2 Nocny Wrocław Półmaraton – relacja Sebastiana Kłysa

Start we Wrocławiu miał być moim półmaratońskim debiutem, ale podczas zimowych przygotowań czułem, że dam radę, aby spróbować tego dystansu wcześniej i wystartowałem w IV Pabianickim Półmaratonie ZHP. Więc można powiedzieć, że wiem „co się z czym je”, tym bardziej, że na treningach kilkukrotnie przebiegałem ten dystans zakładanym tempem. Oczekiwałem tego startu od dawna i obiecywałem sobie, że pobiegnę przynajmniej na takim poziomie jak w Pabianicach (1:45:21). Niestety, na początku maja przyplątały się jakieś bóle piszczeli, łydki i ogólne połamanie. Nie jestem do końca zadowolony z przygotowań, ale zapisałem się tak dawno, że rezygnacja nie wchodziła w grę, tym bardziej, że żona z synem zapowiedzieli się jako kibice 😉 Start był zaplanowany w sobotę na godzinę 21 wieczorem, więc moja żona stwierdziła, że lepiej, żebym nie prowadził samochodu z powrotem przez 150 km i zarezerwowaliśmy sobie nocleg.

W sobotę rano zapakowałem rodzinę do samochodu i ruszyliśmy w drogę. W biurze byliśmy około południa, ludzi było mało i kolejek nie było. Pokręciliśmy się trochę po stadionie i pojechaliśmy do hotelu, później spotkanie z rodziną. Żebyście widzieli ich miny, kiedy wyciągnąłem własne jedzenie i zjadłem je o określonej godzinie :). Rozmowy, odpoczynek i ani się obejrzałem zrobiła się godzina 18 i trzeba było się zbierać.

Na stadionie spotkaliśmy się całą grupą, trochę rozgrzewki ,nerwowe oczekiwanie i stajemy w strefach startowych. Dookoła latają żarty, czy wystartujemy o czasie i czy w ogóle. Ale tym razem wszystko zadziałało i 2. a właściwie 1. Nocny Półmaraton doszedł do skutku. Pierwszy km 5:01 i plan żeby tak utrzymać. Trasa wiedzie przez malownicze zakątki Wrocławia, 7 mostów, częścią Wielkiej Wyspy.

Ale nie ma czasu na podziwianie widoków, walka trwa. Na 10 km mam czas 50:28, jest dobrze. Tylko, że to dopiero połowa. Wszystko „zaczęło się” na 15 km. Poczułem, że słabnę, mimo że tętno utrzymywało się na równym poziomie. Gdzieś koło 19 km minął mnie Wiesław, krzyknąłem Mu, żeby leciał, bo ja już nic więcej nie wycisnę. 20-ty km -tempo 5:17.

Ostatnie 1097 m pokonuję na „oparach”, ale mam siłę, żeby podnieść ręce do góry w geście zwycięstwa. Medal, picie, buziak od żony ,uściski od syna i „piątki” z kolegami. Czas ostatecznie 1:48:07- do poprawki ;).

Parę słów o organizacji. Podsumowując: organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Policja na każdym skrzyżowaniu, oznaczone zakręty, punkty z napojami (izotonik, woda, banany ,cukier, woda w miednicach dla ochłody) ustawione na 6,12 i 18 km. Kibiców było sporo, choć czasami dało się usłyszeć przykre teksty od przechodniów. Wszystkich nie da się zadowolić. W moich oczach Wrocław się zrehabilitował i pewnie trzeba będzie wrócić za rok.

Pozdrawiam

Sebastian Kłys

Grupa Biegowa Sieradz biega

Powiązane Posty