Wilcze Gronie – debiut w biegach górskich w zimowej scenerii

Bieganie uzależnia. To prozaiczne stwierdzenie w moim przypadku wiąże się również ze słowem „więcej”. Więcej kilometrów, więcej biegania, więcej wrażeń = więcej przyjemności. Potrzeba biegania pcha mnie na coraz to nowe niezbadane dotychczas ścieżki i próby przełamania własnych słabości. Z wielkim entuzjazmem przyjąłem zatem propozycję Wiktora na weekendowy mini-obóz w Beskidzie Małym połączony z biegiem Wilcze Gronie w Rajczy. Była to doskonała okazja do spróbowania swoich sił w nieznanym mi dotąd biegu górskim. Debiutujące w tym roku Wilcze Gronie rozgrywane jest w Rajczy w ramach szerszej imprezy- Narciarskiego Rajdu Chłopskiego, którego tradycja sięga lat 50 ubiegłego wieku. Wśród organizatorów znalazły się osoby odpowiedzialne za ubiegłoroczny bieg ultra Chudy Wawrzyniec (50 i 80 km) co w pewnym stopniu gwarantowało niezapomniane wrażenia.

Do Rajczy przybyliśmy 8-cio osobową grupą. Każdy z nas miał inny cel i taktykę na bieg. Ja, jako „świeżak” z kijkami w ręku planowałem tylko dobiec do mety, dając z siebie możliwie wszystko (taką poprzeczką był czas 2:20)

Pierwsze 2 kilometry „połknąłem”. Trasa na tym odcinku przebiegała asfaltem, lekko w dół po Rajczy. Jednak po tym odcinku trasa szybko wdarła się w zaśnieżone szczyty Beskidu Żywieckiego. Szlak począwszy od 2 do 6 kilometra mocno piął się w górę (na tym odcinku 450 m przewyższenia). Jedni próbowali podbiegać (co w brodzącym śniegu nie należało do łatwych zadań) inni od razu rezygnowali i przechodzili do marszu. Krótkimi fragmentami trasa pozwalała przyśpieszyć, jednak ci, którzy uprzednio podjęli próby wyprzedzania (przez jeszcze głębszy śnieg) zazwyczaj nie mieli już na to sił i tym samym ciągnęli za sobą cały sznur zawodników. 

Trzeci kilometr dał mi się już mocno we znaki. By nie myśleć o zmęczeniu i uciec od widoku niekończącego się podbiegu zastosowałem technikę „twój ślad, mój krok”: skupiłem wzrok na butach osoby biegnącej (ha!, maszerującej!) przede mną i stawiałem stopy tam, gdzie ona. Niby metoda skuteczna, jednak gdy garmin pokonawszy 4 kilometr wskazał tempo 15 min/km z lekka podupadłem na duchu. 

Ledwie maszerowałem, wyprzedzany przez kolejnych zawodników zastanawiałem się czy dam w ogóle radę ukończyć bieg. Czas dłużył się niemiłosiernie, co jakiś czas zerkałem na zegarek oczekując kolejnego pełnego kilometra i rozpoczęcia 370 m zbiegu – odcinka, na którym planowałem odrobić stracone sekundy (choć prędzej były to minuty) i trochę odpocząć. O zgrozo, jakiż ja byłem naiwny! Głęboki po kolana śnieg nie pozwolił ani na odrobienie czasu, ani na jakikolwiek odpoczynek. Dopiero kolejne kilometry przyniosły trochę rozluźnienia i wzrostu tempa (choć nie na długo). 

Pierwsze 2 km w dół prowadziły do miejsca zwanego przez miejscowych „Świński Rynek”, następnie wypoczynkowy 1 km asfaltem w dół do punktu odżywczego z bulionem i herbatą. Część zawodników mijała go nie chcąc tracić i tak już straconych cennych sekund. Ja jednak zdecydowałem się na rozgrzewających kilka łyków herbaty. Pomogło. Nabrałem sił i chęci do dalszych zmagań. Truchtem zabrałem się za drugi podbieg na Zapolankę i zdobywanie drugiego szczytu Wilczego Gronia – Kiczorę (200 m przewyższenia). Następnie pojawiły się 3 km przyjemnego zbiegu odkrytym grzbietem i widokiem na wszystkie strony, w tym również na przebytą do tej pory trasę.  Do pokonania został tylko krótki podbieg na Buforowy Wierch i Campel i ostry zbieg do mety.

Asekurując się kijkami i lekko hamując na kilkaset metrów przed metą złamałem jeden z nich. Straciłem kilkadziesiąt sekund na odnalezienie go w głębokim śniegu i znów ruszyłem w pościg. Metę minąłem z czasem 2:09:34 (112 miejsce/)

Relacjonując wyprawę należy wspomnieć również o bardzo dobrych wynikach reszty współtowarzyszy:

Leszek Marcinkiewicz – 1:43:07 (22 miejsce)

Bartek Grzegorczyk – 1:56:26 (57 miejsce)

Kamil Weinberg – 2:05:57 (98 miejsce)

Jarek Feliński – 2:07:29 (103 miejsce)

Milena Grabska-Grzegorczyk – 2:18:17 (13 miejsce)

Ania Adamska – 2:19:33 (14 miejsce)

Wiktor Kawka – 2:29:43 (175 miejsce)

Niedzielny poranek w nieco pomniejszym składzie postanowiliśmy powitać wycieczką biegową w Bielsku Białej w towarzystwie Ultraski Doroty Łaby. Kilku kilometrowy podbieg do schroniska na Magurkę Wilkowicką pokonaliśmy w przyjemnym konwersacyjnym tempie. Chłonąc piękną panoramę Małego Beskidu zastanawiałem się kiedy znów będę miał przyjemność gościć w górach na jakimś biegu. Byle szybciej, gdyż natura Szakala nie jest cierpliwa 

Galeria zdjęć autorstwa Bartka Grzegorczyka

Strona organizatora: www.wilczegronie.pl

 

Powiązane Posty