Wspomnienia z 2010 roku świeżo upieczonego „Bałuciarza” z Szakali

Rok 2010 okazał się być najtrudniejszym dotychczas etapem w mojej kilkuletniej przygodzie z bieganiem. Paradoksalnie z powodu rozbratu z tym najprzyjemniejszym z przyjemnych uzależnień. Kontuzja, której nabawiłem się na Maratonie Poznańskim, problemy osobiste i inne absorbujące sprawy, skutecznie stanęły mi na drodze w pokonywaniu kolejnych kilometrów na treningach, jak i zawodach.
Wiedziony jakimś wewnętrznym impulsem, w sierpniu ub. roku z pewną taką nieśmiałością zacząłem znowu truchtać. Ale dawny entuzjazm z mojego ulubionego rodzaju aktywności ruchowej – oprócz jazdy na rowerze i pływania – nie przychodził. Przełamanie nie nastąpiło na wrześniowym Biegu Lechitów, na który to półmaraton wybrałem się z przyjaciółmi z mojego od 3 lat klubu biegowego KB Arturówek Łódź. Po powrocie zwróciłem uwagę na dotychczas nie wywołujące u mnie większego poruszenia informacje, ogłoszenia i plakaty informujące o nowej imprezie biegowej. Jakie szczęście, że postanowiłem nie prowadzić jałowych dyskusji wewnętrznych z samym sobą, odpowiedzieć na zaproszenie biegowej braci przez debiutujących w roli organizatora Szakali Bałut, po prostu zapisać się na 1. Półmaraton Szakala Dookoła Lasu Łagiewnickiego. Szczęśliwa ta chwila, kiedy moje dróżki skrzyżowały się z pasjonatami w charakterystycznych, jaskrawopomarańczowych, koszulkach. Prawdę mówiąc, nawet gdybym wtedy podjął decyzję o porzuceniu biegania, w takim biegu grzechem byłoby nie wystartować. Las Łagiewnicki, duży łódzki kompleks leśny, jest moim biegowym matecznikiem. Pokonałem w nim setki kilometrów. Czuję się tam niemal, jak element krajobrazu.
Niezwykle miło zaskoczony zostałem pięknie wytyczoną trasą w miejscu, które wydawałoby się, znam jak własną kieszeń.
Półmaraton Szakala wypełniał deficyt na łódzkim rynku biegów długich po tym, jak nie odbył się mBank Maraton. Organizatorzy ładnie wpisali się z terminem w pierwszy weekend październikowy, po Maratonie Warszawskim, a przed Maratonem w Poznaniu. Pogodę zamówili iście bajkową, sceneria jesiennego lasu będącego częścią Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich jest po prostu fantastyczna!
Co do sprawnego działania biura zawodów, zapisów, pakietów mogę wypowiedzieć się w samych superlatywach. Fajna, w szakalowych barwach plemiennych koszulka, medal na mecie, poczęstunek regeneracyjny, upominki i gadżety od sponsorów, liczne nagrody i puchary w kategoriach, a nawet wejściówka do wykorzystania na basen – zadowoliły chyba największych sceptyków. Ja osobiście wymagający nie jestem. Ale to co było najfajniejsze, to niesamowita, crossowa trasa, zwłaszcza w północnej, mniej eksplorowanej na co dzień przez biegaczy, części lasu. Na dodatek świetnie oznakowana wstążkami na drzewach, planszami z informacjami, prawidłowo umieszczonymi tablicami z odległością. To, co mi zostało w pamięci, to także znakomita, w pełnym zaangażowaniu wykonana praca licznych wolontariuszy, zwłaszcza na punktach żywieniowych. Tu również kolejna pozytywna rzecz, niby drobiazg, ale jakże ważny na pofałdowanej, leśnej trasie. Woda podawana była w buteleczkach, co pozwalało na nawodnienie się na odcinku kilkuset metrów, bez zatrzymywania się, w większym komforcie. Wspominam o tym, bo osobiście mimo pewnego stażu biegowego, picie z kubków to wciąż moja zmora. Jak się nie zachłysnę, to wyleję wszystko lub nawodnię…nos lub oczy:).
Wpadając na metę wiedziałem, że moje bieganie nie skończy się w 2010 roku. Nie skończy się w ogóle szybko, a pewnie nigdy. Zbyt piękne wspomnienia zostawały we mnie podczas tego 1,5 -godzinnego z hakiem wysiłku. Nawet trzy wywrotki na trasie, co zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu, nie mogły zmienić mojego pozytywnego odczucia i uśmiechu od ucha do ucha.
Co więcej, głowę coraz mocniej zaprzątała myśl idea – a może tak zostać Szakalem?
Tak, tak. Dziś i ja biegam w pomarańczowych barwach Szakali Bałut. Poznaliśmy się bliżej, razem trenujemy, wspieramy się. Warto być z Szakalami.
Za rok niestety nie będę już mógł napisać tak subiektywnie zabarwionej relacji. Nie można być sędzią we własnej sprawie. Za to z przyjemnością pomogę w organizacji, byście i Wy, kiedy zawitacie do nas na 2. Półmaraton Szakala Dookoła Lasu Łagiewnickiego wynieśli równie pozytywne wrażenia, którymi ja mogłem się cieszyć. Zapraszamy jesienną porą!

Piotr Szczepaniak

Powiązane Posty