V Maraton Ostrowski im. M. Jakowczyka relacja Piotra Stoleckiego

26.06.20011 w Ostrowie Wielkopolskim odbył się już V Maraton Ostrowski im. Marka Jakowczyka. W maratonie tym wzięło udział 133 biegaczy, a wśród nich kilku biegaczy z zagranicy. Wraz ze Zbyszkiem Kucharskim postanowiliśmy zmierzyć się z dystansem 42 km na dość trudnej trasie, która mieściła się w kompleksie leśnym Piaski – Szczygliczka. Przypomnę, że rok temu też brałem udział w tym maratonie razem z Krzyśkiem Łaszczakiem. To właśnie zeszłoroczna IV edycja tego maratonu spowodowała,  że koniecznie chciałem tam jechać i w tym roku . Prawie 30 stopniowy upał i ciężka piaszczysta trasa sprawiły, że  rok temu ledwie dotarłem do mety z czasem  4:39. Byłem na siebie wściekły, że w ogóle wziąłem w nim udział. Jednak kiedy zbliżał się termin tegorocznego maratonu coraz częściej zastanawiałem się nad startem w nim. Miałem sobie coś do udowodnienia. Na szczęście znalazł się jeszcze jeden Spartakus, który nie przestraszył się ostrowskiej trasy.

Z Bełchatowa ruszyliśmy o 5:30, co dało nam spory zapas, żeby dotrzeć na miejsce. W biurze zawodów stawiliśmy się o 8 i byliśmy jednymi z pierwszych biegaczy. Po załatwieniu formalności w biurze postanowiliśmy zwiedzić piękny kompleks rekreacyjny, który oferował wiele atrakcji dla swoich gości. O godzinie 9:30 rozpoczęliśmy ze Zbyszkiem rozgrzewkę. Wszystkie nasze poczynania dokumentowała aparatem Zbyszka żona,  Krysia, która później wspierała nas dopingiem oraz napojami. O godzinie 10 po kilku przemowach przetruchtaliśmy po starcie honorowym na start ostry, który miał miejsce w lesie jakieś 450 m dalej. Po odliczeniu od 10 w dół ruszyliśmy. Założenia na ten bieg były takie, żeby ukończyć bieg z czasem 4 godzin. Mając w głowie słowa naszego  mentora Tomka Smodlibowskiego, który na wspólnym treningu powiedział że „ maraton to nie jest sztuka przyśpieszania a sztuka hamowania” a zwykle podczas zawodów gubi mnie zbyt mocny start postanowiłem te słowa wprowadzić w życie. Od pierwszego kilometra pilnowaliśmy ze Zbyszkiem czasu poszczególnych kilometrów, aby nie przesadzić z prędkością. Po ukończeniu trzech pętli, czyli dystansu około 21 km, czułem, że mam jeszcze spory zapas siły jednak wiadomo, że problemy zaczynają się w okolicach 30km. I tak też się stało w przypadku Zbyszka. Niestety na 5 pętli Zbyszek zginął mi gdzieś z oczu. Chwilkę zwolniłem ale czas płynął nieubłaganie. Do końca biegu pozostały dwie pętle, a ja czułem że mogę powalczyć o dobry czas. Po 32 kilometrze  i mnie dopadły delikatne słabości w postaci lekkich zawrotów głowy i kolki po zażyciu żelu i izotonika. Trzy słabsze kilometry z czasem około 5:45 i czułem, że siły wracają. Ostatnie 7 km biegło się dość lekko zważywszy na przebyty już dystans. Do mety dotarłem po 3 godzinach 57 minutach i 20 sekundach, co pozwoliło mi po raz pierwszy złamać 4 godziny. Na mecie czekał medal i pakiet z naprawdę fajną koszulką techniczną. Po około 20 minutach na metę dobiegł Zbyszek z czasem 4:16:09. Ponieważ na całym obiekcie nie mogliśmy znaleźć pryszniców postanowiliśmy skorzystać z uroków kompleksu Piaski i wykąpać się w tamtejszym kąpielisku. Pięć minut w zimnej wodzie postawiło nas na nogi;-). Potem posiłek regeneracyjny i oczekiwanie na dekorację oraz  losowanie nagród. Najlepszy wśród panów był  Piotr Taczka z Ostrowa z czasem 2:54:25 drugi był zawodnik z Kalisza Ryszard Płochocki 2:54:56 a trzeci  Krzysztof  Maciejewski  z  Krotoszyna 3:00:17. Wśród pań najlepsza była Dorota Krowicka 3:44:54, druga Aleksandra Niwińska 3:49:12 a trzecia Anna Ranoszek 3:57:55.

Po dekoracji w tych dwóch kategoriach odbyło się losowanie nagród. Tu znowu dopisało szczęście, bo został wylosowany numer 22  czyli mój. Po losowaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

Jeśli chodzi o organizację biegu, to uważam, że bieg był dość dobrze przygotowany. Trasa dobrze oznaczona z dwoma punktami z wodą na jednym okrążeniu czyli około 7km. Pomimo tego że nie była wyłączona od ruchu pieszych, rowerzystów i  samochodów to nie było to tak bardzo uciążliwe jak w zeszłym roku gdzie było wielu amatorów opalania i grillowania ,a o piciu piwa nie wspomnę 🙁

Jedno jest pewne. Z dzisiejszej perspektywy maraton w Ostrowie nie wydaje się już taki straszny jak rok temu. Nigdy bym nie przypuszczał, że właśnie tam złamię 4 godziny, a do tego bieg będzie przyjemnością. Jeszcze raz dziękuję pani Krysi za doping i podawanie picia oraz Zbyszkowi  za wspólny bieg.

Piotr Stolecki

KB Sparatkus Bełchatów

www.belchatowbiega.pl

Powiązane Posty