początki nie miłe, do momentu odwiedzenia biura zawodów zlokalizowanego w   Fala Park , gdzie poznaliśmy przemiłych organizatorów. Odebraliśmy numer startowy i złożyliśmy depozyt, a następnie udaliśmy się chwilę relaksu do miejscowości oddalonej kilkanaście kilometrów. Po chwili spaceru molem przy zachodzącym słońcu, poszliśmy spać.  W związku z faktem, że Edyta startowała o godz.03:00 z m. Nowy Tomyśl, obudziliśmy się przed północą.

Czas przygotowań i tutaj pojawił się mały problem. Edyta nie spakowała butów !!!!!  Zrobiło się nerwowa atmosfera, chwila desperacji i pojawiła się myśl w głowie Edyty o biegnięciu 110 km w tenisówkach. Nie wierzyłem w to co usłyszałem. Ale zaraz zaraz, przecież jest worek z „przepakiem” , gdzie stare poczciwe Brooks`y  czekały na 55km w Grodzisku. Nie zastanawialiśmy się długo, wykonaliśmy telefon do organizatora i liczyliśmy na cud. Gdyby nie obsługa biegu i życzliwość organizatorów to by się nie udało. Po dotarciu do biura zawodów, odebraliśmy buty oraz spotkaliśmy znajomych ultrasów, z którymi chwilę później Edyta wsiadła do autobusu.

Krzysztof Płuciennik

Bieg 

Przed startem było sporo czasu na wspólne zdjęcie i wspólne zapoznanie się. Nie mogłam się nadziwić, jak wszyscy są byli spokojni i w fantastycznym nastroju, dzięki czemu może trochę mniej panikowałam. Chwilę przed,  linię startu minęło dwóch ostatnich zawodników  Super GWiNT 160 km,  którzy wystartowali 9 godzin wcześniej. Chwile potem, wystartowaliśmy my. Początkowo przez ulice miasteczka a potem przez las. Czołówki były włączone a mimo to niewiele było widać. Dopóki  dopóty biegliśmy w grupie było trochę widniej, jednak szybko rozdzieliliśmy się na podgrupy. Pierwszy raz biegłam nocą, w gęstym lesie gdzie było bardzo ciemno. Od początku droga była trudna, mnóstwo korzeni i piasku a stopy rozjeżdżały się same. Około 05:00 zaczęło świtać i można było skoncentrować się już tylko na biegu. Podziwiałam przepiękną trasę, pełną  podbiegów, zbiegów, ścieżek przez łąki, zalanych  wodą i przeszkód do pokonania takich jak błoto oraz powalone drzewa.

Po ok 20 kilometrach zaczęliśmy mijać zawodników biegnących 160km. Większość z nich wyglądała fatalnie.. Mimo pozdrowień nie specjalnie byli rozmowni, ale to był ich 70-80 km, gdzie nie ma już ochoty na rozmowę. Po 55 km w punkcie „przepaku” , gdzie również była linia startu Mini GWiNT, mając dwie godziny zapasu pozwoliłam sobie na kwadrans odpoczynku i zjedzenie miski rosołu. Po takiej przerwie biegło mi się znacznie lepiej. Wszystko było by wspaniale, gdyby nie ból mięśni czworogłowych. Najgorsze były podbiegi po piachu. Na domiar wszystkiego rozpogodziło się i słońce zaczęło męczyć. Około 14 zaczęli mijać mnie zawodnicy Mini GWiNT,  na których  patrzyłam z zazdrością jacy są świeży i pełni energii. Pozdrawiali mnie, tak jak ja pozdrawiałam zawodników biegu Super GWiNT.

Po 70 kilometrze zaczęłam się zastanawiać, czy go ukończę, gdyż bolało mnie prawe kolano. Na 93 km na punkcie odżywczo – kontrolnym czekał na mnie Krzysiek – mój „trener”, który poszukiwał mnie całą trasę. Za pewne  wyspał się  a dopiero później  zastanawiał się,  czy jeszcze żyję.
Z radością na punkcie, odnalazłam  się z innymi zawodnikami dystansu 110km, gdyż ostatnio otaczali mnie tylko zawodnicy dystansu 55km i 160km. Ponownie wyruszyłam na trasę, która do samego końca dawała w kość. Powłóczyłam nogami nie częściej niż maszerowałam. Kiedy dobiegłam do jeziora w Wolsztynie wiedziałam ze to już tylko 2 km i meta.

Na mecie czekał na mnie „trener – menager”, który wkrótce potem przekazał mi dobrą wiadomość. Przed startem miałam wielką nadzieję zdążyć na dekorację, nie przyszło mi do głowy, że to ja będę dekorowana. II miejsce w K-40, 7 miejsce OPEN Kobiety w Normal GWiNT. Stanęłam na podium jako pierwsza,gdyż nagrody nie dublowały się.

Edyta Andrzejewska

  

Tym razem wystąpiłem w roli menadżera i trenera,  Cieszę się, że moje „bogate” doświadczenie pomogło Edycie w odniesieniu sukcesu .Co jak co, przecież mogła przeanalizować wszystko co ja dotychczas osiągnąłem w bieganiu czyli nic i wyciągnąć wnioski, robiąc  prawie wszystko na odwrót, tak jak należy. Posłuchała tylko jednej mojej wskazówki , „jeżeli już się za coś bierzesz to weź to ukończ” co niewątpliwie uczyniła.

 STRONA BIEGU: 

http://www.ultragwint.pl/

Odnośnie organizacji biegu:

PLUSY:

  • Bardzo dobrze oznaczona trasa;
  • Punkty odżywczo – kontrolne na wysokim poziomie;
  • Transport na linię startu;
  • Przemiła atmosfera i bardzo uczynni wolontariusze;
  • Poczęstunek przed startem i na mecie.

MINUSY:

  • Między 76km  a 110km tylko jeden punkt odżywczo – kontrolny.

 

 

 

 

http://szakalebalut.pl/

Powiązane Posty