Kiedyś komuś powiedziałem że bieganie to nuda, myliłem się .

Pewnego październikowego nadspodziewanie ciepłego dnia Sebastian  zaproponował abyśmy razem z innymi znajomymi zmierzyli się z 10  kilometrową trasą biegu z okazji Światowego Dnia Biegania . Nigdy mnie nie  ciągnęło do takiej aktywności a mówiąc szczerze bieganie traktowałem  jako coś  szalenie nudnego. Sebek nie dawał za wygraną i wreszcie  namówił mnie i nawet zapłacił wpisowe przez internet co dla mnie jak  wszyscy wiedzą nie jest proste i  mogło już na początku zniweczyć mój  plan podboju łagiewnickiego lasu…Wcześniej udało mi się zarejestrować  jako biegacz niezrzeszony na stronie internetowej ( z czego byłem dumny )  biegu i otrzymałem numer startowy . Numer 59 , czułem że to może być  czarny koń wśród numerów a oczami wyobraźni już prawie widziałem ten  numer jako koń mechaniczny wśród powolnych innych numerów , które ze  zdziwionymi właścicielami zostały by w tyle …
Niedziela zaczęła się miło , słońce dodawało wiary że musi się udać  te kilometry przebiec . Dwie kawki na śniadanko i zdziwienie Agusi że nie  mam ochoty na jej jajecznice , ochotę to ja miałem ogromną ale jaką mieli  by minę biegacze gdyby co chwilę w trakcie biegu …pierdziułki  śmierdzące chmurki…
Wolałem uniknąć nieporozumień z właścicielami innych numerów a więc z  bólem serca odmówiłem Agusi i w drogę . Sebek już pod blokiem . Pędzimy  po  Piotrka , okazuje się że niepotrzebnie bo jak zwykle musimy na niego  czekać  …wgramolił się do tyłu bo ja pełnie funkcję dzipiesu i mam  zadanie doprowadzić nas jak najszybciej do Arturówka . Oczywiście jedziemy  najdłuższą trasą bo jak ja mówię w prawo to Farma że jeszcze nie i tak  w kółko , wreszcie jesteśmy . Na parkingu spotykamy się z Karoliną ,  będzie kapitanem naszej drużyny . Tak patrzę sobie na moich przyjaciół ,  fachowo ubrani nie różnią się niczym od innych uczestników biegu  …cóż buty trekingowe i zajebiste dresiki ala pumpy to chyba nie najlepszy  wybór …
Jak zwykle nie obyło się bez niespodzianek , tym razem nie najlepszym  wyborem były czyste nówki sztuki bokserki , które przy każdym kroku  wciskały się tam gdzie nie powinny …trzeba było zostać przy starych ,  sprawdzonych . Szybka decyzja i bokserki lądują na fotelu a ja ku  zgorszeniu starszych uczestniczek przez moment paraduję w stroju Adama . W  biurze zawodów otrzymujemy wydrukowany numer i bon żywnościowy z czego  najbardziej cieszy się Piotrek bo jeżeli ktoś nie wie to On , Kret i  Wróbel mogą jeść tony żarcia a i tak wyglądają kurwa zajebiście …na  pewno mają tasiemca.
Stojąc na starcie czuję duże emocje , czy dam radę , czy uda się dobiec  do mety…Obiecałem że postaram się biec bez przerwy i ani razu nie iść  .
Odliczanie i już …Pierwsze metry fajne , biegnę według wskazówek  chłopaków czyli spokojnie bez napinania bo powtarzali mi żebym biegł  swoim tempem bo na początku wszyscy szaleją a później słabną i wtedy  mam szansę ich dogonić a na końcu pokazać im plecy. Tyle tylko że po  pierwszym kilometrze byłem w grupie kończącej stawkę biegaczy , kolejny  kilometr upłynął mi na liczeniu osób , które mnie wyprzedzały aż w  końcu przed trzecim kilometrem słyszałem już tylko za sobą jeden oddech  . Próbowałem przyspieszyć ale jakoś tak nie mogłem się urwać mojemu  bezpośredniemu przeciwnikowi . Nagle przestałem słyszeć za sobą kroki i  z ciekawością odwróciłem się i zobaczyłem że biegaczem , który przez  te kilometry biegł moim zawrotnym tempem była pani w wieku 60 + …Przed  sobą miałem siedem kilometrów samotnej walki z czasem ponieważ w zasięgu  wzroku przede mną nie było nikogo . Utrzymywałem równe tempo i czkałem  kiedy wreszcie dogonię tych co to mieli osłabnąć , do piątego kilometra  żaden nie osłabł na tyle abym go dostrzegł przed sobą … Na półmetku  miła pani krzyknęła :
Jeszcze jedno kółko
Jest dobrze , trasę już znam , teraz zaatakuję i będę zajebisty . Nagle  lewe kolano , tuż po szóstym kilometrze przestało działać . Ból mocny  ale obiecałem dobiec do końca , drużyna liczyła na mnie i na mój wynik ,  który mógł nam dać miejsce na podium . Ciągle biegłem tym samym równym  tempem choć kolano kuło dramatycznie i każdy krok sprawiał że miałem  ochotę po prostu olać sprawę i się wycofać . W duchu cały czas  powtarzałem sobie że drużyna jest najważniejsza i muszę wytrzymać .  Żeby nie myśleć o kolanie liczyłem kroki , jak mi się znudziło,  wypatrywałem wiewiórek biegających po zżółkłych jesiennych liściach .  Traf chciał że na ósmym kilometrze przypadkiem mój wzrok wypatrzył  zamiast wiewiórek miłą scenkę między drzewami , której bohaterami była  jakaś mocno zakochana para . Jako że było za późno na ukrycie się przed  moim wzrokiem , pomachali mi i dalej robili swoje . Do mety dwa kilometry a w  moich myślach pojawił się inny obraz , obraz innej zakochanej pary ,która  kilkanaście lat wcześniej też w tym lesie może tylko w innym miejscu  kradła siebie nawzajem…
Jakiś rowerzysta , mówi do krótkofalówki że już mamy ostatniego .  Dociera do mnie że to o mnie , więc jednak nie było słabszych ,którzy  mieli osłabnąć …
Ostatnia prosta , lewej nogi nie zginam więc biegnę kulejąc …meta ,  oklaski ,gratulacje a w końcu wywiad i pytanie –
– czy pan biegał ?
– nie , nigdy
– no, to widać
– nooo…( inteligentnie zakończyłem wywiad )

