Górski weekend – relacja Jędrzeja z Biegu na Śnieżkę

Niezapomniany weekend, niezapomniany bieg, niezapomniane chwile – nieograniczona i nie do opisania ilość wszystkich wspomnień i przeżyć. Jakiś miesiąc temu, no może dwa, Mariusz przesłał mi ciekawą stronę internetową o biegu 3 x Śnieżka = 1 Mount Blanc. To co niespełna rok temu wydawało się czystą abstrakcją, powoli nabiera kształtu. Bieg rozgrywano na trzech dystansach: 17,33 i 57 km. Staż mam póki co krótki, więc zdecydowałem się na ten najkrótszy, ale nie oznacza to, że łatwy. Zaplanowaliśmy z Mariuszem i Tomkiem wspólny wyjazd na weekend w Góry. Chyba muszę powoli zacząć się przyzwyczajać do takiej formy spędzania wakacji… Ale szczerze? Odpowiada mi taka formuła
Piątek, godzina 3:30 wyjeżdżamy z Sieradza w kierunku Karpacza, tfu, Kowar. A czemu? Tomek i Mariusz postanowili jako rozgrzewkę potraktować I Bieg Górski w Kowarach na dystansie 10 km. Jak się okazało suma przewyższeń wynosiła 600 m, a cały bieg rozgrywano w stylu alpejskim. Ciekawa rozgrzewka przed biegiem 57 km, nieprawdaż? Gdy chłopaki ruszyli w podróż przełęczą do Małej Upy znajdującej się w Czechach, ja postanowiłem zapoznać się z terenem górskim, a przy okazji ponapawać się przepięknymi widokami. Gdy chłopaki skończyli bieg udaliśmy się już do Karpacza, by zameldować się w hotelu. Rzeczy zostawione, czas iść coś zjeść i odebrać pakiety startowe. Suma przewyższeń między naszym hotelem, a miejscem rozgrywania imprezy wynosiła 240 m, które pierwszego dnia pokonaliśmy raz, a następnego ja osobiście chyba ze trzy razy…  Wszystko poszło pięknie i sprawnie, więc wracamy do hotelu i zaczynamy regenerować siły na jutrzejszy bieg.
Sobota, godzina 6:50 pobudka, pożywne śniadanie i… patrzymy za okno, leje… No super. Ale nie ma czasu, ubieramy się i ruszamy na rozgrzewkę polegająca na dobiegnięciu na linię startową. Z takimi przewyższeniami rozgrzewka była dość intensywna i naprawdę wystarczająca. Godzina 9:05 i ruszamy! Pierwsze kilometry lecą dość spokojnie. Mimo, że chłopaki muszą potem wbiec na Śnieżkę jeszcze 2 razy to decydują się na wspieranie mnie na pierwszym okrążeniu, które pokonywaliśmy wspólnie. Po jakimś 1,5km zaczyna się to na co wszyscy czekali, ‚wspinaczka’. Bieg górski na początku ma tyle biegania co nic. Gdzie się tylko dało to oczywiście biegliśmy, ale sporo czasu na wejściu to szybki marsz z wysokim unoszeniem nóg. Po około 4-6km zaczynam czuć uda, ale cholerstwa palą… mimo, że aura iście spartańska. Leje, wieje, i tak na przemian. Dobrze, że była mgła to przynajmniej nie wiedziałem ile mnie jeszcze czeka.
Na wejściu znajdował się jeden punkt kontrolny, na którym trzeba było podać swój numer startowy GOPRowcom. Trasa? Oznaczona rewelacyjnie, nie było po prostu możliwości zgubienia się. Widoki? Jakie widoki  ? Widziałem tylko swoje nogi, plecy chłopaków i panującą dookoła mgłę. Nieopisanym przeżyciem dla mnie okazała się wąska ścieżka z małymi drzewami iglastymi po bokach, gdzie nie wiadomo kiedy zaczęliśmy biec jeden za drugim w niesamowitym po wspinaczce dla mnie tempem. Wiedziałem, że szczyt jest coraz bliżej.
