Monika Pieczora prosto z Rzymu

Decyzję o uczestnictwie w rzymskim biegu podjęłam dosyć późno i trochę spontanicznie. Do Rzymu wybierałam się na zaproszenie znajomych, głównie w celach turystycznych. Z czystej ciekawości sprawdziłam, czy w tym czasie nie odbywają się tam żadne zawody. Tak się złożyło, że 16 września miała miejsce się kolejna edycja imprezy „Blood Runner”, biegu na 8 km, mającego za główne zadanie promowanie i namawianie do oddawania krwi. Startowali w nim więc dawcy, startowali zawodowcy, startowali i amatorzy. Postanowiłam, że nie mogę przegapić takiej okazji biegania w Wiecznym Mieście. Jeszcze w Polsce udało mi się załatwić wszystkie formalności związane z zapisami, tzn. wysłać formularz i obowiązkowe zaświadczenie lekarskie. Na miejscu zostało mi tylko odebranie pakietu i opłacenie zawodów. Troszkę zdziwiona  byłam, że mimo zgłoszenia elektronicznego, moje nazwisko było mocno przekręcone, a narodowość… włoska. Cóż, południowa dokładność….:)

Sam bieg odbywał na terenie przepięknego wzgórza Janikulum, które sięga swoich korzeni III-go w.n.e. Widok na Rzym z tego miejsca robi niesamowite wrażenie- możną właściwie zobaczyć wszystkie najważniejsze budowle i kopuły. Sam park również jest pełen uroczych, zielonych alejek, przeplatanych zabytkowymi fontannami, pomnikami i popiersiami. Sceneria naprawdę bajeczna, do tego jeszcze rzymskie słoneczko i nic tylko biegać. Pora biegu została wyznaczona na szczęście na dosyć wczesną godzinę – 9.30. Na starcie pojawiło się blisko 1500 zawodników i zawodniczek, głównie narodowości włoskiej, choć widziałam też zawodników z Francji, Kenii czy Brazylii. Naszych krajanów nie spotkałam.

Chwilę przed startem, zgodnie z tamtejszą tradycją tłum zawodników i kibiców odśpiewał hymn włoski. Wrażenie niesamowite, dodatkowa adrenalina, jeszcze tylko końcowe odliczanie i ruszyliśmy. Trasa prowadziła opisanymi wyżej alejkami parku i była dla mnie dosyć trudna, głównie ze względu na sporo podbiegów i coraz bardziej grzejące słoneczko. No tak, przecież biegaliśmy po wzgórzu więc można było się tego spodziewać. Jednak otaczająca nas sceneria, dopingujący na całej trasie kibice sprawiły, że o niedogodnościach starałam się nie myśleć i na metę wpadłam ze bardzo dobrym samopoczuciem i może trochę mniej dobrym, ale też poprawnym czasem  36.50 min. Może będę banalna, ale wiadomo, że nie on był najważniejszy – sam udział był  niesamowitym przeżyciem. Za metą otrzymałam pamiątkową koszulkę(tylko dla 50-u pierwszych kobiet), getry(dla wszystkich uczestników) oraz napoje i ciastka. 

Jeszcze trochę reporterskich informacji: pierwszy zawodnik pokonał trasę z czasem 24.56, a pierwsza kobieta – 28.48.

Podsumowując: impreza była super, ze świetną atmosferą, pewnie na długo pozostanie w mojej pamięci; w nogach- na szczęście krócej, może dzięki temu, że po zawodach miałam kolejne atrakcje turystyczne i jakoś rozchodziłam zakwasy:)

Polecam więc Rzym i do biegania i do zwiedzania:).

 

Monika Pieczora

biegampolodzi.pl TEAM

 

Powiązane Posty