Paulina Zduńczyk druga na 110 km podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich!

W miniony weekend w Lądku Zdrój odbył się Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich, jedna z największych imprez w Polsce jeśli chodzi o bieganie w górach! Na starcie stanęła Paulina Zduńczyk z Łodzi, która wybrała dystans 110 km czyli tzw. K-B-L zajmując 2 miejsce wśród kobiet z czasem 15:17:41! Zawodniczka AKADEMIABIEGACZA.PL potwierdza, że do biegów górskich można dobrze przygotować się nawet na naszych małych górkach w centrum Polski. Poniżej relacja naszej „łódzkiej góralki”, która po raz pierwszy biegała sama w nocy, pierwszy raz przebiegła 100km w górach ….

Paulina Zduńczyk: Przede wszystkim zacznę od tego, że nadal do końca nie wierzę w to, co wydarzyło się w miniony weekend. Mam już małe doświadczenie w biegach ultra, bo dwa lata z rzędu udało mi się wybiegać ok. 170 km na Leśnej Dobie, ale to miała być moja pierwsza górska „setka” i pierwsza samotna noc w takim terenie. Traktowałam ten bieg jako kolejną przygodę i doświadczenie do kolekcji. Przed startem kompletnie wypierałam z czym przyjdzie mi się zmierzyć, starałam się nie myśleć. Stres pojawił się dopiero w dniu startu. Przekleństwem dla mnie było to czekanie do godz. 17. Emocje i obawy buzowały… Wszystko to minęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie startu. Tak, jakby balonik, który sama w sobie nadmuchałam – pękł, a ja w końcu mogłam zacząć cieszyć się tym biegiem.

Temperatura i słońce dawały o sobie mocno znać, więc zaczęłam spokojnie i bez ciśnienia. Kilometry i czas mijały szybko, był czas na pogaduszki z biegaczami, luz – blues. No i później się zaczęło. Na trasie mijaliśmy biegaczy, którzy wystartowali dzień wcześniej na 240km i co rusz słyszałam: „o! pierwsza kobieta, brawo!”. Starałam się nie podpalać, bo to był dopiero początek, ale adrenalina zrobiła swoje. Pojawiły się pierwsze myśli, że może mogę tu powalczyć o dobre miejsce na mecie. Niestety, mimo nawadniania dość szybko zaczęły pojawiać się skurcze. Musiałam trochę zwolnić, bo każde niepewne postawienie nogi spinało mi łydki. Około 30 kilometra straciłam pierwszą pozycję, ale nie poddawałam się, cały czas robiłam swoje. I przyszło to, czego najbardziej się bałam, czyli noc, która okazała się wybawieniem. Zrobiło się chłodniej i wcale nie było tak strasznie jak sobie to wyobrażałam. Szokiem było dla mnie to, że na tak dużym biegu stawka rozciągnęła się na tyle, że 80% czasu biegłam sama. To, co na zawsze zostanie w mojej pamięci z tego biegu, to Droga Krzyżowa, pokonywana samotnie w ciemnościach.

Moja wyobraźnia zaczęła wtedy działać na najwyższych możliwych obrotach. Dobrze, że przed biegiem nie wiedziałam co mnie czeka, bo mogłabym mieć opór z samotnym wyjściem z przepaku w Bardo. Noc mijała, kilka razy tasowałyśmy się z pierwszą zawodniczką i zaczęły się moje problemy z kolanem. To, co nadrabiałam do góry, traciłam z nawiązką na zbiegach… W pewnym momencie spadłam na 3 miejsce. Poczułam lekką rezygnację i złość. Udało mi się jeszcze zawalczyć i wyjść na prowadzenie, które utrzymywałam do ok. 100 km. Niestety później, na moje nieszczęście, zaczął się już bardzo długi, łagodny zbieg do mety. Do mety dobiegłam na drugiej pozycji. Przed biegiem miejsce w pierwszej dziesiątce kobiet brałabym w ciemno… Ale jak widać, apetyt rośnie w miarę jedzenia i czuję niedosyt. Było już tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Mimo wszystko uważam ten wynik za swój spory sukces. Tak naprawdę znalazłam się w tym świecie ultra stosunkowo niedawno. Jeszcze 5 lat temu nie wiedziałam czym są góry, a tym bardziej, że można po nich biegać i czerpać z tego taką radość. Po ciężkim dla mnie starcie na tegorocznym Biegu Rzeźnika czuję, że zaszła we mnie duża zmiana.

Ogromna w tym zasługa mojego Trenera Mariusza Kotelnickiego. Jestem wdzięczna, nie tylko za aspekt sportowy, rozpisywanie treningów, ale też, a chyba przede wszystkim, za wsparcie mentalne. To dzięki niemu uwierzyłam, że mogę więcej. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że na nowo poukładał mi w głowie. Przestałam negować wiele rzeczy i zaufałam procesowi. Na nowo zaczęłam cieszyć się treningiem i zrozumiałam, że nie zawsze będzie szło jak z płatka, że kryzysy będą zawsze. Uczę się wychodzić ze swojej strefy komfortu. Od Rzeźnika staram się unikać biegania po asfalcie i 90% treningów robię w terenie, nawet jeśli miałoby to skutkować tym, że nie do końca uda mi się zrealizować plan i założenia tempowe. Wierzę, że kiedyś, w przyszłości mi to odda.

A Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich polecam z całego serca wszystkim, tym wprawionym i tym, którzy tak jak ja dopiero zaczynają swą przygodę z górskim ultra. Każdy znajdzie coś dla siebie. A atmosfera tak dużego festiwalu i piękne tereny, przez które przebiegają trasy, wynagrodzą każdy trud.

Powiązane Posty