Drugi punkt kontrolny, znany mi szlak jeszcze z dzieciństwa, co oznaczało, że to już ostatnia ‚prosta’ na sam szczyt. JEST! ŚNIEŻKA ZDOBYTA! Szybkie zdjęcie, znów podanie numeru startowego i po około godzinie i niecałych czterdziestu minutach zaczynamy zbieganie. Teraz to się dopiero zaczyna. Prędkość wzrasta, co jest chyba logiczne. Trzeba uważać, żeby nie pogubić butów. Ze zbiegu nawet dużo się nie pamięta, bo zwracało się tylko uwagę na to, by się nie wypierdzielić..  Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na punkcie odżywczym (znów rewelacyjnie wyposażonym!), jeszcze parę zdjęć i lecimy dalej.
Nagle zaczęło lać, chyba w najmniej odpowiednim momencie. Dlaczego? Zaczęła się tak zwana ściana płaczu, strome zejście z wielkimi głazami, które pod wpływem deszczu stały się strasznie śliskie. Skupienie jeszcze większe, jeśli to tylko możliwe, i jakoś się udało.
Jeszcze raz naprawdę wielkie podziękowania z mojej strony dla chłopaków. Momentami musieli chwilę na mnie czekać. Nie chciałem ich spowalniać, przecież mają jeszcze dwa wejścia na Śnieżkę! Ale nie słuchali mnie i wspierali dalej. Pokonana liczba w kilometrach wyniosła niecałe 18 km, a przewyższenia wyniosły 1000 m. Niesamowite wrażenia. Gdybym miał opisać wszystko, to było by to zwyczajnie niemożliwe. Ale jedno jest pewnie, to wszystko pozostanie już na zawsze w mojej pamięci.
Cała organizacja imprezy była niesamowita, przywiązanie do szczegółów również. Organizator się spisał najlepiej jak tylko potrafił. Po w biegu na metę odebrałem ciężki i bardzo ładny medal, napiłem się coli, która po takim biegu jest rewelacyjna i odszedłem na bok złapać oddech. ‚Chłopaki! Powodzenia!’ jeszcze tylko krzyknąłem i sieradzka dwójka poleciała dalej. Ja postanowiłem jakoś spróbować i dotrzeć do hotelu. Jakoś się udało, szybki prysznic, chwila odpoczynku i znów na dół. Zabrałem czyste ubrania dla ultrasów, by po biegu mogli się na spokojnie przebrać. Na miejscu jeszcze uzupełniłem węglowodany ogromną porcją makaronu zapewnioną przez organizatora i spędziłem resztę czasu na rozmowach z innymi uczestnikami biegu i czekałem na chłopaków aż ukończą bieg.
Reszta czasu po ich przybyciu minęła nam na rozmowach i na oczekiwaniu na zakończenie całej imprezie. Po godzinie 21 zamówiliśmy taksówkę i wróciliśmy do hotelu. Jeszcze tylko piwko w nagrodę i sen.
To co czuję po tym wyjeździe jest zaraz bolesne i niesamowite. Bolesne, bo mam strasznie zakwaszone uda, w końcu nigdy takiego wysiłku nie miały. Niesamowite, bo cały wyjazd zostanie mi na długo w pamięci, to jest coś co kocham i coś co dodaje mi sił.
Podziękowania i gratulacje dla Tomka Dudziaka z Sieradza, który również biegł na dystansie 17 km i większość czasu na trasie spędził z nami. Może będzie jeszcze okazja do wspólnego biegania  Mimo iż był to najkrótszy z możliwych do wyboru dystansów to i tak jestem z siebie dumny. Nie każdy byłby w stanie, w takim czasie, w takich warunkach i z takim krótkim stażem pokonać tę trasę (17 km, 1000 m przewyższeń).
To by było chyba na tyle. Jeśli tylko się uda, to do zobaczenia za rok, tym razem na dystansie średnim, czyli 33 km
Pozdrawiam!!
Jędrzej

Powiązane Posty