Kręci mi się w głowie , uczucie radości dopełnia się gdy pałaszuję  słodka bułkę. Miałem ochotę na grochówkę ale były skwarki a ja ich  nie lubię , nie zmarnowała się …Piotruś zjadł drugą porcje .
Brygada Karoli niestety zajęła 6 miejsce w klasyfikacji drużynowej , chyba  przeze  mnie bo pozostała trójka pobiegła znakomicie , szkoda . Na końcu  rozdanie nagród dla najlepszych i losowanie upominków wśród wszystkich  uczestników i tu niespodzianka bo Sebek wygrał białą wypasioną polówkę  a Karolina plecaczek  ale niestety zerwała się wcześniej na saunę i  plecaczek przepadł. My z Piotrkiem celowaliśmy w nagrodę główną (  odtwarzacz DWD )
ale niestety nie udało się , z czego byliśmy bardzo niezadowoleni i nawet  rozważaliśmy złożenie drogą mailową protestu bo niestety nie my go  wygraliśmy  . Odstąpiliśmy od tego pomysłu ale postanowiliśmy na drugi  raz sami sobie kupić i wręczyć jakąś nagrodę …
Tak już na koniec bo pewnie nie wszyscy wiedzą a ja przez skromność nie  wspomniałem wcześniej – mój czas to 1h 12mn 18s –
Byłem 144, ostatni
Dziękuję za wspaniałą zabawę całej ekipie w ,której skład wchodzili :
KAROLINA  MICHALAK
SEBASTIAN NOWAKOWSKI
PIOTR KOŁUDZKI

Pozdrawiam
Sebastian Seraficki

Powiązane Posty