Relacja Sebastiana Kłysa z I Półmaratonu ROCK’N’RUN

„Rock is deader than dead” śpiewał ongiś Marlin Manson. Nie jest to do końca prawdą, nie mniej jednak coś w tym jest. Chyba każdy lubi muzykę, chociaż pewnie połączenie muzyki z bieganiem półmaratonu nie znalazło by już tylu amatorów. Niemniej jednak na starcie I Rock&Run półmaratonu w Bydgoszczy stawiło się około 500 osób. Zupełnie przypadkowo dowiedziałem się tym biegu. W trakcie wakacji w górach przeglądając stronę naszego Stowarzyszenia, zobaczyłem, że kilka osób się zapisało. Po kilku minutach było już 10 osób. No to ja też jadę :). Z Sieradza do Bydgoszczy jest ponad 200km, więc kilkoro z nas pojechało już w sobotę. Meldujemy się w hotelu, kolacja na Starym Rynku, trochę rozmów i spać. Rano trzeba być wypoczętym, tym bardziej, że prognoza pogody nie nastrajała optymistycznie. I faktycznie w niedzielę na niebie ani jednej chmurki. Czułem, że będzie ciężko, więc postanowiłem nie forsować się zbytnio, nie myśląc o życiówce i pobiec na złamanie 1:50.

No dobra, idziemy na start. Ubrani jednakowo i z przypiętymi numerami, ściągamy na siebie spojrzenia przechodniów. Spotykamy resztę grupy oraz chłopaków z Kamieńska, biegnących jako Blues Brothers (szacunek za bieg w taki upał w garniturach i kapeluszach). I start… Początek zabójczy około 1,5 km zbieg w dół pod sporym nachyleniem, wszystkich niesie tłum i założę się, że każdy przegiął z tempem na pierwszym kilometrze. Ja miałem 4:38 czyli o wiele za szybko. Ale zaczynamy pierwszą pętle i sytuacja się normuje. Do boju zagrzewa nas 9 zespołów. Dają chłopaki czadu!! Początek biegnę z Marcinem, ale około 6­7 km zaczynam się od niego oddalać. Lwią część dystansu biegnę z poznanym na trasie Łukaszem, dla którego jest to debiut na tym dystansie. Trzymamy się razem, tempo mamy w miarę równe i okazało się, że była to dobra strategia na środkową część biegu. Łukasz jednak miał trochę więcej siły i około 17 km zaczął przyspieszać, zostawił mnie z tyłu i zaliczył imponujący debiut plasując się na 85 miejscu.

Wolontariusze przy trasie rozdają dmuchane gitary. Wpadam na metę trzymając „instrument” jak prawdziwy rockman, w głowie mając pierwsze takty „Smoke on the Water” Udaje się załamać 1:50 co przy tej aurze uważam za dobry dla mnie wynik. Jestem zmęczony, ale na szczęście na Wyspie Młyńskiej jest ogromny trawnik na którym można poleżeć. Trawa jednak to jest to!!!

Sam bieg był trudny, kocie łby, pagórki. Nie przepadam za pętlami, zdecydowanie wolę trasę w jednym kawałku. Brak oznaczeń trasy i tylko jeden punkt nawadniający to spory minus. Nie wiem ile osób zrobiło dodatkową pętle. Ja ustrzegłem się tego tylko dlatego że kontrolowałem dystans z zegarkiem i w odpowiedniej chwili krzyknąłem do wolontariusza, czy to już skręt w stronę mety. Potwierdził, ale nie tak to powinno wyglądać. Na plus były oczywiście zespoły i doping mieszkańców Bydgoszczy, którzy tłumnie wylegli na ulicę swojego miasta, aby nas wspierać.

Jako, że minus i plus się niwelują, bieg w sumie był ok. Mała poprawki organizacyjne i druga edycja będzie lepsza. Brawo dla naszych debiutantów, wyrazy współczucia dla Mariusza który stracił szansę na świetny wynik, życzenia szybkiego powrotu do zdrowia dla Rafała. Specjalny i głęboki ukłon w stronę Witka za odważną decyzję zmienienia się z kibica w półmaratończyka.

Pozdrowienia

Sebastian Kłys

Grupa Biegowa „Sieradz biega”

Powiązane Posty